Recenzja: Tiny Metal (PS4)
Tiny Metal to kolejny strategiczny tytuł odnoszący się do popularnej serii gier Nintendo Wars z konsol Nintendo i wykorzystujący ich mechanikę. Wprawdzie dla posiadaczy PS4 stanowi on dość egzotyczny pomysł na zabawę, ale to jednak całkiem zjadliwy kąsek.
Cykl nieskomplikowanych, ale szalenie wciągających strategicznych gier Nintendo Wars od Intelligent System zadebiutował pod koniec lat 80. i od tego czasu powstała cała masa naśladowców. Niestety żaden z nich nie dorównał oryginałom pod względem grywalności, zwłaszcza że podseria Advance Wars z GameBoya Advance’a bardzo wysoko podniosła poprzeczkę. Tiny Metal tworzono raczej z myślą o najnowszej konsoli Ninny – Switchu, lecz ostatecznie tytuł ten trafił również na PlayStation 4, więc i my możemy się nim cieszyć.
Studio, które stworzyło grę, mimo japońskiego pochodzenia, nie jest oczywiście w żaden sposób powiązane z Nintendo, chociaż oprawa graficzna i bijąca od niej atmosfera są charakterystyczne raczej dla ich konsol. Jak na strategiczną produkcję tło fabularne jest całkiem znośne, o ile oczywiście kochamy klimaty z Kraju Kwitnącej Wiśni. Scenariusz opowiada o wojnie pomiędzy dwoma krajami – Artemizją i Zipangiem. Zestrzelony samolot wraz z ważnymi oficjelami Artemizji staje się przyczyną konfliktu, który szybko przenosi się na teren Zipangu. Wcielamy się w rolę młodego podporucznika Nathana Greisa, który prowadzi działania zbrojne na wrogim terytorium, a wspiera go dziewczyna – najemniczka imieniem Wolfram. Jak to zwykle bywa w japońskich produkcjach, okazuje się, iż prowadzenie wojny stanowi jedynie przykrywkę do realizacji osobistych celów, ponadto prawda o katastrofie nie jest wcale taka jasna. Opowieść wprawdzie do rozbudowanych i zapadających w pamięć nie należy, stanowiąc wciąż tylko pretekst, by toczyć kolejne starcia, lecz trudno powiedzieć, by została wrzucona na odczepnego. Głównych bohaterów można nawet polubić, przewija się też kilka ciekawych postaci – w każdym razie specjalnie się nie rozczarowałem i nawet czerpałem pewną przyjemność z całej historii.
Oczywiście to nie fabuła stanowi motor napędowy tej produkcji, tylko proste, lecz niesamowicie miodne strategiczne starcia w trybie turowym. Owszem, na innych platformach obecny w grze styl rozgrywki nie jest może rzadkością, lecz PS4 cierpi na chroniczny brak takowych, więc tym bardziej należy przyjąć ją z otwartymi rękoma. W skrócie rzecz ujmując, dostajemy trójwymiarową mapę pola bitwy oraz garść jednostek i próbujemy wybić oddziały wroga do nogi, zajmując dodatkowo jego kwaterę główną. Jednak sposób osiągnięcia celu zależy już tylko od nas z uwagi na multum typów sprzętu bojowego z ich zaletami i wadami. Zwykli piechociarze wydają się być mięsem armatnim, ale tylko oni mogą przejmować miasta (gdzie zresztą są ciężcy do ugryzienia) i fabryki. Stopień wyżej stoją samochody pancerne – słabo opancerzone, lecz bardzo mobilne. Nasz młot uderzeniowy stanowić będą raczej przeważnie różnego rodzaju czołgi zmiatające wszystko na swojej drodze i lotnictwo. Z drugiej strony dobrze umocniona obsługa granatnika łatwo potrafi kosztowny pojazd bądź helikopter zamienić w kupę dymiącego żelastwa (podobnie jak pojazdy OPL), więc wcześniej warto wysłać zwiad piechoty bądź samochody pancerne w stronę mgły wojennej (przynajmniej dopóki nie dorobimy się radaru).
Ważnym elementem zabawy jest wątek ekonomiczny – staramy się przejmować jak najwięcej miast na swojej drodze, bowiem generują one pieniądze, za które w fabrykach czy lotniskach powołujemy nowe oddziały. Odnośnie fabryk należy docenić fakt, iż nie liczy się posiadanie jak największej ilości, tylko ich położenie na mapie – im bliżej linii frontu, tym lepiej. Zbierając wszystko w całość, mimo pozornie niewielkiego skomplikowania zabawy, możemy prowadzić kampanię wojenną na wiele sposobów, chociaż gra preferuje agresywny styl rozgrywki. Kluczowe są początkowe posunięcia, bowiem decydują o tym, czy dana misja będzie spacerkiem czy drogą przez mękę. W stosunku chociażby do Advance Wars pojawia się ciekawa opcja zgrania ogniowego (Focus Fire), pozwalająca większą grupą naszych wojaków w jednej turze niszczyć potężne jednostki przeciwnika oraz możność wezwania na pomoc unikatowych jednostek. Nie należy również zapominać o bonusach terenowych, gdyż łatwiej się bronić w miastach i na wzniesieniach niż na równinie. Zbierając to wszystko do kupy, dostaliśmy jedną z lepszych strategii na konsole Sony sprawiającą sporo frajdy, a przy tym niewymagającą bycia weteranem gatunku. Syndrom „jeszcze jednej tury/misji” sprawia, iż naprawdę trudno odejść od telewizora, zwłaszcza że mapy są różnorodne i wymagają różnych taktyk.
Jak na niezależną grę, Tiny Metal prezentuje się całkiem dobrze w celowo zastosowanej prostej oprawie 3D, mającej nawiązywać do swoich dwuwymiarowych inspiratorów. Kanciaste modele, skromna paleta barw czy mało szczegółowe otoczenie nie każdemu przypadną do gustu, a są tacy jak ja, którzy woleliby jednak w tym przypadku tradycyjny izometryczny rzut. Mimo to obecny design pasuje do tej produkcji, tworząc specyficzny klimat, więc ciężko tu się do czegoś przyczepić. Szukając na siłę, animowana wymiana ognia pomiędzy jednostkami mogłaby wyglądać bardziej efektownie, pozbyłbym się też z chęcią pływających napisów dających mocno po oczach. Udźwiękowienie natomiast nie rzuca się specjalnie w uszy, a głosy aktorów w trakcie dialogów pozostawiono w japońskim oryginale. Trochę to dziwne, bo w trakcie rozgrywki można ustawić angielskie odzywki naszych oddziałów – lekko kiczowate, aczkolwiek przypuszczam, że to było celowe zagranie. Największą wadę tytułu stanowi krótki czas trwania całej zabawy, zamykający się w 15 godzinach, chociaż można ratować się jeszcze pojedynczymi misjami. Poza tym gra posiada tryb gry wieloosobowej, lecz w chwili pisania tej recenzji był jeszcze nieaktywny, a czekam na niego z niecierpliwością.
Mimo krótkiego czasu zabawy, Tiny Metal to świetna strategia, z którą warto się zapoznać niezależnie od gatunkowych preferencji. Rzecz jasna nie należy oczekiwać od niej nie wiadomo czego, ale swoje zadanie miłego wypełniacza czasu spełnia w stu procentach, więc myślę, że nikt nie straci, poświęcając jej nieco uwagi. Poza tym cena 104 zł również jest całkiem znośna. Gorąco polecam.
Grę do recenzji dostarczył nam wydawca - Unties.
Ocena - recenzja gry Tiny Metal
Atuty
- Udane nawiązanie do cyklu Nintendo Wars
- Sprawiająca wiele frajdy mechanika rozgrywki
- Multum dostępnych jednostek
- Pojedyncze misje
- Klimatyczna oprawa graficzna
Wady
- Stosunkowo krótki tryb fabularny
- Brak jednostek nawodnych
- Tryb rozgrywki wieloosobowej jest jeszcze niedostępny
Mocna odpowiedź niezależnego studia na Advance Wars z GBA. Stosunkowo prosta, ale szalenie wciągająca turowa gra strategiczna w interesującej oprawie graficznej.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych