Recenzja: Blue Estate (PS4)

Recenzja: Blue Estate (PS4)

Jaszczomb | 29.06.2014, 11:22

Celowniczki na analogach? A gdzie tu sens? Z drugiej strony nie każdy ma kontrolery ruchowe PS Move, by cieszyć się niemalże tarantinowskim (tanim dziś jak barszcz). Postrzelajmy więc wychylając DualShocka! I najlepsze, że to działa!

Gdy Blue Estate zapowiedziało system celowania poprzez żyroskop pada, wielu spisało z góry grę na straty. Przecież to musi być niedokładne, a nawet jeśli będzie, to na pewno będzie miało okropnego auto-aima, a w ogóle to głupi pomysł i wydziwianie. A potem wracamy do narzekania, że gatunek FPS-ów stoi w miejscu i się nie rozwija.

Dalsza część tekstu pod wideo

Twórcy udostępnili demo, bo wiedzieli, że przekonać graczy można jedynie udostępniając im próbkę swoich możliwości. I całe szczęście, że byli na tyle pewni siebie. Ja mogę tu pisać o każdym aspekcie tej produkcji, ale podstawowym pytaniem jest – czy pasuje Wam taki zamysł na rozgrywkę, czy go czujecie? A wtedy dopiero możemy przejść do tego, ile jest wart tytuł na tym zamyśle polegający.

Pada trzyma się tu normalnie, w obu dłoniach.  Za pomocą wychyleń poruszamy celownikiem, a za wciśnięciem jednego przycisku możemy go w locie skalibrować, by pojawił się na samym środku ekranu. R2 – strzał, kwadratem przeładowujemy, wyświetlane strzałki (w formie QTE) zaliczamy przesuwaniem palca w odpowiednim kierunku po panelu dotykowym. Spisuje się to wystarczająco ciekawie, by utrzymać nas przez cały tryb fabularny, chociaż kalibrowanie stanie się odruchowe, gdyż celownik lubi uciekać przy mierzeniu w ruchu.

Najważniejsza jest jednak kwestia wspomagania w celowaniu. Jest ono wystarczająco subtelne, by cieszyć się ze zdobytego fraga, lecz niektóre większe bronie (bo oprócz pistoletów mamy też kałachy i strzelby) mają o wiele większy celownik i wystarczy, by wraża głowa znalazła się w jego obrębie, a nabój trafi idealnie w czoło adwersarza. Chociaż zdaje to egzamin, bardziej hardcore’owych entuzjastów takiego sterowania nie ucieszy, że wspomagania nie da się wyłączyć ani skorygować w opcjach i nie jest ono zależne od poziomu trudności.

Cała gra obejmuje osiem misji, co jest do skończenia w niecałe trzy godziny. Przechodzić można na wyższych stopniach trudności (łącznie trzy, zmienia się jedynie nasza wrażliwość na odnoszone rany) oraz w co-opie z kumplem, a nie można zapomnieć o szczegółowej punktacji obejmującej trafienia w głowę/krocze, znajdźki, celność i masę innych statystyk ocenianych za pomocą gwiazdek. Wyciągnąć można więc dużo, ale cokolwiek ponad normalny poziom trudności przestaje być zabawne i staje się nerwową kalibracją i serią zgonów.

Misje są stale urozmaicane i okraszone głupawym humorem. Mamy tu do czynienia z historią nieudolnego syna mafioza i czarnoskórego cyngla do zadań specjalnych, których narratorem przygód jest dziwaczny detektyw, a jego z kolei kontroluje Centralne Biuro Prokrastynacji. Zabawnych sytuacji jest masa, jak na przykład moment, w którym nasz bohater wspomina coś o Grze o Tron, detektyw zaczyna mówić o wydarzeniach z książek, a Biuro wycisza jego narracje, by gracz uniknął spoilerów. Masterujecie poziomy i macie dosyć powtarzanych dialogów? Wszystkie momenty, w których nie ma do czego strzelać, można przewinąć, jeśli rozgrywamy misję ponownie!

Czasem możemy ustrzelić chwilowe spowolnienie czasu, schować się za zasłoną czy strzelić w wybuchową beczkę. Niektórzy przeciwnicy mają zbroję (zbyt rzadko na jądrach ;>), a jedna z grywalnych postaci ma włosy na tanim żelu, więc nieustannie opadają jej na oczy.  Pierwsze przejście w żadnym wypadku Was nie znudzi! Dodatkowo, w menu głównym możemy pooglądać dziewczynę tańczącą na rurze i choć całą reszta animacji nie robi specjalnego wrażenia, tutaj jest na co popatrzeć. Twórcy zdecydowanie włożyli w te ruchy najwięcej wysiłku i… dobra robota, ludzie!

Blue Estate to świetny eksperyment i nie obrażę się na więcej gier opartych na takim sterowaniu. Polecam grać na krześle obrotowym – bawiłem się o wiele lepiej obracając całym ciałem przy celowaniu. Z drugiej strony jest to gra na raz, gdyż precyzji tu zbyt mało i nie ma co się denerwować na hardzie, gdy przez kalibrację stracimy wysoki mnożnik punktowy. Do tego drobne bugi, jak niemożność przeładowania strzelby w co-opie (wchodzi tylko jeden nabój) czy po przejściu gry dostałem propozycje kupna pełnej wersji. Tak czy inaczej – za mniejszą cenę żal byłoby nie spróbować. Jeszcze nie teraz (84 zł, 67,20 zł dla PS+).

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Blue Estate

Atuty

  • Celowanie ruchami pada działa!
  • Absurdalny humor
  • Różnorodność broni
  • Taniec na rurze w menu głównym

Wady

  • Krótka
  • Na jeden raz
  • Zbyt mało precyzyjne sterowanie, by masterować
  • Drobne bugi

Blue Estate broni się jako przygoda na jedno posiedzenie i nieraz Was rozbawi. Pamiętajcie jednak, by najpierw sprawdzić demo, bo sterowanie jest specyficzne i nie każdemu się spodoba.

Jaszczomb Strona autora
cropper