Recenzja: DiRT Rally (PS4)
Codemasters zaskoczyło. Po odejściu od dobrze przyjmowanego GRID-a i nadaniu DiRT-om hamburgerowej otoczki, nie był to oczywisty krok. No bo jak to tak - odejść od zręcznościówek, w które może grać każdy, i przeskoczyć na trudną symulację? Jak widać, można. I całe szczęście! Wygląda na to, że rajdowy mesjasz właśnie zstąpił na nasze konsole!
Nie ukrywam, że miałem okazje grać wcześniej w , które pojawiło się na pecetach kilka miesięcy temu. Co prawda były to pojedyncze odcinki, ale zawsze coś. Dlatego też takie “hity” jak czy , wzbudzały u mnie co najwyżej chwilowy uśmiech. Jakościowo to po prostu nie było to. Wszystko, co mogło być zrobione lepiej niż przez Milestone czy Kylotonn, zostało po prostu zrobione lepiej. W każdym calu i każdym elemencie. To trochę jak KJS a WRC.
Po pierwsze - fizyka. Ta jest wyjątkowo satysfakcjonująca i czyni grę bardzo, bardzo wymagającą. Świetnie przeniesione są pojazdy każdej epoki i każdej grupy. W końcu początek kariery to nie tylko przebijanie się do wyższych grup, byle tylko przestać jeździć “gruchotami”. Tutaj każdy pojazd zachowuje się inaczej i nawet jazda przednionapędowymi, słabszymi samochodami (jak chociażby legendarne Mini) jest daje satysfakcję. Każdy samochód ma swoje indywidualne, charakterystyczne cechy - przykładowo po załączeniu turbo w samochodzie grupy B często pozostaje się jedynie modlić, aby nie wylądować w rowie/na drzewie, gdziekolwiek. Samochody, które były niesfornymi potworami w rzeczywistości, tutaj są równie trudne do opanowania. Lancia Fulvia? Easy. Lancia Stratos? Powodzenia. Lancia Delta S4? Hehe. Pojazdy dedykowane na Pikes Peak? Miło było poznać.
Prowadzenie pojazdów to jedno. Drugie to czucie nawierzchni. A robi to znakomicie! Płynne zmiany nawierzchni - z błota na mokry asfalt, z asfaltu na śnieg/lód - wszystko fenomenalnie czuć i bardzo, ale to bardzo łatwo dać się nabrać. Trzeba bardzo czujnie słuchać pilota. Z racji, że uwielbiam gry wyścigowe, moim “naturalnym” otoczeniem jest asfalt i tak też najlepiej bawię się podczas rajdu Niemiec. I uwaga, uwaga - gra nie posiada możliwości przewinięcia czasu. Tej samej możliwości, którą Codies jakiś czas temu wprowadzili do świata gier wyścigowych i rajdowych i która się bardzo dobrze przyjęła, będąc od tamtego czasu swoistym standardem. Mało tego, za restarty odcinków obcinana będzie nam premia przyznawana na koniec odcinka specjalnego. Idąc jeszcze dalej - rozbiłeś pojazd? Amen. Koniec rajdu. Życie. SI także nie odpuszcza! Nawet na najniższych szczeblach kariery wygranie odcinka wiąże się z jazdą na totalnym limicie, często niestety kończącą się… sami wiecie jak. I jeszcze rada od wujka Jakuba - jak pilot mówi “don’t cut”, to po prostu nie tnijcie. Nie i tyle. Niesubordynacja w tym temacie w każdym miejscu skończy się inaczej - w Finlandii spektakularnie zawiśniemy na drzewie, w Niemczech stracimy koło na wszędobylskich kamieniach znajdujących się na wyjściach z zakrętów, podobnie jest w Grecji. Szwecja, wiadomo, zakopani w zaspie. Walia - głębokie rowy lub brama. Montecarlo - wizyta w lesie. Pikes Peak - Adam Małysz będzie dumny.
Najlepsze jest to, że wcześniej skupiłem się wyłącznie na aspekcie rajdowym, a przecież to tylko jeden z elementów gry! Dwa kolejne elementy układanki to Pikes Peak Hillclimb oraz Rallycross. Przyznam, że obawiałem się tych trybów, myślałem, że są dorzucone na siłę, bo “inni też mają”. Oj, jak bardzo się myliłem! Rallycross jest kopalnią dobrej zabawy już od najniższej serii (która obejmuje wyłącznie specjalnie przygotowanego Mini Coopera). Potwory najwyższej serii WRX to już nie przelewki - super zwinne i naprawdę zrywne pojazdy dostarczają kupę zabawy. Nawet SI jest znośnie i dostarcza sporej dozy emocji. Co do Pikes Peak - tutaj obawiałem się fizyki jazdy na asfalcie, czyli bardziej wyścigowego aspektu gry. Ale na szczęście również ta oddana jest fenomenalnie. Warto wspomnieć, że pojazdy, które są dostępne w trybie wyścigu górskiego, to specjalnie przygotowane wersje chociażby Peugota 205 czy Audi S1, już o kosmicznej maszynie Loeba nie wspominając. Wyzwanie jest ogromne i łatwo nie będzie, ale wysiłek włożony w grę zostaje wynagrodzony w 200%.
Jest i RaceNet. Tryb online powinien zapewnić długie godziny zabawy. Do wyboru mamy mistrzostwa online, pojedyncze odcinki PVP i wydarzenia miesięczne/tygodniowe/dzienne. Nic odkrywczego, ale jest to z pewnością jedna z najważniejszych części tego typu gier - wystarczy spojrzeć na aktualną scenę Richard Burns Rally - 12 letniej gry, która dalej cieszy się ogromną popularnością i jest niedoścignionym (czyżby…?) wzorem gier rajdowych do dzisiejszego dnia.
Na osobne pochwały zasługuje oprawa audiowizualna. Każdy pojazd brzmi unikatowo, tak jak powinien, a dźwięki turbiny przyprawiają o ciarki. Do tego dochodzą różnego rodzaju odgłosy środowiska, kamienie odbijane od podwozia, woda… słowem, jest moc! Grafiki nie ma zbytnio kiedy podziwiać, ale z obowiązku recenzenckiego pooglądałem kilka powtórek i skupiłem się na detalach - jest świetnie. A jeśli porównamy ją do “konkurencji”, to jest wręcz nieziemsko świetnie. Gra cały czas działa płynnie, modele samochodów są świetnie wykonane, zarówno w środku jak i na zewnątrz. No i pamiętajmy - 1080p i stałe 60 klatek! Żeby nie było, idealnie też nie jest. Same trasy mogłyby by być bardziej szczegółowe, modele publiczności i pojazdów stojących na poboczu również nie są najwyższych lotów, ale hej - skoro sięgam do czepiania się takich szczegółów, to nie sądzicie, że jest bardzo okej?
W komentarzach pod moimi pierwszymi wrażeniami z gry pytaliście, czy da się w DiRT-a grać na padzie. Wtedy nie mogłem na to pytanie odpowiedzieć, gdyż cały test przeprowadzony był na kierownicy. Dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć - da się. Grałem bez żadnych asyst, jedynie wspomagałem się automatyczną skrzynią biegów (pad + manual… niezbyt). Czuć pojazd i czuć moment utraty przyczepności. Słowem - można. Ale jeśli macie możliwości podpięcia kierownicy, to zróbcie to. Po prostu tak powinno się czerpać z tej gry, korzystać z jej pełnych możliwości.
Największym minusem gry jest kiepski model zniszczeń oraz… brak wypadków. Często, gdy rozbijemy się przy dużej prędkości, gra po prostu resetuje pojazd ponownie na trasie. A nie da się ukryć, że kraksy i efektowne rolki to stały element każdej imprezy rajdowej. Szkoda, że tego elementu w najnowszej grze Codies po prostu nie uświadczymy. W grze znajduje się też zbyt mało pojazdów. Nie jest źle, ale na dłuższą metę na pewno będzie brakować większej liczby zabawek. Te z pewnością będą się sukcesywnie pojawiać.
Nie ma się co oszukiwać - gracze wielbiący zręcznościowe gry wyścigowe/rajdowe nie mają tu czego szukać. to gra wymagająca, trudna, momentami frustrująca, ale koniec końców - niesamowicie angażująca i satysfakcjonująca. Twórcy zmiażdżyli konkurencję. Mówiąc wprost, Milestone i Kylotonn WSTYDŹCIE SIĘ. No i jeszcze raz się powtórzę na koniec - nie tnijcie zakrętów i słuchajcie pilota. To taka życiowa porada.
Ocena - recenzja gry DiRT Rally
Atuty
- Świetne uczucie prędkości
- Oprawa AV
- Fantastyczna i satysfakcjonująca fizyka
- Rallycross
- Bezkompromisowość
Wady
- Słabe wypadki i zniszczenia
- Stosunkowo mało pojazdów i tras
DiRT Rally to gra, której każdy element rozgrywki zrobiono przynajmniej dobrze. To nie produkcja dla niedzielnych kierowców - jest bezkompromisowa i świetna. Na takie rajdy czekałem długie lata.
Przeczytaj również
Komentarze (52)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych