Recenzja: Battlefield: Hardline (PS4) - Multiplayer
Paczka ośmiu map, zupełnie nowe tryby, kilka sztuk świeżych giwer z każdego rodzaju, a wszystko to przy sprawdzonej mechanice i stabilnej grze sieciowej. Hardline to najlepsze rozszerzenie, jakie Battlefield 4 mogło sobie wymarzyć… tyle że Hardline nie jest rozszerzeniem, a próbuje być pełnoprawnym spin-offem.
W recenzji singlowej kampanii Battlefield: Hardline doceniłem świeże podejście do rozgrywki. Przygoda dla pojedynczego gracza nie była najwyższych lotów, lecz zawierała wystarczająco dużo ciekawych pomysłów, by zapomnieć, że jest tylko dodatkiem do sieciowego multiplayera. Jak więc wypadło danie główne?
Widząc pierwsze fragmenty rozgrywki Hardline’a, ciężko było oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z czymś ponad zwyczajną kopię Battlefielda 4 z nieco innymi teksturami. Gdy tworzenie kampanii pozwoliło twórcom serii Dead Space zaszaleć, tak niemal żadne z tamtejszych rozwiązań nie znalazło się w bezpiecznie skopiowanym trybie wieloosobowym. Jest trochę zmian i wiele z nich wypada na plus, ale wszystko przyćmiewa zupełnie bezsensowne ograniczenie zawartości.
Wojskowe klimaty zamieniono na oddziały policjantów i złodziei, stąd zapomnijcie o czołgach, odrzutowcach bojowych i latających dokoła pocisków rakietowych. W stosunku do czwórki, starcia odgrywają się na znacznie mniejszych mapach, tempo zabawy jest szybsze, lecz z drugiej strony nie jest to dobre pole dla potyczek z 64 graczami. Na szczęście większość trybów oferuje znacznie skromniejszą liczbę osób.
W sumie trybów do wyboru oddano osiem, z czego aż pięć zupełnie nowych. W Napadzie złodzieje starają się wykraść dwie paczki i dostarczyć je do wyznaczonego punktu, a Krwawa Forsa to walka o leżące na środku mapy pieniądze, których jak największą ilość należy odnieść do własnego skarbca. Trzecia wariacja na temat Capture the Flag to Fucha – wsiadamy do wyznaczonych samochodów i… jeździmy szybko po mapie.
O ile dwa pierwsze dobrze wpisują się w nowy klimat spin-offa, tak Fucha jest bardzo specyficzna. Można trafić na gry, w których ludzie nawet ze sobą nie walczą tylko jeżdżą – tak najłatwiej zarabia się gotówkę (nawet nie trzeba kierować, wystarczy siedzieć jako pasażer!) i rozwija postać, do czego później wrócę. Ważnym jest jednak to, iż twórcy chyba oczekiwali emocjonujących pościgów, ale wszystko ogranicza się do pędzących naprzeciw siebie aut i prób ustrzelenia siebie nawzajem przez siedzących okrakiem na drzwiach pasażerów. Takie nowoczesne turnieje rycerskie z karabinami i wyrzutniami granatów zamiast kopii. I z Sound of da Police w radiu.
Pozostałe dwa nowe tryby to niewielkie gry 5v5, gdzie po śmierci musimy czekać do końca rundy, aby się odrodzić. W Na ratunek oprychy strzegą zakładników, a przedstawiciele prawa próbują ich uwolnić i doprowadzić do punktu ewakuacji. Na celowniku zaś dodaje szóstego gracza do ekipy policjantów jako VIP-a ze złotym deaglem, którego trzeba odeskortować do jednego z dwóch punktów ewakuacji. Śmierć VIP-a oznacza przegraną.
Na ratunek i Na celowniku odgrywają się na zadziwiająco małych wycinkach map - VIP jest w stanie dobiec do miejsca ucieczki w lekko ponad dwadzieścia sekund. Jednak z racji niewielkich drużyn, tempo gry zwalnia i dopiero tutaj rzeczywiście można zabawić się taktycznie, zamiast patrzeć co chwilę, czy na plecach nie odrodził się właśnie wróg. Pewnie, łatwo nazwać to zrzynką z Counter Strike’a, ale nie można nie docenić tak bardzo potrzebnego zróżnicowania w menu rodzajów starć. A jak kopiować to, od najlepszych… stąd też pozostałe trzy tryby - Zespołowy Deathmatch oraz Wielki i Mały Podbój.
W kwestii klas, na pierwszy rzut oka mamy powtórkę z rozrywki. Specjalista ze snajperką, Mechanik wyposażony w SMG i wyrzutnię granatów, Szturmowiec ze strzelbami oraz dzierżący karabin Operator pełniący funkcję medyka. Na tym podobieństwa z poprzedniczkami się kończą. Po pierwsze – dodano pomagającego namierzać cele hakera. Nic wielkiego, ale mając takiego kogoś w ekipie, szybciej się odradzamy, widzimy przeciwników na mapie itp. Po drugie – nowe bronie nie odblokowują się wraz z rozwojem danej klasy, a trzeba je kupić osobno za zdobywaną w grze walutę.
Jest to problematyczne, gdyż zupełnie inne bronie przygotowano dla policjantów, a inne dla złodziei. Wyobraźcie sobie, że w końcu macie pieniądze, by kupić świetny karabin snajperski dla Specjalisty-oprycha, lecz gra przydziela Was (nie ma możliwości wyboru) do policjantów. Inna sprawa, że pieniądze lecą wyjątkowo szybko, więc nie jest to aż takim problemem, lecz nie da się ukryć, że nie zostało to do końca przemyślane.
Hardcore’owcy prychną z niesmakiem – obie strony mogą mieć te same bronie! Pewnie, wybrana giwera staje się dostępna dla drugiej strony barykady po zaliczeniu nią ponad tysiąca zabójstw. Mord w mniejszych liczbach odblokowuje dodatki do wybranego sprzętu – celowniki, lufy itp., z kolei kupno niektórych elementów wyposażenia wymaga dodatkowo zaliczenia jednego z wyzwań. Odblokowywanie jest więc całkiem złożone i zdecydowanie bardziej podoba mi się taka forma uzyskiwania dostępu do mocniejszych pukawek…
... tyle że jest ich absurdalnie mało. Po cztery egzemplarze każdego rodzaju na stronę! Czyli teoretycznie po siedem-osiem, zależy od tego, czy lubicie grind. Liczne opcje modyfikowania nie usprawiedliwiają tego oczywistego miejsca na DLC. No, ale te, co są, brzmią doskonale i odznaczają się większym niż dotychczas odrzutem, na co warto zwrócić uwagę podczas zabawy z dobieraniem części do pukawek.
Wśród dziewięciu map odwiedzimy ulice większego miasta, dzielnice industrialne, ogromne wille, a nawet bagna. Plansze nie różnią się tylko wizualnie, gdyż na każdej sprawdzają się odmienne style gry i większość jest odpowiednio wydzielona do poszczególnych trybów. Levolution zaś zostało mocno stonowane - a to część budynku się zawali, a to zaskoczy nas burza piaskowa – żadnych game-changerów. I dobrze, bo z racji mniejszej skali całej produkcji, bardziej efektowne wydarzenia mogłyby wpłynąć negatywnie za rozgrywkę.
Battlefield: Hardline może w dużej mierze bazować na BF4, ale dzięki temu dostaliśmy stabilną na starcie, dopracowaną produkcję sieciową z całkiem świeżym spojrzeniem na singla. Razi niewielka liczba dostępnych broni, ale różnorodność trybów w multiplayerze, nowy system odblokowywania sprzętu i szybsze tempo zabawy dało nam ciekawą odskocznię od nieustannie przewijających się działań wojskowych na ogromnych mapach. Jeśli szukacie porządnego shootera online – nie zawiedziecie się. Posiadacze Battlefield 4 mogą jednak poczuć się trochę oszukani.
Ocena - recenzja gry Battlefield: Hardline
Atuty
- Szybsze tempo rozgrywki
- Nowe tryby
- Świetne mapy
- System odblokowywania sprzętu
- Świetne odgłosy broni
- KRS One w samochodowym radiu
Wady
- Skandalicznie mało broni
- Nie do końca udany tryb Fucha
- Koślawy model jazdy
- Chaos w niepasujących tutaj wielkich starciach na 64 graczy
Policjanci i złodzieje wypierają wojskowych. Mapy mniejsze, tempo większe, broni mało, ale sporo nowych trybów. Jeśli ominęliście BF4 – brać. W innym przypadku lepiej się zastanówcie, ale odświeżenie tematu jest warte uwagi każdego fana FPS-ów.
Przeczytaj również
Komentarze (51)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych