Recenzja: Game of Thrones: A Telltale Games Series (PS4)
Znacie to uczucie, gdy czekacie na kolejny odcinek serialu z wypiekami na twarzy? I to pomimo tego, że przykładowo dany sezon nie jest wcale rewelacyjny? Coś w stylu ostatniego sezonu Gry o Tron. Ale i tak czeka się z nadzieją, że będzie lepiej, że coś się rozkręci. Z Grą o Tron od Telltale jest podobnie.
Czekałem na kolejne odcinki Games of Thrones z dużym zniecierpliwieniem. Nie dlatego, że historia rodziny Forresterów jest jakaś niesamowita, a po prostu ze zwykłej ciekawości, co też stanie się w mojej „telenoweli”. Akcja gry jest osadzona w świecie sagi Pieśni lodu i ognia napisanej przez George’a R. R. Martina. Dość powiedzieć, że całość przypomina trochę brutalniejszą wersję średniowiecza, w której czytelnik śledzi losy członków poszczególnych rodów szlacheckich. Wiem, że mocno tutaj spłycam, ale ciężko jest streścić pięć książek w kilku zdaniach.
W wypadku Game of Thrones: A Telltale Games Series skupimy się jednak na losach tylko jednej z rodzin, a konkretnie na rodzie Forresterów. Jego cechą charakterystyczną jest to, że po pewnym niefortunnie zakończonym weselu, rodzina znalazła się po przegranej stronie w konflikcie o koronę. Będąc na łasce swych wrogów, jej poszczególni członkowie walczą o przetrwanie. Atmosfera jest dość interesująca, bo choć sama w sobie nawiązuje zdecydowanie bardziej do serialu aniżeli do samych książek, to wyróżnia się tym, że cały scenariusz został napisany w formie greckiej tragedii.
Pierwszy sezon to przede wszystkim historia na temat tego, jak nisko możemy upaść. Śledzimy losy pięciu postaci, ale na skutek rozwoju fabuły i naszych decyzji nie wszystkie dotrą do końca. Gry od studia Telltale to przygodówki, w których akcja jest położona przede wszystkim na podejmowanie decyzji, w ramach których ma zmieniać się fabuła. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce nie do końca działa to w ten sposób. Każdy z poszczególnych odcinków posiada pewne wydarzenia, które muszą się wydarzyć. I już. Nasze wybory zmieniają trochę przebieg scen, ale efekt końcowy zawsze będzie taki sam. Skutkiem takiej mechaniki jest tworzenie iluzji, że gracz posiada wpływ na wydarzenia, ale w praktyce nie jest to prawdą, o czym przekonamy się, gdy spróbujemy rozwiązać dany problem w inny sposób. Pewne rzeczy się zmienią, ale jeśli jakaś postać ma zginąć w konkretnym odcinku, to zginie i nie zapobiegniemy temu niezależnie od tego, co zrobimy. Na plus jednak oddaje, że iluzja wyboru jest na tyle wiarygodna, iż przynajmniej bez kombinowania z przewijaniem decyzji, gracz powinien móc w nią uwierzyć. Sugeruję jednak przejść tę grę bez cofania podjętych wyborów. Wtedy wrażenie będzie najbardziej pełne.
Scenariusz sam w sobie trzyma się kupy, ale posiada pewne problemy. W pięciu (z sześciu) odcinkach robimy, co możemy, aby uratować ród od upadku. Gared, giermek Forrestów wyrusza daleko na północ wypełnić przysięgę, jaką złożył umierającemu lordowi. W tym samym czasie najstarsza córka Mira próbuje zdziałać coś w stolicy, a młodszy syn, nowy lord, stara się nie dopuścić do upadku rodowej twierdzy, na której przejęcie czyha wroga rodzina Whitehillów. A, jest jeszcze wygnany brat o imieniu Asher, którego Forresterowie chcą ściągnąć z powrotem do domu. Z czasem pojawi się dodatkowy bohater, ale wspominanie o nim szerzej byłoby dużym spojlerem. Cała tragiczna epopeja przez pierwsze pięć odcinków nie wygląda źle, jeśli nie zniszczymy sobie iluzji decyzji. Wybory są naprawdę ciężkie, ale tylko do momentu, kiedy wierzymy, że mają znaczenie. Realnym problemem na tym etapie jest pewna brzydka decyzja scenarzystów, aby „szczuć” gracza kanonicznymi postaciami. Mianowicie pojawiają się opcje zabicia ich, ale jeśli znamy sagę, to doskonale wiemy, że w rzeczywistości nie jest to możliwe, co od razu skazuje próbę na porażkę. Z mojej perspektywy jako gracza znającego sagę jest to zagranie obrzydliwe i poniżej pasa.
Dużo zmienia się jednak w ostatnim epizodzie, gdzie dostajemy końcowy wynik wszystkich naszych decyzji w postaci skrupulatnie zaplanowanego epilogu. Atmosfera całej gry zmienia się na naprawdę mroczną, serwując nam wydarzenia na poziomie porównywalnym do najbardziej złowieszczych fragmentów książek i serialu. Mniej lub bardziej jesteśmy w stanie wpłynąć na zdarzenia, decydując przykładowo o śmierci i życiu jednego z bohaterów. Duży nacisk położono też na to, kto będzie nam sprzyjał w drugim sezonie gry. Wielu recenzentów i graczy uważa, że zakończenie jest niesatysfakcjonujące, ale odniosłem wrażenie, iż niektórzy nie mogą sobie poradzić z faktem, że nie jest to wesoła opowieść. Mnie Telltale finałem bardzo pozytywnie zaskoczyło, bo nie spodziewałem się, że po tej całej zabawie w podchody przez pierwsze pięć odcinków dostanę tak mocny i znaczący epilog. Pytanie, na jakie należy sobie odpowiedzieć, tyczy się tego, ile możecie znieść. Bo w świecie Pieśni lodu i ognia naprawdę nie należy oczekiwać „happy endu”.
Dialogi w grze są na dosyć wysokim poziomie, ale nie oczekiwałbym mniej od Telltale. Podobnie jest z postaciami, których charaktery i decyzje są wyraziste i pozwalają zżyć się z poszczególnymi bohaterami na tyle, że będziemy próbowali zrobić wszystko, by ich uratować. Zapewne zauważyliście, że cały czas piszę o fabule, a w sumie niewiele o samej mechanice. Powód jest prosty - jest ona tutaj szczątkowa. Przez 90% czasu oglądamy scenki, podejmując w ich trakcie decyzje. Czasami wykonamy kilka prostych QTE i pobawimy się celowniczkiem. W teorii jest jeszcze eksploracja, ale to bardziej próba zaangażowania gracza w poruszanie się bohaterem, bo sama w sobie jest ponurym żartem. Kamera od razu nakierowuje nas na wszystkie interesujące miejsca, a eksploracyjne przerywniki trwają zaledwie minutę albo dwie. Nawet w The Walking Dead robiło się więcej. Tutaj gry w grze znajdziemy niewiele. Cała rozgrywka skupia się głównie wokół podejmowania wyborów i należy o tym pamiętać.
Technicznie gra wygląda na nieco przestarzałą. Cel-shadingowa oprawa w Game of Thrones nie robi większego wrażenia i choć się sprawdza, to czuję, że naprawdę nie zaszkodziłoby, aby spędzono nad nią trochę więcej czasu. Skoro Tales of Borderlands może cieszyć oko, to dlaczego nie Game of Thrones? O wiele lepiej sprawuje się tutaj oprawa dźwiękowa, bo twórcy nie poszli na łatwiznę i nie zerżnęli wszystkich utworów z serialu. Usłyszymy oczywiście motyw przewodni, ale większość utworów jest autorska i perfekcyjnie pasuje do klimatu.
Jeśli jesteście fanami, czy to książki czy serialu, z całego serca polecam w Game of Thrones zagrać. Opowieść, pomimo pewnych błędów, prezentuje wysoki poziom i jest interesująca. Jeśli jednak do tej pory z książką czy serialem w ogóle nie mieliście do czynienia, to boję się, iż możecie być zagubieni. Gra zakłada, że wszystko wiecie, a sama opowieść wymaga dużo więcej wiedzy od grającego niż przykładowo The Walking Dead. Ostatnią rzeczą jest kwestia iluzji wyboru. Ta istnieje, ale jeśli należycie do osób, które odczuwają przy tego typu elementach rozczarowanie, to Game of Thrones może nie być dla Was. Iluzja to nadal fikcja i w całym sezonie tylko dwie decyzje mają realny wpływ na to, kto przeżyje z głównych bohaterów. Do tego dochodzi jeszcze zaledwie kilka wyborów wypływających na wynik końcowy w kwestii tego, kto jest naszym sojusznikiem, a kto wrogiem. To wszystko. Być może w sezonie drugim będzie pod tym względem lepiej, ale z jakiegoś powodu mam wątpliwości.
Ocena - recenzja gry Game of Thrones: A Telltale Games Series
Atuty
- Świetnie zachowany klimat serialu
- Oprawa audio
- Dobre dialogi i przekonujące postacie
- Interesująca fabuła
Wady
- „Szczucie” kanonicznymi postaciami
- Niektóre wydarzenia to czysta Deus Ex Machina
- Raczej tylko dla fanów serialu lub książek
- Część mechaniki rozgrywki jest na siłę
Game of Thrones posiada dobrą fabułę, ale cierpi na wszystkie wady gier Telltale. Do tego iluzja wyborów jest słabsza niż chociażby w Until Dawn. Warto zagrać, jeśli jest się fanem serialu.
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych