Recenzja: LEGO Marvel Super Heroes (PS3)
Joker z ekipą uprzykrzali nam klockowy byt już dwukrotnie, a teraz swoją szansę dostali złoczyńcy pokroju Lokiego, Magneto i Doktora Dooma. Czy gwiazdy komiksów Marvela są w stanie dostarczyć równie ciekawego ratowania ludzkości?
Seria LEGO ma na koncie dwie gry w świecie DC z Batmanem w roli głównej, z czego ta ostatnia, przełomowa, wprowadziła do serii otwarte miasto jako hub między misjami i voice acting. LEGO Marvel Super Heroes kontynuuje znane motywy, stawiając na rozmach zamiast innowacji. W końcu to opowieść o superbohaterach ratujących świat - wystarczą naiwna fabuła, nawiązania do komiksów i efektowne walki, prawda? Nie do końca.
Opowiadana historia nowej odsłony krąży wokół deski Srebrnego Surfera, która, zestrzelona przez Doktora Dooma, rozpada się na Kosmiczne Klocki. Te mają dać Doktorowi wystarczającą siłę do przejęcia świata („Duma Dra Dooma - Promień Dum Dum”), więc formuje sojusz z Lokim i zatrudnia plejadę znanych oprychów uniwersum Marvela. Przeszkodzi w tym gracz kontrolujący bohaterów m. in. z grup Avengers, X-Men i Fantastycznej Czwórki, a nad całą operacją ratowania świata czuwa Nick Fury z podniebnego Helicarriera agencji S.H.I.E.L.D.
Misje fabularne wprawnie żonglują kolejnymi postaciami, starają się stale urozmaicać rozgrywkę wprowadzaniem nowych umiejętności i w liczbie piętnastu misji zapewniają dobre 8-10 godzin zabawy. Do tego drugie tyle na przechodzenie ich w trybie swobodnym, z własnym doborem grywalnych bohaterów w celu zdobycia pozostałych znajdziek i kolejne godziny spędzone na zwiedzaniu i pokonywaniu wyzwań na terenie całego Manhattanu.
Tak, sandboxowy hub wraca i jest dotychczas największą mapą serii LEGO. Pamiętacie tragiczny kompas z Gotham klockowego Batmana? Tutaj mamy minimapę, co ułatwia trochę orientację, ale dostępna pod Selectem pełna mapa wygląda jak coś stworzone naprędce w Paintcie, a znaczniki prowadzące do celu bardziej dezorientują, niż pomagają ogarnąć ogrom miasta. Cała wyspa jest dość nijaka - uświadczymy tu Stark Tower i Statuę Wolności w wersji ludzika lego, a w centrum z bilbordów uśmiechają się znane twarze, lecz niewiele tu do roboty.
Poruszanie się ułatwią pojazdy i latające postaci, ale równie dobrze można by to wszystko upchnąć w małym, zgrabnym hubie, zamiast rozrzucać po całym mieście. Wyścigi samochodów są nie tyle ciężkie, co niedopracowane, pomaganie obywatelom to zwykłe przynieś-podaj-pozamiataj, a zagadki pozwalające zdobyć nowe ludki ograniczają się do wybrania postaci z odpowiednimi umiejętnościami bądź prostych czasówek. Jedynym porządnym urozmaiceniem są bonusowe misje, gdzie w rolę narratora wciela się Deadpool, trzeba je jednak wcześniej odblokować.
Gry LEGO od Traveller's Tales są stworzone do grania w kooperacji, lecz nie można pominąć niedopracowań przy samotnej rozgrywce. W misjach mamy do dyspozycji od dwóch do czterech bohaterów i każdy może pochwalić się inną umiejętnością specjalną, więc współpraca jest kluczem do sukcesu. Gdy wybierzemy jednego z podopiecznych, za resztę odpowiada konsola i nierzadko jest to dość denerwujące. Czasem odechciewa im się walczyć i stoją w miejscu, zbierając ciosy i co chwilę ginąc, a kiedy chcemy całą ekipę przenieść do kolejnej lokacji, bywa, że musimy to robić na zmianę, po kroczku, bo gdy prowadzimy ostatniego bohatera do będącej na miejscu reszty, to oni, zamiast tam poczekać, biegną na oślep do gracza.
Problemem są też punkty odrodzenia, potrafiące umieścić nas po zgonie na skraju przepaści, w którą od razu się ześlizgujemy, nie mając nawet możliwości zmiany postaci. W trakcie półgodzinnych misji doszukamy się także miejsc zapisu gry. Na początku nie rozumiałem dlaczego ktoś nie mógłby skończyć misji i dopiero wyłączyć grę, w końcu nie są one takie długie. Po którymś z kolei zacięciu się na respawn-killerze lub zwyczajnym zawieszeniu się gry na stałe, przezornie zapisywałem przy każdej możliwej okazji.
Ale, ale - grając z partnerem wiele się wybacza - liczy się przecież frajda co-opa, prawda? Póki chodzimy po planszach i walczymy z przeciwnikami ramię w ramię, jest dobrze. Dynamiczny podział ekranu działa wtedy płynnie i bez problemów. Koszmar zaczyna się przy latającej postaci. Ekrany wariują, czasem część obrazu tego latającego pokazywana jest u dołu ekranu, a wszechobecny chaos i fale przeciwników kompletnie dezorientują obu graczy. Ale to jeszcze nic. Eksplorując z towarzyszem miasto, podział jest stały, w pionie, co uniemożliwia dostrzeżenie praktycznie czegokolwiek, a dostępne tu obracanie kamery niewiele daje i jest zbyt wolne, by było wygodne.
Szybką akcję co rusz przerywają cutscenki, często aktywowane przypadkowo i w zamieszaniu na ekranie nie wiemy czym zostały wywołane. Ludziki przemówią ludzkim głosem, ale nie usłyszymy znanych z filmowych odsłon aktorów. Wyjątkiem jest Stan Lee, twórca komiksów, który, wzorem gościnnych wystąpień w każdym filmie Marvela, pojawia się tutaj w wielu, często dziwnych, miejscach i brzmi jak oryginał.
Gry LEGO mają to do siebie, że potrafią połączyć różne pokolenia graczy, biorąc na warsztat popularne serie filmów czy komiksów. Świat Marvela to kolejna dobra decyzja, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. To wciąż potrafiąca rozśmieszyć solidna pozycja co-opowa dla fanów rysowanych fabuł, zresztą w kwestii stajni Marvela ciężko ostatnio o ciekawszy tytuł, ale mając do wyboru tyle lepiej zrobionych klockowych gier, choćby wspomniany Lego Batman 2: DC Super Heroes, trudno polecić tak dziurawą odsłonę.
Ocena - recenzja gry LEGO Marvel Super Heroes
Atuty
- Typowy dla serii humor
- Mnóstwo postaci
- Misje Deadpoola
Wady
- Mnóstwo bugów
- Chaos na ekranie
- Nijakie miasto
- Niewygodny model latania
O ile uwielbiacie klimaty LEGO, a wszystkie poprzedniczki już ograne - brać. W przeciwnym razie warto zainteresować się wcześniejszymi pozycjami od Traveller’s Tales.
Przeczytaj również
Komentarze (33)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych