Recenzja: The Elder Scrolls V: Skyrim Special Edition (PS4)

Recenzja: The Elder Scrolls V: Skyrim Special Edition (PS4)

Jaszczomb | 10.11.2016, 08:00

Jeden z najlepszych RPG-ów w historii powrócił! W sumie to tylko pięcioletnia produkcja, w którą kto miał zagrać, już dawno to zrobił. A jednak warto – przede wszystkim dla krótkich loadingów i dla polskiej wersji językowej. No… są też mody. Powiedzmy.

Morrowind, Oblivion – seria The Elder Scrolls zrodziła niejedno arcydzieło, a jednak to Skyrim był dla mnie grą-ideałem. Nawet jeśli wykorzystywałem każdy jej błąd, by przeżyć na wyższym poziomie trudności. Od dawna zresztą mówiłem, że jeśli miałbym kiedykolwiek kupować remastera w pełnej cenie, byłoby to . Swoje 150+ godzin na PS3 wspominam wspaniale, ale po chwili przychodzi refleksja – czasy wczytywania podczas wchodzenia do małego sklepu czy wychodzenia z niego trwały tyle, że zawsze pod ręką miałem jakieś czasopismo, a potem przerzuciłem się na lekkie książki. Ale grałem. Nigdy jednak nie wróciłem do gry, pamiętając o tych przeklętych ekranach wczytywania. Gdyby recenzowane dziś Skyrim – Special Edition naprawiło samo to, byłbym zadowolony (chociaż recenzja byłaby raczej negatywna). Na szczęście atrakcji mamy znacznie więcej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli jakimś cudem nie mieliście do czynienia ze Skyrimem, wcielamy się tu w Dragonborna („Smocze Dziecię” brzmi… średnio), który ląduje w samym środku wojny domowej między siłami Cesarstwa i Gromowładnymi. Obie strony muszą jednak zmienić swoje priorytety, gdyż po setkach lat do ich świata powracają smoki. Nasz bohater potrafi bez nauki korzystać z ich języka i pochłaniać smocze dusze, przez co stanowi potęgę, z którą obie strony muszą się liczyć. Dziwnie jednak pisać o fabule Skyrima w tak oszczędny sposób, gdy rozmaitych wątków, znaczących gildii, prastarych tajemnic i mściwych bogów jest tu tak dużo. Najważniejsze, że cała ta otoczka wynagradza z nawiązką dość przeciętnie napisany wątek główny, usprawiedliwiający (czasem nieco na siłę) obecność smoków.

Co do rozgrywki, na pewno nie czuć żadnych braków względem dzisiejszych gier. Wręcz zadziwia, że w innych dużych grach nie zaimplementowano rewelacyjnego systemu trenowania umiejętności przez samo korzystanie z nich. Przemyślana sprawa. A to, czy skalujący się do poziomu gracza świat jest dobrym rozwiązaniem, to kwestia indywidualna, jednak zdając sobie sprawę z tej mechaniki, nikt nie powinien zostać nagle odrzucony „bo trenowałem alchemię czy otwieranie zamków zamiast walki mieczem i teraz przeciwnicy są za mocni”. Jeśli Skyrima pamiętacie z czasów premiery, ucieszą Was także nowe kill-camy, które dodano do łucznictwa i czarów bitewnych.

Przez ostatnie miesiące byliśmy zalewani porównaniami graficznymi, czyli teoretycznie najważniejszym aspektem odświeżonej wersji. Jak jest? No… średnio. Ani przez chwilę nie pomyślałem, że przeszłoby to jako gra AAA z 2016 roku i nie mogłem doszukać się tych wielkich zmian, o których trąbił wydawca. Dopiero włączywszy wersję z PS3 zauważyłem ubogość oryginału i trochę doceniłem Special Edition. Przede wszystkim w oczy rzuca się brak szalejących tekstur i znacznie zwiększona odległość rysowania obiektów. Za to pierwsze podziękują Wasze oczy, za to drugie – znienawidzą znajomi. Bo jak tu się oderwać od gry, kiedy jeszcze więcej rzeczy odciąga naszą uwagę podczas podróżowania?

Dużą zmianą jest także flora. Trawy, krzaki i wszelkiego rodzaju inne rośliny sprawiają, że ogromny świat gry wygląda nieźle (chociaż zapomnijcie o targanych wiatrem koron drzew). Puste pola z rzadkimi kwiatkami do zerwania, które widzieliśmy w konsolowym oryginale, wyglądają przy tym dość żałośnie. W końcu naturalnie wypadają również cienie, ale to zauważa się również dopiero po porównaniu z PS3. W kwestii efektów świetlnych, przebijających przez listowie promieni (god rays) czy lepiej wyglądającej wody, to nie jest to nic, co sprawiłoby, że przystaniecie z wrażenia i zaczniecie szaleńczo używać przycisku SHARE. Całość wygląda po prostu dość dobrze, nic poza tym. Oczywiście do najwyższych ustawień z peceta nie ma to wszystko startu (pomijając już tamtejsze modyfikacje modeli i tekstur), ale też nikt na takie cuda nie liczył.

Oprócz oprawy graficznej, mamy tutaj standard odświeżania jeszcze-nie-tak-starych gier, czyli lepszą płynność rozgrywki i szybsze wczytywanie. Ta druga kwestia jest jednak kluczowa. Na PS3 czasy ładowania często dobijały minuty, a mowa tu o zwykłym przechodzeniu między niewielkimi lokacjami. Czasem odpuszczałem sobie sprzedaż przedmiotów po powrocie do miasta, bo nie chciało mi się tyle czekać, by wejść do sklepu i zgarnąć te kilkaset sztuk złota. Teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej. Każdy ekran ładowania to maksymalnie kilka sekund. Jest mod, który dodaje opisy historii świata do zwyczajowych wskazówek na ekranie ładowania, ale na cóż mi on, gdy nie zdążę żadnego z takich opisów przeczytać? Pojawiła się też wygodna opcja szybkiego zapisu, a gra sama dzieli wszystkie zapisy na te z modami i bez… No dobra, czas przejść do tych szumnie zapowiadanych modyfikacji graczy.

Jeśli chodzi o mody, to nie liczcie na wiele. Ograniczenia Sony zniszczyły ten pomysł. „Mody na konsolach” – krzyczała Bethesda. „… ale bez czegokolwiek spoza gry” – dodał japoński gigant. Tak oto możemy mieć np. nowe umiejętności, lecz tylko wtedy, gdy podmienimy te już istniejące. Zapomnijcie o nowych teksturach czy modelach przeciwników znanych z PC. Mamy tu przeważnie łatwiejsze/szybsze zdobywanie doświadczenia czy inne pierdółki ułatwiające zabawę. Ale są też perełki wśród dostępnych tu tworów! Wymiana drzewek umiejętności, dodatkowe rodzaje strzał (m. in. ogniste, spychające, przywołujące szkielety) czy nowe czary (np. przyspieszenie czy rozbrojenie) są świetne, ale to tylko przedsmak tego, czego na PS4 nigdy nie uświadczymy. Tyle dobrze, że wszystko jest tu proste w zrozumieniu i każdy będzie w stanie łatwo dodać sobie wybrane mody.

Z pozostałych zalet Special Edition wymienić muszę obecność rozszerzeń DLC. Oprócz „Hearthfire”, gdzie budujemy dom i adoptujemy dzieci (…po co?), „Dragonborn” przedstawia dodatkowy wątek z fałszywym Dziecięciem Smoka (wraz ze sporą wyspą jako dodatkową lokacją i beznadziejnym ujeżdżaniem smoka) , a „Dawnguard” pokazuje zmagania specjalnej grupy walczącej z wampirami, dodając przy okazji nowe drzewka umiejętności dla Wilkołaka i Lorda Wampirów (zupełnie co innego niż zwykły krwiopijca z podstawki!). Kilkanaście godzin porządnej rozgrywki wraz z nowymi maskami, sprzętem i krzykami. Ale to mieliśmy już w zwykłej „kompletnej edycji” oryginału.

Na PS3 nie mieliśmy jednak nawet rodzimych napisów, a tutaj dostajemy pełną polską wersję językową. Pecetowcy mogą wyśmiać moje zachwyty, lecz jest wyjątkowo przyjemnie – nawet jeśli kilka głosów zupełnie nie pasuje do danego NPC-a, a wykorzystywanie jednego aktora dla dziesiątek postaci to norma. Pojawili się Krzysztof Kowalewski, Wiktor Zborowski, a nawet Piotr Fronczewski w jednej z najważniejszych ról w grze. Samo tłumaczenie również wypada świetnie, acz wolałbym w niektórych przypadkach oryginalne nazwy, bo np. miasto Riften jako polska Pęknina średnio mi leży. A może to tylko kwestia przyzwyczajenia do anglojęzycznej wersji z PS3…

to dość średni remaster rewelacyjnej gry. Graficznych fajerwerków nie ma i czuć, że gramy z pięcioletnią produkcję. Do tego ograniczenia Sony pogrzebały świetny pomysł na dodanie modów, a dochodzi jeszcze problem blokowania trofeów, gdy korzystamy z modyfikacji. Niby sprawiedliwie, ale nie chce, by zabawa z modami była chwilową odskocznią od prawdziwej gry (chyba że nie interesują Was pucharki). Biorąc jednak pod uwagę, że dostajemy pełne spolszczenie, krótkie loadingi i (bądź co bądź) najlepszą oprawę na konsolach, warto powrócić do tego arcydzieła. Nawet jeśli końcowa ocena to „tylko”…

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Elder Scrolls V: Skyrim Special Edition.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Elder Scrolls V: Skyrim Special Edition

Atuty

  • Krótkie loadingi
  • Pełna polska wersja językowa
  • Zawsze to nieco ładniejszy Skyrim z wszystkimi dodatkami

Wady

  • Ograniczone mody
  • Graficznie mogłoby być lepiej

Jeśli sięgać dziś po Skyrima na konsolach, to tutaj mamy najlepszą wersję. Szkoda tylko, że graficznie odświeżanie nie poszło dalej, a Sony zablokowało twórczość modderów.

Jaszczomb Strona autora
cropper