Recenzja: Knights of Valour (PS4)
Knights of Valour to „darmowy” sieciowy beat’em up z elementami RPG. Wszyscy wiemy, jak często bywa z tą darmowością w tego typu produkcjach, aczkolwiek czasem twórcom udaje się zachować pewną równowagę pomiędzy ogólnodostępną a płatną zawartością. Czy jednak w tym przypadku to wyszło?
Akcja Knights of Valour, side-scrollowanej bijatyki MMO, została osadzona w znanym i popularnym na całym świecie chińskim uniwersum Trzech Walczących Królestw (seria Dynasty Warriors się kłania), gdzie wątki historyczne mieszają się oczywiście z mitologią. Początkowo kierujemy tylko jednym z dwójki dostępnych bohaterów – lancerem Gao Yunem lub posługującą się sztyletami zwinną (przynajmniej w teorii) Diao Chan. Resztę musimy sobie odblokować za wirtualną walutę Goshiki Stone bądź wyłożyć prawdziwą kasę. Ogólnie takim czy innym sposobem dostajemy siedmioro postaci walczących różnorodną bronią, czyli dość standardowo jak na gatunek. Sam wątek fabularny do oryginalnych, długich i wciągających nie należy, co stanowi normę w tego typu produkcjach, ciężko więc mówić o rozczarowaniu. Ot, dostajemy powstanie Żółtych Turbanów wspieranych przez siły nieczyste, a naszym zadaniem jest stawić im opór.
Mimo początkowego wrażenia rozmachu, rozgrywka okazuje się mało rozbudowana. W skrócie rzecz ujmując, przemierzamy samotnie bądź z przyjaciółmi kolejne mapy-rozdziały wykreowanego świata, walcząc z przeciwnikami. Styl walki przywołuje na myśl automaty arcade, gdzie zresztą tytuł ma swoje korzenie. W tym momencie pojawia się jednak zgrzyt, ponieważ nasze postacie poruszają się jak muchy w smole, co znacząco obniża dynamikę starć. Rozumiem, że chciano oddać efekt z bijatyk automatowych, gdzie ruchy wojaków są stosunkowo powolne, natomiast ataki błyskawicznie szybkie, lecz na PlayStation 4 nie sprawdza się to tak dobrze jak powinno. Tragedii nie ma, ale radość z likwidowania kolejnych przeciwników jest mniejsza. Cieszy natomiast spora liczba ataków specjalnych, do których otrzymujemy dostęp wraz ze wzrostem poziomu doświadczenia.
Elementy RPG znakomicie urozmaicają zabawę, zachęcając do powtarzania odwiedzonych już plansz w celu zdobycia pieniędzy, lepszego ekwipunku czy zaliczania osiągnięć, za które otrzymujemy cenne nagrody. Nie brakuje również możliwości ulepszania posiadanego uzbrojenia. Inny dobry ruch to obecność trybu rozgrywki dla jednego gracza, pozwalającego w spokoju rozwinąć posiadaną postać, by bez bólu zacząć zabawę przez Sieć. W jej trakcie walczymy ramię w ramię z trójką innych graczy, ale też i przeciwnicy są odpowiednio trudniejsi. Jest też opcja gry na czas, lecz wpierw trzeba się lekko pomęczyć i zdobyć 20. poziom doświadczenia. Mimo tych wszystkich zachęt, prędzej czy później do rozgrywki wkrada się niestety monotonia, więc lepiej nie nastawiać się na długie godziny przed telewizorem, a raczej na krótkie rajdy z przyjaciółmi w przerwie pomiędzy poważniejszymi produkcjami.
Oprawa wizualna, chociaż przestarzała o jakieś trzy lata, wciąż jest całkiem miła dla oka, w każdym razie i tak na wyższym poziomie niż większość budżetowych MMO. Wygląd postaci oraz otoczenia sprawia pozytywne wrażenie, efekty bitewne nie rozpraszają, a dobrze skrojony interfejs ułatwia rozeznanie się w sytuacji. W ferworze walki niewygodnie zmienia się przedmioty, które chcemy użyć, ale cóż – pad to nie klawiatura. Najważniejsze jednak, że ciężki wschodni klimat został zachowany, a grafika nie straszy pikselami, w czym pomaga śledzenie całej akcji z poziomu kamery umiejscowionej z boku. Wprawdzie czasem można odczuć jednostajność poszczególnych plansz, lecz podczas boju nie zwracamy na to uwagi. Również muzyka idealnie współgra z tym, co dzieje się na ekranie, a jako smaczek mamy nawet chińskie kwestie mówione we wprowadzeniu do fabuły.
Na zakończenie odpowiedź na pytanie, czy „za darmo” oznacza rzeczywiście brak potrzeby korzystania z mikrotransakcji. Na chwilę obecną – tak. Wszystko, co jest dostępne za wspomniane Goshiki Stones, można zdobyć/odblokować bez sięgania po prawdziwe pieniądze, bowiem co jakiś czas otrzymujemy pewną ich liczbę m.in. za codzienne logowanie czy osiągnięcia. Trzeba jednak przyznać, że jest to sposób powolny i wymagający cierpliwości. Z drugiej strony ceny za dodatkowe GS-y (poprzez sklep w grze) na tle pokrewnych produkcji nie są specjalnie wygórowane, nawet jak na polską kieszeń, więc można się pokusić o zakup, jeśli komuś zależy na szybkim zdobyciu upatrzonej postaci.
Przyznaje, że jako płatna produkcja Knights of Valour zainteresowałoby niewiele osób, ale jej względna darmowość oraz w miarę dobre wykonanie zachęcają, by rzucić okiem. Nie jest to tytuł, nad którym siedziałoby się godzinami, ale na kilka niezobowiązujących partyjek z przyjaciółmi nada się znakomicie.
Ocena - recenzja gry Knights of Valour
Atuty
- Darmowa bez okropnego wyciągania mikropłatności
- Przestarzała, ale wciąż przyciągająca oko grafika
- Elementy RPG
- Spora liczba ataków specjalnych
Wady
- Powolna animacja postaci
- Fabuła niewarta uwagi
- Na dłuższą metę wdziera się nuda
- Okazjonalne utraty połączenia z serwerem
Sieciowy beat’em up w klimatach chińskiej epoki Trzech Walczących Królestw. Szybszego bicia serca nie wzbudzi, ale jest za darmo, więc warto chociaż rzucić okiem.
Czy przeszkadzają Ci artykuły Pecetowca na tym Portalu?
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych