Recenzja: Velocity Ultra (PSV)

Recenzja: Velocity Ultra (PSV)

misiek_86 | 20.05.2013, 11:25

Usługa Minis miała być odpowiedzią Sony na rosnącą popularność niedrogich minigierek, wydawanych hurtowo na sprzęty oparte o system iOS. Eksperyment ten był umiarkowanie udany, ponieważ znaczna część oferowanych w jego ramach tytułów była przeciętna, a do tego często okazywało się, że ta sama pozycja była dostępna na komórkach za ułamek ceny z PSN. Wydane w maju 2012 roku Velocity było wyjątkiem, ponieważ w zamian za sensowną cenę prezentowało wysoką jakość.

Równo rok po premierze oryginału autorzy z FuturLab oferują nam remake na konsolę PS Vita. Postanowiłem jednak potraktować Velocity Ultra jakby był to całkowicie nowy tytuł. Dlaczego? Ponieważ popularność minisów w naszym kraju była i jest niewielka, także mogę z czystym sumieniem założyć, iż niewiele osób miało z oryginalnym Velocity do czynienia. Stworzona przez firmę FuturLab gra jest strzelanką. Podobieństwo do leciwego klasyka opiera się przede wszystkim na tym, że latamy małym statkiem kosmicznym w górę ekranu i strzelamy do stadnie występujących wrogów. Na szczęście omawiany tytuł nie ogranicza się do prostego klonowania tego, co już setki, jeśli nie tysiące razy zostało przez dziesięciolecia skopiowane.

Dalsza część tekstu pod wideo

velocity1

Pierwszą i zarazem największą innowacją jest możliwość teleportowania naszego stateczku. Po wciśnięciu kwadratu na ekranie pojawia się celowniczek, przy użyciu gałki analogowej lub przycisków kierunkowych ustawiamy go w dowolnym miejscu, a nasz wehikuł się tam teleportuje. Można z tej techniki korzystać także przy użyciu ekranu dotykowego, ale, szczególnie na poziomach wymagających szybkiego działania, stanowi to ogromne wyzwanie dla refleksu. Wprowadzenie tego prostego mechanizmu sprawiło, że twórcy mogli wprowadzić szereg urozmaiceń w kolejnych poziomach. Dzięki temu zaimplementowano pozornie ślepe zaułki czy konieczność ustrzelenia przeciwników w niepołączonych ze sobą komnatach, aby w jeszcze innej lokacji otworzyło się przejście czy dostęp do znajdziek.

Drugim fajnym pomysłem jest wprowadzona w około 1/3 długości kampanii możliwość zostawiania określonej liczby własnych checkpointów na planszy. Pozwalają one dzięki dwóm kliknięciom powrócić do obszarów już odwiedzonych (co normalnie jest niemożliwe, ponieważ ekran cały czas swoim tempem przesuwa się do góry, a my możemy go nawet przyspieszyć, gdy zależy nam na ukończeniu poziomu szybciej). To ponownie umożliwiło skomplikowanie plansz, m.in. poprzez wprowadzenie przełączników, które trzeba aktywować w określonej kolejności.

W grze oczywiście sporo się strzela, przeciwników jest kilkanaście rodzajów, ale większość z nich stanowi mocniejsze wersje wcześniej napotkanych adwersarzy. Nie czuje się też specjalnie przyrostu ich siły, bo wraz z postępami w kampanii nasze podstawowe lasery ulegają wzmocnieniu, a także odblokowuje się dostęp do innych rodzajów oręża, chociażby bomb (które także pomagają w eksploracji poziomów). Prawie każda misja przynosi ze sobą jakąś nowość, czy to w arsenale czy w mechanice zabawy, dzięki czemu radość z przechodzenia tej, było nie było, prostej gry nie ustaje. A jeśli chcemy na chwilę odpocząć od latania, to w menu można znaleźć… kalkulator i grę w sapera. Serio, nie wiem po co autorzy je tam umieścili, ale są i w sumie stanowią jakąś „wartość dodaną” dla klienta…

Skoro powyżej była mowa o misjach, to trzeba wspomnieć, że kampania składa się z 50, a dzięki „lizaniu ścian” w ich trakcie można odblokować 20 zadań specjalnych, przypominających VR Missions, znane z serii MGS – też rozgrywające się na planszach przypominających symulatory wirtualnej rzeczywistości z lat osiemdziesiątych i też bardzo trudne, nie wybaczające błędów. Zadania w ramach głównego wątku nie są za to specjalnie trudne. W przypadku pierwszych kilkunastu misji można wręcz powiedzieć, że poziom trudności jest zbyt niski i przelatuje się przez nie bez konieczności powtarzania. Dla osób oczekujących od gry wyzwania zaimplementowano 3 różne możliwości podbijania swego wirtualnego ego. Gra mierzy czas zaliczenia etapu (od tego zależy kolor medalu), liczbę zebranych znajdziek, które symbolizują szalupy ratunkowe kosmicznych żołnierzy (ona wpływa na liczbę belek na odznaczeniu) oraz końcowy wynik punktowy zależny od masy różnych elementów, który później można porównywać z ludźmi z całego świata oraz znajomymi w ramach list rankingowych.

velocity2

Oprawa graficzna nie rzuca oczywiście na kolana, ale jest schludna. W tle widzimy kosmos, a na pierwszym planie poruszają się obiekty przypominające wizję nowoczesnej technologii z ery powstawania filmowych klasyków S-F. Animacja jest superpłynna, nawet wtedy, gdy jednocześnie wystrzeliwane są dziesiątki pocisków, a liczba statków obcych jednocześnie obecnych na ekranie przewyższa liczbę ludzi w wagonie warszawskiego metra w godzinach szczytu. Muzyka i udźwiękowienie nie wyróżniają się niczym szczególnym, są i spełniają swoją rolę. Na szczęście nawet przy dłuższych posiedzeniach nie wkurzają.

Co natomiast potrafi wkurzyć? Fakt, że gra potrafi być zbyt łatwa już opisałem. Poza tym fabuła jest szczątkowa – możemy sobie przeczytać kilka ekranów tekstu w menu, a także co misja podziwiać jeden, maksymalnie dwa (całkiem ładne zresztą) statyczne obrazki, pokazujące co się w świecie Velocity dzieje. Brakuje też jakiegokolwiek trybu, w którym wchodzilibyśmy w interakcję z żywymi graczami, innego niż opisane już rankingi. Szkoda, bo chociażby wyścigi „duchów” w pokonywaniu na czas poziomów czy kooperację w wybijaniu obcych jestem sobie w stanie wyobrazić. A koszt realizacji nie byłby zapewne duży.

velocity3

Nie będę ukrywał, że Velocity Ultra bardzo mi się spodobało, mimo tego, że grałem w nie w domu, a nie w warunkach, do których pokonywanie zawartych w grze kilkuminutowych (a czasem dużo krótszych) poziomów zostało stworzone, czyli w podróży. Wyobrażam sobie, że związany z tą produkcją fun byłby jeszcze większy w autobusie czy pociągu, no i wtedy relatywnie niski poziom trudności mniej dawałby się we znaki. Jeśli nie od każdej strzelanki 2D oczekujecie, że będzie kolejną überhardkorową Ikarugą, to też będziecie się dobrze bawić. A, i na koniec jeszcze jedna, niezwykle istotna dla części z was informacja – Velocity Ultra to jedna z najtańszych obecne możliwości na zdobycie… platynowego trofeum (oraz 30 innych pucharków)!

Źródło: własne

Atuty

  • Zróżnicowane poziomy
  • Dynamiczna akcja
  • Czasem wymaga kombinowania
  • Można zdobyć platynę
  • Dobry stosunek ceny do jakości

Wady

  • Na początku zbyt łatwa
  • Szczątkowa fabuła
  • Brak trybu multiplayer

Fajna zręcznościówka, zawierająca kilka innowacyjnych rozwiązań w ramach dość skostniałego gatunku. Dobry stosunek długości/jakości zabawy do ceny. Szkoda tylko, że fabuła jest śmiechu warta.

8,5
misiek_86 Strona autora
cropper