Recenzja: Wolfenstein 2: The New Colossus (PS4)
Wolfenstein 2: The New Colossus przywraca jednego z największych twardzieli gier wideo. Blazkowicz znowu w brutalny sposób pokazuje nazistom, gdzie jest ich miejsce. MachineGames zawstydza z kolei konkurencję, udowadniając, że kampania dla jednego gracza może obronić całą grę i być warta każdej wydanej złotówki.
Wolfenstein 2: The New Colossus to bezpośrednia kontynuacja, która rozpoczyna się w chwili zakończenia pierwszej odsłony restartu serii. Twórcy przygotowali zgrabne streszczenie przeszłych wydarzeń, ale najlepiej mieć „jedynkę” za sobą, choćby dla lepszego zrozumienia relacji poszczególnych bohaterów i napędzających ich motywacji. Po zniszczeniu fortecy Wilhelma Strasse rebelianci Kręgu z Krzyżowej przejęli niemieckiego U-boota, który został przerobiony na bazę wypadową. Pomimo pozornego sukcesu, nasi bohaterowie nie mają powodu do świętowania. Cios zadany Niemcom popchnął ich ku jeszcze bardziej desperackim działaniom.
Naziści postanowili zrzucić bombę atomową w samo serce Nowego Jorku, zmuszając tym samym do kapitulacji Stany Zjednoczone. Wojna się jednak nie skończyła – nie dopóki Blazkowicz nadal dycha. Nasz bohater jest jeszcze bardziej zaangażowany w sprawę i ma mocno osobiste pobudki do zwalczania nazistów. Tym razem to coś więcej niż obowiązek wobec ojczyzny i przełożonych. To walka o przyszłość swojej rodziny i zmierzenie się z powracającą przeszłością. Nadchodzi czas rewolucji, a żeby jej dokonać, potrzebne będzie zjednoczenie grup anarchistów opierających się reżimowi okupantów. To właśnie na nas spadł obowiązek rozpalenia w nich nowego, większego ognia walki w imię słusznej sprawy i pokierowanie ich w stronę wolności. Pora powstrzymać pieprzonych nazistów!
Świetny i miejscami zaskakujący scenariusz to bardzo mocna strona całej gry. Historia i sposób jej narracji to obok rozgrywki najważniejszy element nowego Wolfensteina. Cała opowieść przesiąknięta jest wspaniałymi i zapadającymi w pamięć momentami oraz wyrazistymi bohaterami pełnymi charyzmy. W roli antagonistki powraca Irene Engel i sprawdza się idealnie jako czarny charakter, szybko zaczynamy pałać do niej autentyczną (i słuszną) nienawiścią. Nowi członkowie ekipy Blazkowicza również nie mają się czego wstydzić. Barwne postacie pokroju czarnoskórej i nieprzebierającej w słowach Grace lub obłąkanego na temat teorii spiskowych Szpeca to bardzo silny element opowieści. Fabuła to coś więcej niż tępe masakrowanie nazistów, chociaż nie brakuje tutaj efekciarskich sekwencji akcji wypełnionych nieustannym strzelaniem i mordowaniem wpadających pod lufę Niemców. To nadal ciekawy miszmasz atmosfery i zabawa konwencją.
Społeczny komentarz zgrabnie lawirujący między czarną komedią a osobistym dramatem. Teraz jednak ta sztuka udała się znacznie lepiej i często wręcz egzystencjalne wywody głównego bohatera nie gryzą się z bardziej komicznymi sytuacjami. Musicie mi uwierzyć na słowo, że Wolfenstein 2: The New Colossus potrafi zarówno zaangażować emocjonalnie w losy bohaterów, jak i mocno rozbawić za sprawą rozbrajających dialogów. Pod względem fabuły jest moim zdaniem ciekawiej niż wcześniej. Studio stworzyło istny spektakl, a my jesteśmy nie tylko jego uczestnikiem, ale i widzem, który śledzi opowieść z zapartym tchem. Przyznam się, że gdy pierwszy raz dorwałem się do gry, to nie potrafiłem odłożyć pada przez sześć godzin, a potem było tylko coraz lepiej.
Pierwsze skrzypce gra oczywiście rozgrywka. Twórcy nie próbują wynaleźć koła na nowo i zamiast tego udoskonalili niemal do perfekcji znany trzon z poprzedniczki. Tym razem mechanizm strzelania jest niemal doskonały i bardziej precyzyjny. Przekłada się to na jeszcze lepsze odczucia z używania broni. Dodajcie do tego tryskającą wszędzie posokę, która gęsto maluje ściany i podłogi. Urywanie kończyn nazistów, rozwalanie ich łbów i przerabianie ciał na krwistą papkę przypominającą mięso mielone to tutaj chleb powszedni – każda wymiana ognia jest niezwykle satysfakcjonująca i potwornie brutalna. Nie brakuje scen, które u wrażliwszych graczy wywrócą treść żołądka do góry nogami. Często możemy też obrać własny styl, wybierając cichą eliminację i skradanie zamiast otwartej walki. Możecie wtedy liczyć na podziwianie różnorodnych i zmyślnie wykonanych egzekucji. Niezależnie od Waszej decyzji, będziecie się świetnie bawić, przechodząc dobrze rozplanowane i miejscami bardziej otwarte lokacje.
Dodano również kilka nowych umiejętności i broni, aczkolwiek chciałoby się ich jeszcze więcej, bo dostępny arsenał to w głównej mierze powtórka tego, co już widzieliśmy w przeszłości. Miejscami kuleje sztuczna inteligencja wrogów, co widać głównie podczas cichej infiltracji. Niejednokrotnie zabijałem przeciwnika stojącego obok swojego towarzysza, a tamten nie reagował w żaden sposób. Zdarzało się, że naziści kładli się na rzucony przeze mnie granat, jakby poczucie winy popełnionych zbrodni odebrało im chęć do życia. Parę razy świrował ragdoll i detekcja kolizji. Nieudana egzekucja wepchnęła mojego wroga w tekstury, przez co jego broń wystawała ze ściany, a ja nie mogłem go zranić. To jednak mocno sporadyczne sytuacje, które podczas kilkunastu godzin mógłbym zliczyć na palcach jednej ręki.
Graficznie Wolfenstein 2: The New Colossus również robi ogromny skok naprzód. Twórcy przeskoczyli na nowszą wersję silnika i widać to od pierwszego kontaktu. Najbardziej rzuca się w oczy wspaniale wykonane oświetlenie. Słupy światła rozdzierające gęsty mrok i opadające na elementy otoczenia czy broń głównego bohatera wyglądają naprawdę cudnie. Świetne zastosowany antyaliasing sprawia, że nie ujrzymy żadnych poszarpanych krawędzi. Oko cieszą też elementy cząsteczkowe w trakcie wybuchów i korzystania z broni laserowej do dezintegracji wrogów. Tekstury nie są już takie płaskie i wyglądają o wiele lepiej niż w poprzedniczce, podobnie jak same modele postaci składające się z większej ilości wielokątów. Wolfenstein 2: The New Colossus wygląda bardzo ładnie, nawet jeśli studio skupiło się na płynności animacji. Gra działa w 60 klatkach na sekundę, co przekłada się na płynną i szybką rozgrywkę. Jeśli miałbym się czegoś czepiać, to mocno wybiórczej destrukcji otoczenia. Zniszczymy drewniane skrzynki z amunicją, ale strzał w beczkę lub karton pozostawi tylko czarną plamę. Gorzej wypadają twarze postaci niezależnych w trakcie rozgrywki. Nie podobało mi się także wykonanie wody, która wyglądała niczym nienaturalnie pofalowany kisiel. Delikatnie irytować może zacinanie gry przed odpaleniem scenki przerywnikowej. Twórcy nie zrobili płynnego przejścia między samą zabawą a filmikiem. Mimo wszystko gra jest bardzo ładnie zaprojektowana i wrzuca nas do bardziej różnorodnych lokacji, co w połączeniu ze wszystkimi innymi usprawnieniami gwarantuje zauważalny skok jakości. Ścieżka dźwiękowa nie zawodzi i dynamiczne utwory podczas starć potęgują charakter doznań.
Przejście kampanii na wysokim poziomie trudności zajęło mi 14 godzin, a po napisach końcowych mamy dostęp do minigry w formie rozszyfrowywania kodów enigmy i polowania na generałów Trzeciej Rzeszy. Wracają klasyczne etapy stylizowane na Wolfensteina 3D. Są również zadania poboczne urozmaicające główny wątek oraz niezwykle wymagający tryb permadeath, który wymęczy każdego łowcę trofeów i użytkowników żądnych największego wyzwania. Zawartości jest tutaj sporo. Nie obraziłbym się jednak na jakąś wariację gry wieloosobowej. Najchętniej ujrzałbym kooperację z trybem hordy lub coś w tym rodzaju. Mimo wszystko nie ma co narzekać na nudę i czas gry. Jest lepiej niż dobrze. MachineGames dostarczyło jednego z najlepszych przedstawicieli FPS-ów ostatnich lat i pokazało konkurencji, że ta nie ma co podskakiwać, jeśli chodzi o kampanię dla jednego gracza. Twórcy poszli pod prąd, skupiając się na niesamowicie intensywnej i angażującej historii, która w żaden sposób nie przyćmiewa świetnie rozplanowanej rozgrywki.
Nowa przygoda Blazkowicza zasługuje na każde wydane pieniądze i stanowi wspaniałe przeżycie dla osób ceniących sobie doświadczenie singleplayerowe. To coś lepszego niż klasyka we współczesnym wydaniu. Studio opracowało kontynuację idealnie rozwijającą i usprawniającą absolutnie każdy aspekt poprzedniczki. Wolfenstein 2: The New Colossus robi wszystko zauważalnie lepiej, znacznie ładniej i z dużo większą pompą. Nie udało się uniknąć kilku drobnych błędów, ale to głównie kosmetyka nierzutująca mocno na odbiór zabawy. Nie mogę się doczekać przygotowywanych rozszerzeń i już teraz liczę, że w przyszłości otrzymamy godną kontynuację, bo takich gier obecnie bardzo brakuje.
Ocena - recenzja gry Wolfenstein II: The New Colossus
Atuty
- Idealnie skrojona kampania dla jednego gracza
- Świetnie wyreżyserowana historia
- Dynamiczna i emocjonująca rozgrywka
- Płynność
- Muzyka
- Klimat wylewający się z ekranu
- Szeroki wybór poziomów trudności
Wady
- Nie najlepsza sztuczna inteligencja wrogów
- Brak ciekawszych walk z bossami
- Pomniejsze i sporadyczne błędy
Blazkowicz łapie za gardło i nie puszcza aż do samych napisów końcowych. Wolfenstein 2 to niezwykle brutalna i angażująca rzeź, która momentalnie wciąga i zapada w pamięci na długo po ujrzeniu zakończenia. Istny wzór do naśladowania.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych