Recenzja: Tower of Guns (PS4)
Kiedy grasz w grę i zdajesz sobie sprawę, że jej rozwiązania mechanicznie zwyczajnie się nie sprawdzają, prowadząc do nudy, to już wiesz, że coś jest nie tak. Widzisz te dobre rzeczy, wiesz, że ktoś miał na to jakiś pomysł, ale co z tego, skoro kilka innych rozwiązań całkowicie kładzie sens grania?
Tower of Guns w założeniu jest grą FPS, dziejącą się w tytułowej wieży. Wcielamy się w śmiałka, który postanawia pokonać jej wyzwania. Te zaś są generowane losowo. Od power-upów, po plansze, przeciwników, a nawet bossów. Brzmi nieźle, prawda? Na papierze tak.
Jeśli ktoś twierdzi, że Tower of Guns jest oldschoolowe, to nie ma zielonego pojęcia, czym oldschool jest. Wbrew pozorom nie chodzi w nim o archaiczną grafikę, co niektórzy twórcy próbują nam uparcie wmówić. W wypadku Tower of Guns porównania do Quake’a 2 są po prostu poronione, bo ta gra nawet obok niego nie leżała. Tytułowi zwyczajnie brakuje dynamiki, a sama rozgrywka jest niesatysfakcjonująca.
Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest fatalna oprawa dźwiękowa. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz słyszałem taki koszmarek. Dźwięki poszczególnych broni brzmią niczym pyrkający Fiat 126p, powodując, że w ogóle nie czujemy ich siły. Koszmaru dopełnia tragiczna muzyka, będąca powtarzającymi się kilkusekundowymi motywami, bardziej przypominającymi uczucie bycia na kwasie niż coś, co powinno być podkładem muzycznym.
Od strony mechanicznej uświadczymy między innymi atuty dające nam różnorakie zdolności, które modyfikują lekko rozgrywkę. Broni zaś jest sporo - trzeba to przyznać. Możemy nawet zwiększać ich siłę poprzez zbieranie generowanych power-upów. Tylko znów, co z tego, skoro ich używanie nie daje żadnej satysfakcji, a strzelanie do mechanicznych przeciwników zwyczajnie nudzi? Spotkałem się z opinią, że to gra, w której jedyne, co się robi, to „chodzi i strzela” - wydaje mi się, że to najlepsze podsumowanie tego tytułu
Oczywiście, upraszczając, w każdym FPS-ie „chodzi się i strzela”. Problem polega na tym, że tu nie trzeba nic upraszczać. Idziemy do przodu, nie spuszczając palca ze spustu naszego karabinu. To mniej więcej wszystko, co w tej grze robimy. W Quake’u czy Unrealu miało się dynamiczne wymiany ognia pomiędzy obydwiema stronami. Tutaj tego nie uświadczymy, bo przeciwnicy są znacznie bardziej statyczni, co przypomina trochę strzelanie do tarcz. Gra może i nie jest łatwa, ale co z tego, skoro zwycięstwo nie da nam poczucia satysfakcji?
Za fabułę robią dialogi pomiędzy poszczególnymi postaciami, które odzywają się do nas za pośrednictwem interkomu. Większość dialogów przedstawia czerstwy humor, przy którym żarty Strasburgera wywołają na naszej twarzy uśmiech. To jest poziom dowcipu na poziomie „To jest śmieszne! Czemu się nie śmiejecie?!”.
Graficznie tytuł jest oparty o technologię cel-shadingu, ale znów – nie najlepiej to wygląda. Pomieszczenia są raczej ciemne, a cel-shading nie wydaje się sprawdzać za dobrze w tego typu palecie kolorów. Jasne, w grach niezależnych nie chodzi o grafikę, ale jeśli widzę coś, co zwyczajnie razi, bo zostało leniwie zrobione lub zaprojektowane, to ciężko nie poczuć frustracji.
W tytule znajdziemy jednak kilka plusów. Bardzo spodobał mi się motyw pomocy, jaką awatar dewelopera udziela graczowi, jeśli ten sobie nie radzi. Po kilku śmierciach zostajemy przeniesieni do lokacji, w której możemy podpakować naszego bohatera. Mała rzecz, a cieszy.
Produkcji nie można również zarzucić, że jej główne mięso, czyli generowane etapy, są źle wykonane. Odchodząc na chwilę od oprawy graficzno-muzycznej, zobaczymy, że koncept losowego generowania pomieszczeń naprawdę się sprawdza. Poszczególne komnaty logicznie się łączą, będąc wypchane po brzegi wyzwaniami i uwaga – sekretami. Walki z bossami są trudne, ale ciężko nie pokiwać głową z uznaniem z samego faktu, że wszystko jest generowane losowo.
Jak więc ocenić najprościej Tower of Guns? Gra z ogromnym, ale straszliwie zmarnowanym potencjałem. Zabrakło w niej czegoś, co przykułoby nas na dłużej. Po około godzinie gry byłem już nią zmęczony oraz znudzony, bo wyzwania, choć generowane losowo, brały się z tych samych, zdefiniowanych wzorów. W trakcie gry cały czas towarzyszyło mi także uczucie, że komuś zabrakło pomysłów na tę grę oraz przede wszystkim osób, które zajęłyby się chociażby dźwiękiem czy wyraziły się szczerze na temat braków tej produkcji.
Gra została udostępniona w ramach abonamentu PlayStation Plus, więc go jeśli posiadacie – możecie sprawdzić sami. Osobiście nie polecam, ale podejrzewam, że są osoby, którym taka forma rozgrywki przypadnie do gustu. Z drugiej strony, czy nie lepiej włączyć już Borderlandsy…?
Ocena - recenzja gry Tower of Guns
Atuty
- Wysoki poziom trudności
- Wszystko jest losowo generowane
- Duża ilość uzbrojenia oraz atutów
- Kilka ciekawych rozwiązań projektowych
Wady
- Fatalna oprawa dźwiękowa
- Grafika jest brzydka, a nie oldschoolowa
- Czerstwy humor
- Pyrkające bronie
- Niesatysfakcjonujący przeciwnicy
- Dość szybko nudzi
Dobry, ale zmarnowany pomysł. Gra jest w dużej mierze niesatysfakcjonująca i szybko prowadzi do nudy, a muzyka - do szału. Lepiej dać sobie z nią spokój lub sprawdzić od niechcenia, gdyż jest w PS+.
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych