Recenzja: Rocket League (PS4)
Czy kiedykolwiek stanęliście przed dylematem „pocisnąć ludzi w Fifie czy upokorzyć kogoś w Driveclubie”? Fajnie tak zmierzyć się z kimś przez Sieć, ale fan piłki nożnej i wyścigów musiał do tej pory decydować się tylko na jedną z tych dyscyplin. Już nie musi, bo dostaliśmy połączenie obu – oto Rocket League.
Nie wszyscy potrafią panować nad piłką w PES-ie czy Fifie. Wszystkie te zwody, wrzutki, wyczuwanie siły uderzenia – niby do wyuczenia się, ale nie jest to prosta sprawa. Teraz wyobraźcie sobie, że zamiast piłkarza, na boisku kontrolujecie samochód. I tak z grubsza wygląda Rocket League. Nie zniechęcajcie się jednak, bo ominie Was jedna z najbardziej grywalnych perełek tej generacji!
Rok 2008. Na PlayStation 3 ukazuje się dziwaczna gra o tytule Supersonic Acrobatic Rocket-Powered Battle-Cars. Chwytliwy skrót SARPBC nie pomógł rozpoznawalności i nietypowe podejście do futbolu z samochodzikami w roli zawodników przeszło bez echa, zbierając tylko "niezłe" oceny. Siedem lat później to samo studio wydaje dokładnie ten sam tytuł, lecz tym razem przemyślany i dopracowany pod każdym względem. Dlaczego tak się uparli na pomysł, który nie chwycił? Bo w niego zwyczajnie wierzyli. I chwała im za wytrwałość.
Założenia są proste – jest piłka, trzeba ją wpakować do bramki przeciwnika. W repertuarze ruchów naszego zwrotnego dwuśladu jest zwykła jazda, możliwość wybicia się do góry, skorzystanie z dopalacza i… przewrotka. W dowolną stronę. Mamy też możliwość szybkiego zwrotu na ręcznym oraz zablokowania kamery na piłce. To tyle. Samouczek zajmie Wam kilka minut i nagle, zaskakująco, wizja grania w piłkę samochodem nie jest aż tak kuriozalna. To nieprawdopodobne, jak łatwo opanować sterowanie i być w stanie robić rzeczywiście efektowne akcje.
Pięciominutowe mecze rozgrywamy w składach od 1v1 po 4v4, chociaż ta najliczniejsza opcja przez samych twórców nazwana jest mianem „Chaos”. W każdym układzie gra się nieco inaczej, ale warto zainteresować się na początku domyślnym wariantem z trzema graczami na stronę, bo to właśnie akcje zespołowe wyglądają tutaj najlepiej. Dośrodkowanie przez kolegę z zespołu i nasz wjazd z połowy boiska na pełnym dopalaczu, z uprzednim skokiem, który sprawił, że lecimy w światło bramki, potrącając po drodze piłkę i zdobywając gola. A temu towarzyszy eksplozja, odrzucająca wszystkich będących w pobliżu i pieczętująca zdobyty punkt. Iście satysfakcjonująca sprawa.
Piłka jest dość lekka i odbija się na spore odległości, często gdzieś zupełnie do góry, co dezorientuje gracza z włączonym lockowaniem na niej kamery. Należy umiejętnie przełączać się między tą opcją a zwyczajnym widokiem znad auta, ale i to po kilku meczach przychodzi naturalnie. Zresztą na murawie widzimy wskaźnik umiejscowienia wybitej w górę piłki, a dokoła naszego pojazdu wyświetlana jest strzałka nieustannie skierowana w jej stronę. Widać, że deweloper wyciągnął wnioski ze pierwszej części – sprawdza się to perfekcyjnie i naprawdę nie jestem w stanie znaleźć ani jednego niedopracowanego lub nieprzemyślanego elementu rozgrywki.
Na wysokości zadania twórca stanął również w kwestii kodu sieciowego. Oprócz trybu Season oraz szybkiej gry z botami lub w lokalnym multi na splicie do czterech osób, przygotowano grę przez Internet z żywymi graczami i popularność gry po Sieci NIE zaskoczyła twórców. A pamiętajmy, że Rocket League jest częścią lipcowej oferty Plusa! To zresztą sprawiło, że zawsze w kilka sekund znajdzie się ktoś chętny do gry. Bez najmniejszych lagów, bez jakichkolwiek problemów. No, przyczepiłbym się tylko do faktu, że po odejściu gracza w trakcie zabawy, nie zastępuje go bot, a gramy w nierównych składach. Ale uciekinierzy zdarzali się zbyt rzadko, żeby miało to większe znaczenie.
Muszę jeszcze wspomnieć o tym, jak prostota wynosi ten tytuł ponad masę nieudanych eksperymentalnych produkcji. O tym, że sterowanie jest banalne, już wiecie. Na początku byłem zdziwiony, że wszystkie boiska mają dokładnie taki sam układ i nie ma jakichś power-upów czy podobnych urozmaiceń w tym stylu. Mało tego, odblokowywane po każdym meczu akcesoria i rodzaje karoserii (których jest całe zatrzęsienie!) nie wpływają w żadnym stopniu na rozgrywkę. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że właśnie na takim przekombinowaniu polegają twórcy nietypowych gier. Chcą upchnąć jak najwięcej i tytuł staje się niegrywalny. Nie tutaj. Równie szanse, łatwość w opanowaniu zasad, pole do popisów – oto przepis na sukces.
Do Rocket League podchodziłem bez większych oczekiwań, ale nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mógł nastawić się na zbyt wiele. Gra dostarcza wszystkiego, czego można by spodziewać się po produkcji tego typu, i wykonanie to najwyższa półka. Świetne odgłosy aut i przyjemna muzyka w menusach, piękna grafika, niewiarygodnie wciągająca rozgrywka. I można nawet grać z pecetowcami! Znalazł się jednak drobny problem z przegrzewaniem konsoli, ale w moim przypadku po kilku minutach wszystko wracało do normy. Zresztą niebawem pewnie i tak zostanie to załatane. Ze wszystkich Plusowych perełek, ta przedstawia największą wartość od dawna. A kto odrzuca pomysł z miejsca, bo brzmi zbyt absurdalnie, ten traci.
Ocena - recenzja gry Rocket League
Atuty
- Sprawdzający się zwariowany pomysł za rozgrywkę
- Łatwe do przyswojenia sterowanie
- Efektowne akcje
- Działający bezproblemowo tryb sieciowy (tak, w dzisiejszych czasach to jest plus)
- Świetna oprawa audiowizualna
Wady
- Mały problem z przegrzewaniem konsoli w menu
Owoc miłości Fify i Wipeouta. Nie martwcie się, że granie w nogę samochodzikami brzmi jak pomysł szaleńca. Jedna z największych perełek cyfrowej dystrybucji.
Najlepsza forma konkursu, to:
Przeczytaj również
Komentarze (59)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych