Reklama
Recenzja: A King's Tale: Final Fantasy XV (PS4)

Recenzja: A King's Tale: Final Fantasy XV (PS4)

kalwa | 07.03.2017, 15:15

A King’s Tale: Final Fantasy XV był początkowo dodatkiem jedynie dla tych, którzy kupili grę w wybranych sklepach. Square Enix zdecydowało się jednak udostępnić produkcję wszystkim całkowicie za darmo. Czy mimo wszystko warto tracić na nią czas?

A King’s Tale: Final Fantasy XV to mała produkcja należąca do gatunku beat ‘em up, okraszona dwuwymiarową grafiką nawiązującą do czasów SNES-a. Wcielamy się w niej w króla Regisa, który jest ojcem Noctisa, bohatera Final Fantasy XV. Fabuła osadzona jest przed wydarzeniami z piętnastki i opowiada o przygodzie z czasów młodości króla. Całość podana jest w formie bajki na dobranoc, którą król opowiada swojemu młodemu synowi. Dzięki temu możemy przyjrzeć się relacji Regisa i Noctisa oraz w niewielkim stopniu poszerzyć swoją wiedzę o charakterach innych bohaterów. Pojawiają się postacie znane z piętnastej odsłony serii, ale nie zabraknie też atrakcji dla fanów starszych odsłon. Mimo wszystko, fabuła jest tak skonstruowana, że wcale nie musimy jej przypisywać do kanonu. Warto się jednak z nią zapoznać, bo jest ciekawym uzupełnieniem Final Fantasy XV.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na uwagę zasługuje całkiem rozbudowany system walki. Sam w sobie jest prosty, ale oferuje trochę więcej niż możliwość przemieszczania się po lokacjach i okładania kolejnych przeciwników. Poza podstawowym atakiem mamy też silniejsze uderzenie, możliwość używania tarczy i robienie uników w postaci przewrotu. Trzy podstawowe ataki możemy łączyć w kombinacje ciosów i jest tego całkiem sporo. Ponadto każdy z przeciwników jest odporny na różnego rodzaju ataki, dlatego trzeba kombinować, co zdecydowanie uatrakcyjnia grę. Niektórych najlepiej wyrzucić w powietrze i po obłożeniu kilkunastoma uderzeniami, dobić silnym skokiem, gdy ten już leży na ziemi. Innych z kolei warto zajść od tyłu i zadać jak największe obrażenia odpowiednią kombinacją. Bohater ma jeszcze do dyspozycji czary, więc nie mogło zabraknąć znanych fanom serii Flanów odpornych na określony żywioł i ataki fizyczne. Co ciekawe, niektóre z elementów otoczenia można podpalić, co będzie ranić przeciwników, jeśli wejdą w płonący obszar.

Nie obeszło się jednak bez zgrzytów. System walki, mimo iż przyjemny i całkiem rozbudowany, ma kilka problemów. Jednym z nich jest niepotrzebne zwolnione tempo, które w założeniu ma pomóc graczowi w odbiciu wystrzelonego pocisku czy uniknięciu ciosu. Nie spodobało mi się to rozwiązanie, bo bardziej przeszkadza aniżeli pomaga. To dlatego, że sam obserwuję pole walki, a przeciwnicy mający za chwilę zaatakować są odpowiednio oznaczeni. Reagowałem więc w odpowiednim czasie na atak, ale gra dodatkowo zwalniała czas w momencie, kiedy wystrzelony pocisk był bardzo blisko bohatera. Bardziej więc opłaca się nie atakować i poczekać aż czas zwolni, by dopiero wtedy wykonać unik czy kontrę. Sam przez te kilka godzin nie mogłem pozbyć się nawyków i czasem po prostu obrywałem. Zdarzało się też, że trudno było określić, czy postać jest w odpowiednim położeniu w stosunku do potwora, którego atakuje.

Grafika to piksel art. stojący na bardzo wysokim poziomie. Swoim charakterem nawiązuje do ery SNES-a, ale poziomem przewyższa to, co można było wtedy osiągnąć. Może też zawstydzić wiele dzisiejszych gier z grafiką w stylu retro. W kilku scenkach bohaterowie wyglądają bardzo ładnie, ale na szczególną uwagę zasługuje dopracowana twarz Regisa. Pozytywne odczucia wzbudza też to, jak wygląda otoczenie w odwiedzanych lokacjach oraz ataki – głównie podczas przyzywania magicznych istot. W połączeniu z muzyką na wzór gier z tamtych lat, wzbudza ciepłe uczucie nostalgii. Do gustu szczególnie przypadł mi spokojny utwór przygrywający podczas scenek przerywnikowych. Momentami czułem się jakbym grał w którąś z pierwszych sześciu części. Przeważają jednak szybsze kawałki, w których usłyszymy gitary elektryczne, bardziej na wzór serii Castlevania. Nie jest to poziom Uematsu czy Shimomury, ale brzmi dobrze i nie przeszkadza.

Długość gry niestety nie powala. Ukończenie fabuły to jakieś półtorej godziny zabawy. Istnieje alternatywne zakończenie, ale żeby je poznać wystarczy przejść na inny sposób samą końcówkę gry. Na szczęście mamy też wyzwania, które odblokowują się po jednokrotnym ukończeniu gry. Mogą one znacznie wydłużyć rozgrywkę - w zależności od tego jak umiejętnymi graczami jesteśmy. Wszystkich wyzwań jest piętnaście i są takie, w których utknąłem nawet na 20 minut, wciąż próbując je pokonać. Są zróżnicowane i nie nudzą, a ponadto to właśnie za ich pośrednictwem system walki pokazuje wszystkie swoje wady i zalety.

Fanów serii nie trzeba zachęcać do sprawdzenia A King’s Tale: Final Fantasy XV. Szczerze mówiąc, jest to produkcja tylko dla nich, bo nie wydaje mi się, aby miało to kogoś zachęcić do sprawdzenia najnowszej odsłony Final Fantasy. Jeśli jednak ktoś z Was zdecydował się na zakup „piętnastki”, ale jeszcze nie zaczął w nią grać, to może przygodę zacząć od tej mniejszej produkcji. Dodajcie do tego serię animacji oraz film i mamy komplet, który fajnie wprowadzi do dania głównego.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry A King’s Tale: Final Fantasy XV

Atuty

  • Rozbudowany system walki
  • Jest fajnym dodatkiem do Final Fantasy XV
  • Wzbudza nostalgię
  • Grafika prezentuje wysoki poziom

Wady

  • Zbyt krótka
  • Małe niedogodności w rozgrywce

Jeśli jesteś fanem serii, to masz już pewnie grę na dysku. Inni raczej nie mają tu czego szukać, no chyba że uwielbiacie beat ‘em upy.

cropper