Recenzja: Assassin's Creed III: Liberation (PSV)
Gdyby każda konsola miała umierać w taki sposób jak wieszczą domorośli jasnowidzący, internetowi eksperci, to na rynku nie byłoby żadnej konsoli. Jeden z najlepszych zestaw gier na start, a teraz w niecały rok po premierze otrzymujemy grę, której żadna konsola by się nie powstydziła, a jeszcze parę lat temu byłoby niewyobrażalne by gra takiej skali zmieściła się w kieszeni, tracąc niewiele względem wersji na dużych konsolach. Panie i panowie – przywitajcie się z Assassin's Creed III: Liberation.
Asasyn już raz pojawił się na konsoli przenośnej i nie był to udany debiut, bo wersji na PlayStation Portable było bliżej crapa niż dobrego tytułu, ale i tak marka Ubisoftu zadziałała na graczy jak urok wprawnej wiedźmy. Dlatego gdy zapowiadano Liberation, moje obawy były uzasadnione i spotęgowane tym, że produkcją miał zająć się Ubisoft – oddział w Sofii. Patrząc na poprzednie dokonania byłem przekonany, że ten projekt można zasypać piachem i zapomnieć. Ale później pokazano pierwszy materiał wideo, później kolejne, po drodze wpadły dzienniki dewelopera i pomyślałem sobie „cholera, nie wygląda to tak źle jak myślałem”. Gdy przyszło co do czego, wklepałem kod, pobrałem grę na swoją Vitę i odpaliłem czym prędzej się dało. Nie dlatego, że byłem bardzo zajarany, bo nie należę do osób przesadnie kochających serię Ubisoftu. Powodem była chęć szybkiej konfrontacji niskich oczekiwań ze stanem faktycznym. I powiem od razu – Ubisoft Sofia okazało się ode mnie lepsze. I mimo że gra nie wystrzega się błędów, to potrafi wciągać i bawić lepiej niż nie jeden tytuł z konsol stacjonarnych.
Pierwsze co rzuci się w oczy to oczywiście uproszczone modele postaci i mniejsze połacie terenu do eksploracji, ale to było „oczywistą oczywistością”, że nie można przenośnej gry oceniać kategoriami stacjonarek. I dlatego śmiało mogę napisać, że przygody Aveline wyglądają bardzo dobrze, pop-up jest w akceptowalnych ilościach. Nie dostajemy nim po oczach, przeciwnicy nie wyskakują nam przed nosem, a wszelakie dorysowanie terenu występuje rzadko. Spodziewać się można było uproszczonych modeli wszystkich jednostek oprócz głównych bohaterów i to widać, ale o dziwo – różnice są małe. Jednak nie sposób przejść obok tego, ze odbiło się to na płynności gry. Czasami zwalnia ona znacząco i obstawiam, że 15 klatek na sekundę nie wyciąga. Nie jest to regułą, że w każdej zadymie, ale gdy biegamy po Nowym Orleanie, w tłumie toczymy walkę z paroma przeciwnikami i do tego użyjemy bomby dymnej – spodziewajmy się konkretnego spadku ilości wyświetlanych klatek. Czasami też gra w kompletnie losowym miejscu zacznie się dławić, ale trwa to dosłownie chwilkę i pojawia się raz za kilka godzin gry. Problemów jest więcej, czasami Aveline się gdzieś zaklinuje, czasami przebiegnie przez teksturę jakby nigdy nic. Do tego niektórzy donoszą, że pewna kombinacja stroju powoduje wieszanie się gry i kasowanie zapisów. Ubi pracuje nad łatką, ale nie zmienia to faktu, że nie jest to przyjemna sprawa. Kamyczek do ogródka błędów wrzucam także z dziwnymi zachowaniami SI. Czasami rzucają się na nas mimo zerowego zainteresowania gdy Aveline przebrana jest za damę, a zdarza się, że mając pasek poszukiwań na maksimum, możemy przejść jakby nigdy nic obok strażnika, opędzlować go z żołdu i pobić staruszka. Ot – równi i równiejsi.
Jak to się ma do mojej opinii, że Assassin's Creed III: Liberation to dobra gra? Ano tak, że nie ma róży bez kolców i nawet tytuł z drobnymi błędami potrafi wciągać jak bagna Luizjany. Zresztą, po nich także się poruszamy poza Nowym Orleanem, odwiedzimy też okolice Meksyku, gdzie nie zdradzając fabuły za bardzo – poznamy co niego o naszej przeszłości. No i skakanie po piramidach Indian daje większą frajdę niż niskie budynki w rodzinny mieście Aveline. Podobnie jak harce na drzewach. Miałem obawy odnośnie tego elementu, ale rozwinięto to bardzo fajnie. Animacje są przyjemne dla oka i nie wyglądają na drewniane. Oczywiście widać z kilometra na które drzewa możemy wskoczyć, ale to nie może nikogo zaskoczyć. Asasyn zawsze miał pewne ograniczenia, więc i na mniejszej konsoli będą obecne.
Zawodzi trochę warstwa fabularna po której spodziewałem się jednak trochę więcej zwrotów akcji i postaci w wielu skalach szarości, a tak albo jest coś białe, albo czarne. Jednak jej prowadzenie jest interesujące i od samego początku nie pozwala nam się nudzić. Po szóstej sekwencji mamy znaczne rozkręcenie akcji i potem jest już tylko lepiej. Bardzo dobrze wypada postać Aveline, którą polubiłem od samego startu. A ten jej francuski akcent, który nie jest udawany – miodzio. Inne postaci jak chociażby Agate są całkiem wiarygodne, aczkolwiek niektóre nasze ofiary są śmiesznie stworzone. Ale nie ma się co nimi przejmować – i tak giną od naszego ostrza.
Jeśli skupimy się na głównym wątku fabularnym, to gra pęknie w ponad 10 godzin, ale jak w każdej odsłonie – mamy mnóstwo rzeczy pobocznych do wykonania. A to uwalniamy niewolników, a to zbieramy kartki z pamiętnika, które rzucają trochę światła na historię, a to zapolujemy na krokodyla. Dochodzi do tego także wątek zarządzania siecią statków i handlu, który jednak jest fatalnie wytłumaczony i czasami kombinowałem o co tak naprawdę grze chodzi. Nowością jest system przebrań z racji tego, że Aveline to kobieta i nigdy nie ma się w co ubrać. Zależnie od stroju możemy wykonywać specjalne czynności. Ubiór damy pozwoli nam zauroczyć strażnika albo go przekupić, za to jako niewolnica wtopimy się w tłum pracujących murzynów i nikt nie będzie się nami przejmował. Pozwala to na szersze spektrum możliwości w jaki sposób ukończymy daną misję. A jeśli o nich mowa – nie podobają mi się dodatkowe zadania by zaliczyć na 100% grę. Albo musimy kogoś zabić w ustalony sposób, albo w określonym czasie. Można to zignorować, ale wtedy pozostanie nam niedosyt. Jest także tryb dla wielu graczy, ale szkoda nawet o nim pisać – kompletnie nieprzemyślane zasady w których musimy czekać cholernie długo na nasz następny ruch. Nie warto sobie nim głowy zaprzątać.
I dziwię się osobom krytykującym ten tytuł i zarzucającym nudę. Wtedy w takim przypadku każdy Asasyn powinien być nudny, bo wersja na PlayStation Vita może czuć się pełnoprawnym członkiem rodziny, w pełni akceptowanym i kochanym. Mimo, że nie jest wpleciona w główną oś fabularną, to jako poboczna historia sprawdza się znakomicie. Denerwują czasem rzeczy, które musimy wykonywać korzystając z możliwości Vity (odczytywanie pod światło to mordęga), są po prostu średnio zrobione. Na szczęście sama postać kobiety-asasyna to dla mnie strzał w dziesiątkę. Mam nadzieję, że Ubi nie zrezygnuje i dostarczać nam będzie kolejnych gier na Vitę.
Ocena - recenzja gry Assassin's Creed III: Liberation HD
Atuty
- Postać Aveline
- System przebrań
- Otwarty i szczegółowy świat na Vicie
- Wciągająca rozgrywka
Wady
- Bezsensowny multiplayer
- Problemy z SI
- Grze zdarza się "zadławić" animacją
- Brak polonizacji
Debiut Ubisoft Sofia na PS Vita wypadł dużo lepiej niż pozytywnie. Gra może nie zachwyca grafiką, jednak w każdym innym aspekcie jest na tyle dobra, by spędzić z nią kilkanaście udanych godzin.
Przeczytaj również
Komentarze (38)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych