Recenzja: Battlefield: Hardline (PS4)
Bez żadnych „review in progress” - najpierw recenzja singla, a dopiero później osobny tekst o multi. I choć pewnie chcielibyście wszystko naraz, to cieszę się z takiego rozwiązania, bo o kampanii dla jednego gracza można napisać sporo. Więcej – dla niej warto nabyć Battlefield: Hardline!
Na wstępie przypomnę, że nie przeczytacie tu niczego o trybie wieloosobowym. Interesuje nas wyłącznie tryb fabularny kampanii dla pojedynczego gracza. Nie przejmujcie się jednak, bo nie jest on zwykłą strzelaniną z globalnym konfliktem w tle ani nie stara się udramatyzować śmierci wyglądających tak sam żołnierzy, których ledwo rozróżniamy po ksywkach. Postawiono na coś zupełnie innego, odświeżającego. I była to świetna decyzja.
W Hardline wcielamy się w świeżo upieczonego detektywa Miami Vice – Nicka Mendozę. Radość z awansu ulatuje wraz z ujrzeniem, ilu przedstawicieli prawa wyższego szczebla pogrążonych jest w korupcji. Szemrane dzielnice Miami, narkotyki, brudni gliniarze i nieuczciwe deale – świata nie uratujemy, ale zmagania „jedynego porządnego” ze zdegenerowanym otoczeniem wypadają znacznie bardziej wiarygodnie. Starając się przetrwać, walczymy o coś prawdziwego, zamiast nieść pokój na Ziemi przy akompaniamencie wybuchów zdalnie sterowanych rakiet i ataków dronów.
Ciężko jednak powiedzieć, by historia jakoś specjalnie porywała, aczkolwiek nie wywołuje grymasu na twarzy stale powielanymi kliszami i banalnymi twistami. Serwowana fabuła jest i tak lepsza niż w większości shooterów. Duży wkład ma to świetny scenariusz, całkiem niezłe tłumaczenie i, uważajcie, dobry dubbing. Tak, polscy aktorzy głosowi wykonali tutaj kawał porządnej roboty. Po Dying Light czy The Order 1886 chciałoby się dożywotnio przestawić jedynie na polonizacje kinowe, ale Hardline przywraca wiarę w polską scenę dubbingową.
W bohaterach łatwo dostrzec twarze znanych aktorów i chociaż Spaceya tutaj nie uświadczymy, całość stoi na wystarczająco wysokim poziomie, by zwyczajnie chcieć śledzić fabułę. Brzmi dziwnie, ale bądźmy szczerzy – kiedy poświęciliście więcej uwagi historii dołączanej do sieciowego FPS-a? Ta tutaj podzielona jest na dziesięć odcinków, po godzinę-półtorej każdy, i na pierwszy rzut oka to tylko inna forma dzielenia gry na rozdziały, ale wszystko się zmienia, gdy stwierdzicie „na dzisiaj tyle, wyłączam” - zanim gra pokaże Wam menu główne, zostaniecie uraczeni krótkim montażem scen „w następnym odcinku”. Zrobionych oczywiście tak, że jednak rozegracie jeszcze ten "na pewno już ostatni" odcinek. Podobnie jest przy włączaniu gry następnego dnia – „poprzednio w Hardline”. I od razu wiadomo, o co chodziło.
Kolejny element odświeżenia formuły strzelankowej kampanii to… uczynienie z niej skradanki. Nic na siłę, możemy już na dzień dobry wystrzelić ze strzelby w grupkę oprychów, jednak nie liczcie na punktowe bonusy za zdjęcie kilku osób naraz czy trafienie w głowę. Jedyne, co jest tu nagradzane, to unieszkodliwianie wrogów (obezwładnienie od tyłu lub paralizatorem) oraz aresztowania. Te ostatnie wykonujemy machając odznaką i trzymając przeciwników na muszce, do trzech naraz. Trzeba jednak uważać, by nie poczuli się zbyt pewnie i sięgnęli po broń, a samo skuwanie zajmuje kilka cennych sekund, więc przydaje się pomoc partnera.
Co najważniejsze – przydługa animacja zakładania kajdanek nie przeszkadza, a te niełatwo zdobyte punkty przeliczają się na nowe bronie i gadżety (chociaż miny i C4 to dziwna nagroda za skradanie). W odwracaniu uwagi pomagają rzucane łuski, ale oczywiście twórcy poszli na uproszczenia – zwracać w ten sposób uwagę możemy do woli, a wrogowie się ze sobą specjalnie nie kontaktują po zobaczeniu ciała. Wciąż jednak to miły dodatek, a do strzelania i tak w każdym odcinku będziemy w końcu zmuszeni, więc zapomnijcie o rozgrywce na najwyższym poziomie trudności zaliczonej w całości po cichu.
Blado wypada zaś model jazdy. Do dyspozycji mamy tylko pedał gazu, a sposób, w jaki prowadzi się samochód jest zbyt sztywny. Jazda do celu to pretekst, by zmieścić dłuższą rozmowę między bohaterami, a pościgi, nawet mimo eksplozji i latających wokół rakiet, nie są w najmniejszym stopniu ekscytujące. Poza tym w jeden z misji jedziemy pod prąd, a każde dotknięcie z wrogim autem wywołuje jego eksplozję. Oczywiście nasz pojazd pozostaje bez szwanku…
Nie poraża również inteligencja przeciwników – ot, strzelają do celu, rzucają granatami i kryją się za osłonami. Nie odnotowałem żadnego idiotycznego zachowania, lecz nieraz wystawiałem się tak, by mnie wzięli z dwóch stron czy wykazali się jakąkolwiek inną chęcią współpracy ze sobą, jednak każdy kryje własny tyłek i przechytrzenie ich nie stanowi większego wyzwania. Dodatkowo w sytuacji, gdy towarzyszy nam partner, zdecydowano się na ciekawy zabieg – podczas skradania ustawia się on jak najbliżej nas, by w trakcie machania odznaką pomóc trzymać resztę grupy na muszce. Poza tymi momentami, nasz towarzysz jest dla wroga niewidoczny i przechodząc między zasłonami, zdarza mu się nawet wpaść na przeciwnika.
Od strony graficznej – bez zarzutów. Animacje twarzy stoją na wysokim poziomie, światło zachowują się realistycznie i mamy żywszą paletę kolorów niż w poprzedniczkach. W moim odczuciu tytuł prezentuje znacznie lepiej w porównaniu do Battlefield 4 i razić może jedynie przenikanie postaci przez obiekty podczas aresztowań, ale złapany wróg pojawia się zaraz później w normalnej pozycji obok murka, w którym tkwiła jeszcze przed chwilą jego głowa. No, chyba że wpadnie w ścianę, jak widać dwa zrzuty powyżej. Dla ucha zaś przygotowano wspaniałe dźwięki broni, a w tle znane kawałki z Sound Of Da Police zaraz po rozpoczęciu kampanii na czele.
Pomimo kilka wpadek, Battlefield: Hardline pozostaje całkiem wciągającą historią, która w przeciwieństwie do głównych odsłon serii nie jest tylko dodatkiem do multi, gdzie można zaznajomić się z bronią. Jestem nawet gotów stwierdzić, iż obroniłaby się jako samodzielna gra, jeno za jakieś 3/4 pełnej ceny. Zasób broni i modyfikacji jest wystarczająco zróżnicowany dla singleplayera, scenariusz napisano dobrze, a dubbing wypadł lepiej niż znośnie. Pewnie - krzyczenie "STAĆ, POLICJA", gdy odciągnęliśmy kolesia na 5 metrów od całej zgrai oprychów wypada dość absurdalnie, ale ma to swój urok. I gdyby tylko lepiej rozwiązano ten model jazdy, uczciwie mógłbym dać pełną ósemkę. A tak…
Recenzja trybu dla wielu graczy pojawi się wkrótce.
Ocena - recenzja gry Battlefield: Hardline
Atuty
- Odcinkowa formuła prowadzenia fabuły
- Dobrze napisane dialogi
- Niezły polski dubbing
- Opcjonalna skradanka
- Poezja odgłosów broni
- Ciekawy wybór licencjonowanych utworów
Wady
- Model jazdy samochodem
- SI przeciwników bez szału
Hardline dostarcza klimatycznej i ciekawej fabuły ze świetnymi dialogami i dobrym dubbingiem. Brudni gliniarze deklasują nijakich wojskowych głównych odsłon serii.
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych