Recenzja: Everything (PS4)

Recenzja: Everything (PS4)

Jaszczomb | 24.03.2017, 02:02

Everything jest jak matka, która mówi Wam, że możecie być kim (lub czym) tylko zapragniecie. Dlatego zostałem koniem. I mrówką. I kamieniem. I kontynentem. I wszechświatem. I źdźbłem trawy.

Everything jest doświadczeniem. Dziwnym eksperymentem, który trafi tylko do fanów tych dziwniejszych wariacji na temat gier wideo. Relaksującą odskocznią dla ciekawskiego umysłu, niepotrzebującego z góry wyznaczonego celu. Można to określić prostym „brak gry w grze”, ale jeśli wciąż nie przestaliście czytać, to znaczy, że jesteście ciekawi tego nieszablonowego pomysłu. Bo zdecydowanie mamy do czynienia z wyjątkowo oryginalnym tworem, chociaż są momenty, w którym zadacie sobie pytanie „...dlaczego?”. Bardzo dużo takich momentów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Everything wita nas wyjątkowo prostą, przeciętną oprawą graficzną, a złe pierwsze wrażenie szybko przechodzi w jeszcze gorsze, gdy spróbujemy się poruszyć i zobaczymy animację. Otóż każde zwierze, roślina czy rzecz, w jaką się wcielimy, sunie po ziemi lub... przewala się do przodu całą swoją masą o 90 stopni. Jeden ruch naprzód i mój koń staje na głowie. Kolejny – zwierzę znalazło się na plecach. Zupełny brak jakiegokolwiek wysiłku w przygotowanie choćby najprostszych animacji – wszystko, co widać, to przewalający się model konia. Szybko znajduję inne konie, tworzę małe stadko i grupą”biegam” po otwartym świecie, oglądając te absurdalne ruchy.

Rozmawiając z krzakami i drzewami, które dostały kilka kwestii ujawniających „co powiedziałyby rośliny, gdyby mogły mówić”, dostaję możliwość zawładnięcia pobliskim głazem. Ten już nie zarży, ale poza tym zachowuje się tak samo. Używam opcji „zejścia” i trafiam między źdźbła trawy, gdzie kieruje mrówką, a potem szyszką. Wciąż to samo – turlam się, łączę w grupy, poznaje myśli innych rzeczy. Korzystam więc kilkukrotnie z oddalenia. Znów jestem koniem, następnie większym drzewem, kontynentem, planetą i kosmosem. Mają rozmach... i nic więcej.

Z biegiem gry zrozumiałem, że trzeba tu innego podejścia. Pewnie, grafika jest mierna i animacje żałosne, ale są tu tysiące rzeczy, w które można się wcielić. Odhaczałem w encyklopedii gry kolejne kategorie (m. in. zwierzęta, rośliny, bakterie itd.), szukając każdego z ich przedstawicieli. I to jeszcze rozumiem – taka produkcja dla gracza-perfekcjonisty ze skłonnościami masochistycznymi, gdzie spędzi kilkanaście godzin na szukaniu nowych obiektów. Co jeszcze tu robić? Nie wiem. Sunięcie ogromnym hydrantem między planetami Układu Słonecznego może bawić najwyżej przez chwilę i średnio wierzę w odnalezienie tu jakiegoś wewnętrznego spokoju. Nie widzę też sytuacji, w której odkładam inne gry, by pobiegać po tym niezachwycającym wizualnie świecie. Takie tam "złap je wszystkie".

Everything korzysta z nagrań brytyjskiego filozofa Alana Wattsa sprzed 50 lat, który przedstawia swoje poglądy na człowieka, świat i egzystencję. Jako narrator gry przedstawia on jedną ze swoich teorii inspirowanych Wschodem, według której cały Wszechświat to tylko kosmiczny byt ukrywający się we wszystkich ożywionych i nieożywionych rzeczach, zapominając, czym sam jest. Ostatecznie my wszyscy nim jesteśmy, a cielesna forma człowieka to tylko „ego w worku ze skóry”.

Rozumiem, że przygotowano tysiące obiektów i nie było czasu każdemu nadać realistyczny wygląd czy złożone animacje, lecz może było trzeba ograniczyć nieco ambicje i skupić się właśnie na oprawie graficznej. Ile razy zatrzymywaliście się w Uncharted 4 czy Horizon: Zero Dawn, by podziwiać otoczenie? Tutaj widoczki zwyczajnie odrzucają i nie motywują do eksploracji (na której to wszystko się opiera!). Ambient w głośnikach troszkę pomaga, ale nie uchroni Was od znużenia.

Uwielbiam nieszablonowe gry i Everything zdecydowanie wpisuje się w tę grupę, tyle że już w samouczku czytamy „Popełnienie błędu jest niemożliwe.” i „Jeśli się denerwujesz, odłóż kontroler.” - nie wiem, jak można zachęcić do swojej gry w gorszy sposób. Gra wideo, w tym interaktywne doświadczenie, musi mieć jakiś cel – nawet jeśli będzie to obserwacja otoczenia w celu samodzielnego domyślenia się fabuły (szanujcie „symulatory chodzenia”!). Tutaj ambicje nie dorównały wykonaniu, oddając nam niepiękną produkcję, gdzie możecie co najwyżej spróbować wcielić się w każdy możliwą rzecz lub jakimś cudem się przy niej zrelaksować.

No, przynajmniej teraz mogę powiedzieć, że grałem już we Wszystko.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Everything

Atuty

  • Tysiące różnych rzeczy, którymi można zawładnąć
  • Kojąca oprawa dźwiękowa
  • Nagrania Wattsa

Wady

  • Brak jakiegokolwiek celu
  • Oprawa audiowizualna
  • Animacje

Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Przerost formy nad treścią, który nieliczni docenią za ogrom świata przedstawionego... bo na pewno nie za jakość wykonania.

Jaszczomb Strona autora
cropper