Recenzja: Star Wars Battlefront: X-Wing VR Mission (PS4)
Ostatnia aktualizacja dodała darmową misję w wirtualnej rzeczywistości. Tak, to tylko jedna misja, ale może stanowić podstawę do pełnoprawnej produkcji. Tylko czy na chwilę obecną istnieje jakikolwiek potencjał w Gwiezdnych wojnach VR?
Dodatkowe misje VR-owe w dużych grach AAA to świetna sprawa. Deweloper może się oswoić ze sprzętem, którego by prawdopodobnie nie ruszył, bo nie oszukujmy się – PS VR nie dostanie dużej gry. No, może za parę lat.. na kolejnej wersji tego sprzętu. Tak czy inaczej, trzeba docenić takie atrakcje w wirtualnej rzeczywistości. Parę miesięcy mogliśmy zobaczyć świat oczami Lary Croft, a teraz dostaliśmy możliwość zajęcia miejsca za sterami X-Winga.
Po ściągnięciu misji z PS Store (1,9 GB), w menu pojawia się nowa zakładka „Misja VR”. Przenosi nas ona do stojącego w gotowości X-Winga, którego możemy obejrzeć z bliska, przeskakując między kilkoma z góry ustalonymi punktami. Statek wydaje się szczegółowo odwzorowany, ale pozostawia niesmak. Z jednej strony nie mogłem się doczekać, żeby wejść na miejsce pilota i odlecieć, tylko że… to miało być ładniejsze.
Podobnie jak w przypadku Drivecluba, Battlefront zachwyca wizualnie w swojej zwykłej wersji na telewizorze, ale technologia VR jest bardziej wymagająca i poczynione na jej potrzeby graficzne uproszczenia obrzydzają całe doświadczenie. Rozmazane, nie najlepszej jakości tekstury zniechęciły mnie jeszcze przed wylotem, choć wciąż tliła się iskierka nadziei, że w przestrzeni kosmicznej poczuję tę magię i przestane zwracać na to uwagę. Wyszło połowicznie.
Pojawiam się w kosmosie. Patrzę w dół, a ruchy głową odpowiednio poruszają moją klatką piersiową w kombinezonie. Obracam się do tyłu i widzę droida klasy R2. Dokoła kokpit pełen świecących przycisków. W słuchawce słyszę komunikujących się kolegów z drużyny. Dokoła tysiące gwiazd. Jestem pilotem statku! Włączam przyspieszenie i patrzę w bok, jak skrzydła X-Winga składają się do lotu. Zatrzymuje się i rozkładam skrzydła. Strzelam w stronę wyłaniających się przeciwników, kątem oka widząc ładujące się już działko. Na to właśnie czekałem…
… do czasu, aż zdjąłem kilka wrogich statków i opuściło mnie onieśmielające pierwsze wrażenie. Wiele przycisków w kokpicie mogę użyć, ale najwyżej zaświeci się wtedy dioda czy droid z tyłu bipnie parę razy. Mój i wszystkie inne statki układają się zawsze do tego samego poziomu, z jakiegoś powodu zdając sobie sprawę, gdzie jest góra i dół w przestrzeni kosmicznej. Nic jednak nie demotywuje do dalszej gry bardziej niż przypomnienie sobie, że immersja VR-owa swoją drogą, ale wygląda to kiepsko. Niby całość trwa tylko kilkanaście minut i w tym czasie powalczymy z TIE Fighterami, a nawet zobaczymy Star Destroyera, lecz nachodziły mnie myśli, że można by już to zakończyć i wrócić do normalnej Eskadry po Sieci. Co z tego, że przestanę być w grze - ważne, że wygląda porządnie.
Nie chcę narzekać na darmową atrakcję i kolejny powód do założenia gogli PlayStation VR. Wiem jednak, że samodzielna gra z pilotowaniem statków w wirtualnej rzeczywistości nie miałaby zbytnio sensu. Gdy zachwyt pierwszych minut odpuszcza, zostajemy ze zwyczajnie brzydkim doświadczeniem VR, które wykorzystuje niezbyt głęboką mechanikę obsługi myśliwców z podstawki. Jeśli ta misja jest dla Was jednym z ważniejszych powodów do zakupu PS VR, lepiej to przemyślcie. Sprzęt Sony ma dużo świetnych produkcji, ale przelot X-Wingiem jest co najwyżej niezbyt ładną ciekawostką.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Star Wars: Battlefront (2015).
Ocena - recenzja gry Star Wars: Battlefront (2015)
Atuty
- Robi świetne wrażenie na początku...
Wady
- ...które szybko mija
- Znaczące pogorszenie grafiki
Niby darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, ale z drugiej strony warto się szanować i oczekiwać czegoś więcej, nawet po darmowym dodatku.
Przeczytaj również
Komentarze (26)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych