Recenzja: Disgaea 4: A Promise Unforgotten (PS3)
W dobie wszech-panujących gier w których poziom trudności najlepiej określić zdaniem „wciśnij START by ukończyć grę”, jednym z ostatnich bastionów gier nad wyraz długich, skomplikowanych i trudnych jest Nippon Ichi Software, japońska firma która dostarcza nam wielu gier, głównie tych z gatunku j-RPG.
NIS wypłynęło dzięki serii Disgaea, która stała się ich wizytówką, synonimem pójścia pod prąd i tracenia setek godzin na wbijanie poziomów. Wraz z kolejną, czwartą już częścią tego RPG-a z elementami strategii ta wizytówka nabiera na sile, bo Disgaea 4: A Promise Unforgotten może śmiało być nazywana gigantycznym grind-festem.
Powiedzmy sobie szczerze, w ten tytuł zagrają ludzie, którzy zakochali się w poprzedniczkach, mają za dużo wolnego czasu, lub kochają gry Nippon Ichi. Cała reszta może odbić się od ściany zagmatwania tytułu. Z początku zauważyć można, że szkielet gry został, dalej mamy limit 9999 poziomu, możliwość zwiedzania Item World w celu przypakowania broni, reinkarnacje, parlament i wszystko co już widzieliśmy chociażby w Disgaea 3. Czy ma sens więc kupować kolejny raz to samo? Ma, bo wbrew pozorom w podobnym opakowaniu otrzymujemy coś innego i przede wszystkim, coś dużo lepszego. Bo powiem to wprost, czwarte część flagowej serii NIS jest najlepsza ze wszystkich.
Zacznijmy jednak od początku. Gra przedstawia nam wampira o imieniu Valvatorez, który aktualnie jest instruktorem Prinnies (to te cudaczne pingwiny), jednak niegdyś był potężnym tyranem, przed którym klękały ze strachu narody. Jednak pewnego razu złożył obietnicę, która kosztowała go utratę dostępu do świeżej krwi ludzi, a co za tym idzie, utraty prawie wszystkich swoich sił. Paradoksalnie przeżyć pozwoliły mu... sardynki, które w tej grze pełnią rolę humorystycznej odskoczni od wydarzeń, które widzimy. Naszemu bohaterowi towarzyszy wilkołak Fenrich, który lojalność swojemu panu przekłada nad wszystko. Jak w każdej części spotkamy także multum innych postaci, które dołączą do naszej ekipy i gdyby je porównać to na pewno zestaw serwowany w tej części jest dużo lepszy od poprzedniczek. Podobnie jest z warstwą fabularną, która z początku może wydawać się cholernie kiczowata i polana niestrawnym, w znanym miłośnikom tej serii stylu. Jednak gdy zastanowimy się i skupimy na opowiadanej historii to możemy zobaczyć, że pod warstwą pastiszu przemycono problemy dręczące aktualne społeczeństwo. Mamy tutaj korupcję, eksperymenty, utratę wiary, machlojki i znaczącą większość problemów lub zagrożeń z prawdziwego świata. Do tego dołóżmy pozytywne aspekty, jak sam tytuł wskazuje jest to historia o dotrzymaniu obietnicy w każdym momencie, nawet gdy wszelakie okoliczności skłaniają do jej złamania. Nie jest może to dzieło na modłę nagród za najlepszy scenariusz, ale znacząco wybija się poza miałkość i słabość dzisiejszych historii przedstawionych w grach.
Jednak nawet dobra fabuła nie uratowałaby tej gry, gdyby seria stanęła w miejscu. Dzięki bogu twórcy wreszcie poszli po rozum do głowy i uznali, że PlayStation 3 ma znacznie większe możliwości niźli mogło im się wydawać. Największą zmianą jest użycie (wreszcie!) sprite'ów w rozdzielczości HD. Zapomnijmy więc o straszących dzieci i powodujących ślepniecie postaci w rozdzielczości wprost z czasów pierwszego PlayStation. Wszystko teraz wygląda tak jak byśmy tego chcieli już od części trzeciej. Oczywiście developer pozostawił w grze możliwość przełączenia na stare sprite'y, ale powiedzmy sobie szczerze – nikt tak nie chce grać. Rozwinięte zostały także możliwości sieciowe tytułu. Do naszych rąk oddano edytor własnych map i tworzenia własnych piratów. Oczywiście zarówno mapy jak i piratów wysyłamy na serwery i z tego korzystać mogą inni gracze. Korsarze za to sobie bezkarnie plądrują i najeżdżają cudze gry zbierając nam przedmioty i CP, za które potem możemy kupić części do tworzenia map lub statków. I tutaj także nowinka – by zdobyć większość części potrzebnych na stworzenie pirackiego wehikułu, musimy w tym celu pokonywać piratów, którzy dzięki zmianie jaka zaszła w grze, mogą atakować nas już przed 10 poziomem Item World. Element społecznościowy w grze znalazł także w Parlamencie, który zastąpił szkołę z Disgaea 3. Możemy mianować nasze postacie na stanowiska ministrów, pełniona funkcja ma rożne bonusy do statystyk, więc opłaca się próbować różnych kombinacji. Gdzie ten element społecznościowy? Otóż wybierając ministra spraw zagranicznych, nasza postać bierze losowo udział w posiedzeniach sejmu innych graczy, co za tym idzie ma możliwość otrzymania łapówek i przekazania ich nam. Oprócz tej opcji, w Parlamencie mamy planszę, która odblokowuje się wraz z postępami w grze i możemy tam umieszczać Symbole Zła, które mają różne dodatki i odpowiednie ich rozmieszczenie daje nam czasami dużą przewagę. Z ostatnich nowinek to dodanie nowych umiejętności, nowe potwory, zmienienie zasad Magichange, dzięki czemu otrzymujemy możliwość podwójnej zmiany i solidnego dopakowania postaci, która dzierży broń z potwora, a do tego możliwości fuzji dwóch potworów w celu uczynienia z nich śmiercionośnego zawodnika. Drobne poprawki zaszły także w menusach gry i polu walki.
Czwarta Disgaea nie jest tytułem na chwilę, ukończenie głównego wątku fabularnego zajmuje około 30 godzin, jednak koniec gry jest dopiero jej początkiem. Po końcowych napisach mamy możliwość kontynuowania gry i wtedy otworem stoją przed nami wszystkie możliwości jakie oferuje gra. A tego wystarczy spokojnie na setki godzin i nie przesadzam w tym aspekcie. Odkrycie wszystkich klas poprzez ich levelowanie połączone z reinkarnacją, zdobycie dodatkowych postaci, wszystkich symboli zła i przedmiotów. Dostępnych opcji jest tak dużo, że z początku przytłoczony zostanie nawet fan serii, który przecież powinien już przywyknąć do ogromu zawartości na płycie Blu-Ray.
Podstawowym pytaniem jest to, czy początkujący gracz nie poczuje się zagubiony. Samouczek, który jest pełniony przez pierwszy rozdział gry sprawdza się idealnie w wyjaśnieniu większości zagadnień systemowych. Tak więc nowicjusz szybko załapie o co chodzi w GeoPanelach, GeoBlokach, tworzeniu wież czy ataków drużynowych i wszystkim co z tym związane. Doświadczony gracz, który miał do czynienia z tą serią nie poczuje się zawiedziony, o ile z początku może wydać się, że dostajemy nieświeży kawałek steku, to po dłuższej degustacji smakuje nam coraz bardziej. Zmiany wprowadzone w grze wyszły jej na dobre i z całego serca mogę polecić Disgaea 4: A Promise Unforgotten każdemu, który poszukuje gry na długie, nadchodzące jesienne wieczory. Tylko ostrzegam, wyjmiecie sobie z życia setki godzin, więc poproście dziewczyny/małżonki/kochanki o wyrozumiałość kupując ten tytuł.
Ocena - recenzja gry Disgaea 4: A Promise Unforgotten
Atuty
- Rozbudowana do granic możliwości
- Spędzicie z nią setki godzin
- Fabuła
- Zawartość w tzw. post game
Wady
- Weterani serii mogą odczuwać brak większych nowości
Pokręcony humor, prosta grafika i setki godzin, które trzeba poświęcić temu RPG-owi czyni z niego propozycję idealną, dla fanów tego typu rozgrywki.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych