Recenzja: Bedlam (PS4)

Recenzja: Bedlam (PS4)

Jaszczomb | 18.10.2015, 10:00

„Tak słabej grafiki na PS4 jeszcze nie widzieliście” – tak brzmiał tytuł newsa, w którym pierwszy raz pisaliśmy o Bedlam. Gra miała nostalgicznie nawiązywać do FPS-ów z lat 80. i 90. Jak wyszło?

Doom, Heretic, Quake, Wolfenstein 3D – jeśli pamiętacie początki pierwszoosobowych strzelanek i spędziliście z nimi sporo czasu, to po ujrzeniu oprawy Bedlam… zażenowani wyłączycie konsolę. Jest źle i to o wiele bardziej, niż być powinno. Twórcy chcieli w swojej grze przywrócić wspomnienia ze starych FPS-ów, mając przy okazji całkiem dobry argument na zarzut o kolejnym indyku z oprawą sprzed kilku generacji. Problem w tym, że jest to pomysł niedostatecznie rozwinięty i beznadziejnie zrealizowany. Chociaż jakiś tam swój urok ma.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bedlam to produkcja oparta na powieści Christophera Brookmyre’a o tym samym tytule, w której (w dużym i krzywdzącym skrócie) znudzony naukowiec trafia do świata gier. Bez żadnych wskazówek, przemieszcza się między jedną a drugą produkcją, odnajdując innych uwięzionych i próbując się stamtąd wydostać. Jak przetłumaczono to na język recenzowanej egranizacji? Wcielamy się tu w kobietę i oprócz szkockiego pochodzenia  oraz nieustannie rzucanych przekleństw, produkcja nie ma praktycznie nic wspólnego ze swoim książkowym pierwowzorem. Co nie musiałoby być wadą. Ale jest.

Trafiamy więc do tragicznie wyglądającego FPS-a i ktoś nam każe szykować się do walki. Później ktoś będzie starał się nas zabić. Jeszcze później ktoś będzie chciał pokonać poprzedniego ktosia. Tak naprawdę słyszymy tylko ich głos, a tępe strzelanie do wszystkiego wokół jest jakby oderwane od nudnych monologów i nijakich wymian zdań. Wyrzućcie je, a pozostanie zupełnie bezpłciowy FPS-ik z okropną grafiką. Chociaż na plus trzeba zaliczyć docinki naszej bohaterki, która zdaje sobie sprawę z głupoty całej sytuacji i bardzo wulgarnie komentuje aktualne wydarzenia z pięknym szkockim akcentem. Raz żart jej wyjdzie, innym razem nie, ale samo to pomogło mi wytrwać męczące sześć godzin rozgrywki.

Bedlam zawodzi też w kwestii rozwinięcia pomysłu, jaki na siebie miało. Liczyłem na niedługą przygodę o ewolucji gatunku first person shooterów, gdzie początkowo beznadziejna oprawa stopniowo zamieni się w coś akceptowalnego na dzisiejszym sprzęcie (jak w przypadku gatunku RPG w rewelacyjnym Evoland), włącznie z polepszaniem modelu strzelania, regeneracją życia czy kryciem się za osłonami. Niestety, beznadziejne celowanie do napisów końcowych jest tak samo uciążliwe jak na początku, a zwiększanie poziomu trudności poprzez liczniejszych przeciwników i rzadsze osłony w ogóle nie zachęciły do zaliczania kolejnych plansz.

Nie mogę jednak dać tak niskiej oceny, jak wynikałoby z tego, co dotychczas napisałem. Na przestrzeni kilku światów zabijamy m. in. kosmitów, nazistów, zombie i roboty, a wszystko to połączone z pakietem standardowych do bólu broni (pistolet, shotgun, bazooka, różdżka itp.), zbieraniem apteczek i unikaniem ostrzału przez bieganie na boki ma w sobie jakiś oldschoolowy urok. Dodatkowo jedno z zadań obejmuje deathmatch na małej mapie w potyczce stylizowanej na sieciowe starcie z nastoletnimi krzykaczami. Zabijcie któregoś, a usłyszycie, że oszukujemy albo że akurat gość miał laga. Padnijcie za to ofiarą jednego z nich i przygotujcie się na cały wywód, dlaczego nie dorastamy kolesiowi do pięt. Piękna sprawa.

Bedlam z całą pewnością nie jest grą, do której wrócę, ale też nie żałuje spędzonego z nią czasu. Zanim za każdy postawiony krok w FPS-ie zdobywałem nowe bronie, emblematy i rangi sieciowe, strzelałem właśnie do takich potwornych zbitek pikseli (no, trochę ładniejszych). Wspomnienia wracają i nawet zaśmiać się można, ale już po paru godzinach ma się dosyć, bo deweloper nie wprowadza niczego nowego. uchwycił tę nostalgię w krótkich poziomach z Wolfa 3D i w takich małych dawkach ma to sens. Tutaj nie wiadomo za bardzo, jaki był cel, oprócz żerowania na portfelach starszych graczy. Będzie w Plusie, to spróbujcie. W przeciwnym wypadku włączcie jakiegoś gatunkowego starocia i efekt będzie ten sam... a nawet lepszy!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Bedlam

Atuty

  • Zabawne docinki bohaterki
  • „Sieciowy” deathmatch
  • Jakieś tam wspomnienia przywraca…

Wady

  • …ale nic poza tym
  • Beznadziejny model strzelania
  • Nijaka fabuła
  • Pomysł nie tłumaczy tak słabej oprawy

Bedlam mogło przedstawić ewolucję gatunku FPS-ów, ale ostatecznie zdecydowało na linię najmniejszego oporu i pokazało ten sam schemat zabawy w kilku różnych odmianach otoczenia. Czasem rozbawi, częściej znuży. Szkoda czasu.

Jaszczomb Strona autora
cropper