Recenzja: Destiny 2 (PS4) - Klątwa Ozyrysa
DLC "Klątwa Ozyrysa" miało oczyścić atmosferę, jaka wytworzyła się wokół Destiny 2 od premiery. Ogromna rzesza niezadowolonych graczy liczyła, że pierwszy dodatek przyniesie im wystarczająco dużo zmian i nowej zawartości, by jakoś dociągnąć do wiosennego rozszerzenia. Niestety dla Bungie - jest tylko gorzej.
Destiny 2 w czasie swojej premiery po prostu mi się spodobało. Gra wydawała się lepsza od poprzedniej części, jednak im więcej czasu spędzałem z zawartością przygotowaną pod tzw. end game, tym bardziej rozumiałem rosnącą krytykę. Destiny 2 szybko stawało się wyjątkowo nudne i powtarzalne do tego stopnia, że na myśl o odpaleniu gry, by chociaż zrobić cotygodniowe wyzwania, wyłączałem konsolę albo zaczynałem tuzy pokroju THPS 5.
Wobec "Klątwy Ozyrysa" jakichś wielkich oczekiwań nie miałem. Mimo wysokiej (84 złote) ceny, wiedziałem, że dostaniemy raczej rozszerzenie mniejszych rozmiarów – niezbyt dużo zawartości i ciekawą historię. Taki obraz DLC miałem po zapowiedziach Bungie. I gdyby tak faktycznie było, to nawet by mi się dodatek przez chwilę podobał. Ale po jego skończeniu towarzyszyła mi tylko myśl – serio, to wszystko?! Dodatek kończy się w dwie, może dwie i pół godziny. Tytułowy Ozyrys występuje w nim przez chwilę i dowiadujemy się o tej niezwykle tajemniczej i ważnej postaci...mniej niż z kart Grimoire z pierwszego Destiny. Całe te opowieści o poznaniu tajemnicy Ozyrysa, jego kontaktach z Ikorą, a także o duchu Sagirze można włożyć do szuflady. Fabularnie dodatek jest tragiczny. Ozyrys jest tu niby świadkiem wielkiego zła, jakie na nas czeka. Temat rozwiązujemy kilkoma recyklingowanymi misjami, walczymy z przepotężnym ostatnim bossem DLC i tyle. Dzięki, cześć, więcej dla was nie mamy.
Długo zastanawiałem się, jak można zepsuć taki potencjał. Ozyrys to przecież jedna z najważniejszych postaci w tym uniwersum. Wyklęty przez Strażników, Ten o którym nie wolno mówić, mający swój wierny kult gość, który w dodatku ze swoim imieniem w tytule jest łącznie może przez 30 minut. Doszedłem do wniosku, że w Bungie po prostu nikt nie wie, co robić dalej z grą, bo to, co zaplanowano na papierze i uznano za wystarczające, jest po prostu słabe. Jedyne, co ratuje się w tym DLC, to oprawa artystyczna, którą zaserwowało nam Destiny 2. Merkury w przeszłości jest przepiękny i z bólem serca opuszczałem lokację, do której potem nie mogłem wrócić. Jeśli więc ktoś w Bungie robi coś dobrego, to wyłącznie artyści dostarczający nam takie perełki.
"Klątwa Ozyrysa" wraz z nową osią fabularną przynieść miało też nową lokacje do patroli i miejsce dla społeczności. No i to wszystko jest, ale tak małe, że szkoda gadać. Latarnia z bratem Vancem jest mikroskopijna i tak samo możemy uznawać wieżę z Devrimem na Ziemi jako miejsce dla społeczności. A Merkury? Mikroskopijny. Do tego zamyka przed nami jedyną nową lokację – Las Nieskończoności. Do niego nie wejdziemy poza misjami. A on sam jest... słaby. Zapowiedzi sprawiały wrażenie, że dostaniemy serię losowo generowanych lokacji, które będą się zmieniać. Zamiast tego mamy ciąg korytarzy, którym wrota do dalszej części otwieramy po ubiciu grupki wrogów. Więc biegamy od killroomu do killroomu, zastanawiając się, co my robimy ze swoim czasem.
A żeby uczucie marnowania czasu spotęgować, Bungie uznało, że po fali krytyki za recykling wszystkiego, co się da, najlepszym wyjściem jest... jeszcze więcej recyklingu. Ale tym razem nie skupia się on na wrzuceniu do Destiny 2 egzotyków z poprzedniej części. W "Klątwie Ozyrysa" jedna z misji to... identyczny Szturm na Piramidion. Robimy praktycznie to samo, nie walcząc jedynie ze szturmowym bossem. Ja rozumiem ograniczony czas, rozumiem chęć oszczędzania, ale... to jest szczyt szczytów.
Destiny 2 ma aktualnie poważny problem z postrzeganiem przez innych. Bungie jest pod ciągłym ogniem krytyki i zapowiadane zmiany w systemach gry niewiele pomogą jeśli studio nadal będzie ślepo podążać w tym samym kierunku. 84 złote za tak słaby dodatek jest po prostu zdzierstwem, który usprawiedliwiać będą najbardziej zaślepieni fanboje serii. W tej cenie lepiej sobie kupić poprzednią część w zestawie z "The Taken King" – będziecie bawić się znacznie lepiej niż przez 3-4 godziny tego dodatku.
Gra recenzowana była na PS4 Pro
Kod do recenzji dostarczyło nam Activision.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny 2.
Ocena - recenzja gry Destiny 2
Atuty
- Przepiękne widoki
- Fabuła momentami jest interesująca...
Wady
- ...ale jest jej tyle, co kot napłakał, i pozostaje zmarnowanym potencjałem
- Mikroskopijne miejscówki na Merkurym
- Niewiele sensownej zawartości i ogromny recykling
- Stosunek ceny do zawartości
DLC "Klątwa Ozyrysa" zapowiadało się na bardzo ciekawe rozszerzenie fabularne do Destiny 2. Niestety w Bungie, poza artystami, nikt nie wie, co ma robić, więc dostaliśmy wyjątkowo słaby i nudny dodatek w wysokiej cenie.
Dobra nuta ta z:
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych