Recenzja: Sundered (PS4)

Recenzja: Sundered (PS4)

Jaszczomb | 29.07.2017, 14:49

Sundered miało rozpalić serce każdego fana metroidvanii. Mamy tu wszystko – piękne animacje twórców Jotuna, szybkie tempo akcji, złożone poziomy, liczne umiejętności… na pierwszy rzut oka gra roku! Ale tylko na pierwszy.

Sundered miało być szczytowym osiągnięciem gatunku metroidvanii. Autorzy ręcznie rysowanego Jotuna raczyli nas pięknymi galeriami i fragmentami rozgrywki, na których widać było mocno zręcznościowy system walki, zatrzęsienie potworów oraz ogromnych bossów. Mało tego, mieliśmy dostać przeogromne drzewko (drzewo!) umiejętności i losowo generowane plansze, coby nie wkradła się nuda. Oprawa, płynność ruchów bohatera, obszerne lokacje czy motywy walki o zdrowie psychiczne bohaterki – to nie mogło się nie udać. Niestety, im dłużej gramy w Sundered, tym bardziej grać się odechciewa.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabularnie wcielamy się w wędrowczynię imieniem Eshe, która utknęła w systemie przeklętych jaskiń. Gadający kryształ Świecący Trapezohedron każde jej się wydostać i co jakiś czas przypomina o mroku tego miejsca i mroku samej bohaterki, ale na dobrą sprawę nie jest to nic wartego uwagi. Ruszamy więc na ślepo w ogromny system rozmaitych przejść, między którymi kluczymy w poszukiwaniu bossów i nowych umiejętności. Nie mówię, że oczekiwałem wciągającej historii, ale ta cała walka o zdrowie psychiczne przekłada się na wybór jednej z dwóch ścieżek rozwoju umiejętności oraz zakończenia różniącego się rodzajem ostatniego bossa i kilkusekundową scenką przerywnikową. Ale to nie był największy zawód!

Ciężko wyróżnić jakąś jedną większą wadę Sundered, bo skopano niemal każdy element rozgrywki. Samo bieganie po platformach, odbijanie się od ścian i wymierzone czasowo skoki pozwalające długo utrzymywać się w powietrzu są świetne, póki nie mamy do czynienia z przeciwnikami – a takie spokojnie momenty występują w sumie tylko na samym początku przygody. Szybko pojawiają się potwory i to w ilościach masowych. Nie musiałem długo grać, by ich liczba dochodziła do absurdu. Z jednej grupy obrzydlistw robiłem unik w środek kolejnej, bo też zwykle nie miałem miejsca na inne manewry. Zresztą walka polega na wciskaniu w kółko tego samego przycisku i to combo jest jedyną możliwą kombinacją. Później dochodzi działko, ale wiele w naszym standardowym „atak-atak-atak” nie zmienia.

Postać rozwijamy dopiero po śmierci. Wtedy wykorzystujemy zbieraną z potworów walutę i odblokowujemy nowe bonusy w drzewku umiejętności. Tak, bonusy. Do wyboru mamy dziesiątki elementów drzewka, ale znakomita większość to +X do ataku, życia, tarczy itp. Prawdziwych umiejętności jest kilka i odblokowujemy je z biegiem gry, a tutaj po prostu zwiększamy statystyki. Rozwijać się jednak trzeba, bo z czasem hordy potworów zmieniają lekko kolor i stają się mocniejsze. Tak, mamy reskiny. Reskiny na potęgę. Nie liczcie więc, że te cholerne kolczatki, które szarżują na nas przez ściany, w końcu odejdą w zapomnienie. Powrócą i powracać nie przestaną.

Kolejnym problemem Sundered jest losowość plansz. Niektóre są ważne i te są zawsze takie same. Reszta prowadzących do nich korytarzy lekko się zmienia – na tyle, by po śmierci (która jest integralną częścią gry i przenosi nas na sam początek) szukać mozolnie drogi na nowo, lecz już nie na tyle, by nie czuć coraz bardziej wkurzającej powtarzalności miejscówek. Okej, zrobiliście piękną grę, ale ile można oglądać te same miejscówki z ledwo widocznymi zmianami?! Trzeba jednak oddać, że oprawa wizualna prezentuje się pięknie. Do tego spokojny ambient słyszalny w tle jest odprężający – to nic, że przygrywa, gdy na ekranie jest kilkadziesiąt potworów i ciężko dostrzec tam naszego bohatera.

Albo ekran tonący w szarżujących ze wszystkich stron przeciwnikach, albo ogromni bossowie zalewający nasze pole widzenia setkami pocisków. Bullet hell i liczne kill roomy są tu nadużywane i nie nastrajają pozytywnie – szczególnie, że radą na to jest grind i rozwój umiejętności… tfu, statystyk. Ledwie zauważalnych cyferek, które niezbyt sprawiają, że czujemy się silniejsi. Rosnący poziom trudności zwyczajnie nuży i denerwuje, zamiast zachęcać do dalszej gry. Nie dajcie się zwieść temu, jak Sundered wygląda. Jego twórcom wyszła wyjątkowo wymagająca, ale równie wyjątkowo nudna metroidvania, na którą szkoda Waszego czasu.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Sundered

Atuty

  • Piękna oprawa audiowizualna
  • Lekkość ruchów bohatera

Wady

  • Nieustające hordy potworów
  • Losowość plansz
  • Nijaki rozwój postaci
  • Szybko zaczyna męczyć

Sundered wygląda i brzmi przepięknie, ale szybko okazuje się, że jest to wyjątkowo powtarzalny i frustrujący kawałek kodu.

Jaszczomb Strona autora
cropper