Recenzja: Assassin’s Creed Rogue Remastered (PS4)
Assassin’s Creed Rogue to jedna z najlepszych odsłon serii, w którą prawdopodobnie i tak nie graliście. W końcu jest okazja do nadrobienia – dostaliśmy remastera!
Assassin’s Creed Rogue to ten dziwaczny przypadek, gdy wydawca aż się prosił, żeby zignorowano premierę jego gry. Przede wszystkim Rogue zostało wydane wyłącznie na konsole ubiegłej generacji (PS3 i X360) – i to tego samego dnia co nieporównywalnie bardziej promowane Assassin’s Creed Unity na PS4! Poza tym miało ponownie wykorzystać motyw pływania statkiem z poprzedniczki AC4: Black Flag, podczas gdy Unity chwaliło się wieloma nowościami, m.in. przeogromnym Paryżem z setkami NPC-ów na ekranie. W efekcie produkcja wyglądała na dojenie „czwórki”, które dla niepoznaki dostało templariusza zamiast asasyna w roli głównej... że niby niczego sobą nie reprezentuje, więc na siłę dorzucono taki twist. Nic dziwnego, że wielu graczy zwyczajnie ominęło tę odsłonę – a szkoda, bo to jedna z najlepszych w całej serii! Na szczęście tytuł dostał drugą szansę w postaci remastera.
Denerwowało Was, że wszyscy asasyni w grach Ubisoftu są szlachetnymi osobami bez najmniejszej skazy, a templariusze to jednowymiarowi i ślepo dążący do władzy idioci? Rogue odwraca nieco ten schemat, pokazując, że to ludzie, a nie kredo, odpowiadają za swoje czyny. Młody Irlandczyk Shay Cormac dołączył do asasynów jako idealista, lecz seria przykrych wydarzeń doprowadziła go do hucznego odejścia od bractwa i wstąpienia w szeregi zakonu templariuszy. Co istotne, wciąż konflikt dwóch grup ściera ze sobą dążenia do wolności oraz porządku, po prostu tym razem mamy zdecydowanie ciekawsze postacie po obu stronach barykady. Oczywiście trzeba zabijać asasynów i fabuła musiała nam dać ku temu dobry powód, co może początkowo wydać się scenariuszowym pójściem na skróty, jednak doświadczając tej historii po raz drugi, jestem w stanie doszukać się wystarczająco wiarygodnych motywacji.
Fabuła jest więc świetna, ale nie tylko nakreślenie nowych postaci czy dialogi sprawiają, że zaczyna nam zależeć na bohaterach. Assassin’s Creed Rogue to zwyczajnie jedna wielka uczta dla fanów serii. Powraca sporo postaci, na czele z Achillesem (mentorem Connora z AC3) i Haythamem Kenwayem. Ten drugi to moja ulubiona postać w Assassin’s Creed w ogóle, dobitnie pokazująca w „trójce”, jak zaślepione potrafi być bractwo asasynów. Tutaj Haytham również odgrywa ważną rolę, a przy okazji możemy go lepiej poznać. Historia zresztą rewelacyjnie spina wydarzenia z AC3, Black Flag i Unity w jedną całość. Co więcej, na pierwszym miejscu zawsze jest Shay, nie schodząc na dalszy plan na potrzeby zwykłego „fanservice’u”. O więcej prosić nie mogłem.
Dużą część rozgrywki spędzimy na morzu, korzystając ze znakomitych mechanik stworzonych na potrzeby pirackiej „czwórki”. Pomysłowe, a zarazem proste sterowanie statkiem, bitwy morskie i abordaże czy nawet samo eksplorowanie świata z załogą śpiewającą szanty – wszystko to sprawia, że aż nie chce się schodzić na ląd, ale też Rogue dodało parę „ficzerów” od siebie, m.in. mroźniejsze tereny i parę związanych z tym pomysłów (krę, lodowce, fale wstrząsowe itp.). Bez obaw, wciąż jest sporo lokacji z misjami poza pokładem statku, gdzie skradanie się i zabójstwa z ukrycia pełnią ważną rolę, poza tym trzeba mieć się na baczności, bo polują na nas skrytobójcy. Chociaż to dla Unity zarezerwowano większość świeżych pomysłów, rozgrywka w odsłonie z Shayem nie jest zupełnie wtórna.
Czy to źle, że powraca tyle znanych mechanik? Ani trochę, ostatecznie dostajemy sprawdzony szkielet. Ciężko jednak wrócić do systemu walki opartego w całości na kontrach, gdy Assassin’s Creed Origins rozpieściło nas swoim o niebo lepszym RPG-owym podejściem. Denerwują również projekty lokacji, gdzie możemy się wspiąć jedynie na wyznaczone krawędzie, a sztywne ruchy Shaya często kończą się upadkiem z wysokości albo nienaturalnym wpadaniem na inne postacie. Zdarzają się też sytuacje, gdy nie zaskakuje nam postawa bojowa i kluczymy między wrogami, nie mogąc zaatakować żadnego z nich. Cóż, jeszcze parę lat temu właśnie tak wyglądała ta seria i trzeba się z tym pogodzić.
Zmiany odświeżonej wersji ograniczają się do oprawy graficznej oraz wydajności – i to widać! Tekstury są zaskakująco ostre i szczegółowe, gra praktycznie nie gubi klatek (chociaż mówimy tu o liczbie tylko 30 FPS-ów), a każdy ekran ładowania to kwestia kilku sekund. Znacznie poprawiły się też cienie, choć wciąż nie jest to poziom dzisiejszych gier. Zmniejszyłbym też cały HUD, bo informacje na ekranie zasłaniają na mój gust zbyt wiele. Największe wrażenie jednak wciąż wywiera na graczu muzyka. Dostaliśmy jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w serii, która w spokojniejszych momentach sprawiała, że tęskniłem za otwartym morzem, chociaż nigdy płynąłem statkiem! Powracające z Black Flag szanty to również małe mistrzostwo świata. Tej produkcji aż chce się słuchać i gdy zwykle w grach serii zbieram sobie znajdźki, puszczając w tle serial czy podcast, tak tutaj ciężko było mi to zrobić.
No właśnie – znajdźki. Rzeczy do odnalezienia i zadań pobocznych jest bardzo dużo, ale nie jest to absurdalny poziom Unity, poza tym stale zbieramy coś nowego – indiańskie totemy, krzyże templariuszy, mapy skarbów, nowe szanty, schematy, listy, skrzynie itp. Do tego powracają polowania na dzikie zwierzęta, wyprawy na wieloryby, wytwarzanie przedmiotów, ulepszanie statku (kilkadziesiąt ulepszeń!), zdobywanie fortów… i to wszystko w sensownych ilościach! Czyszczenie gry na 100% to sama przyjemność. W porównaniu do głównych odsłon serii mówimy o krótszej zabawie (6-8 godzin na główny wątek i 2-3 razy tyle na czyszczenie świata), ale też sama gra kosztuje mniej, bo jedyne 119 zł w PS Store.
Assassin’s Creed Rogue Remastered jest świetną okazją, żeby nadrobić tę niedocenioną odsłonę, która z miejsca zdobędzie serce każdego fana serii. W końcu możemy doświadczyć konfliktu pomiędzy asasynami i templariuszami z zupełnie innej strony, a przy okazji zobaczyć, co słychać u starych znajomych i wrócić do rewelacyjnego pomysłu na rozgrywkę na morzu. Odświeżona wersja przynosi znacznie lepszą oprawę graficzną i króciutkie loadingi, co czyni rozgrywkę jeszcze przyjemniejszą. Trzeba jednak przygotować się na całkiem sztywne systemy poruszania się i walki, co po czasie spędzonym z Assassin’s Creed Origins wypada dość przestarzale. Obowiązkowy zakup dla każdego wielbiciela serii i osób, które dobrze wspominają Black Flag.
Gra recenzowana była na PS4 Pro
Kod do recenzji dostarczyło nam Ubisoft Polska
Ocena - recenzja gry Assassin's Creed Rogue
Atuty
- Ostrzejsze tekstury i lepsze cienie
- Bardzo krótkie loadingi
- Miks wszystkiego, co najlepsze z poprzednich części
- Świetny pomost fabularny dla AC3, Black Flag i Unity
Wady
- Wciąż to samo sztywne sterowanie
Assassin’s Creed Rogue Remastered to potrzebny powrót rewelacyjnej odsłony serii. Oryginalne założenia fabularne, sprawdzona rozgrywka z Black Flag i masa rzeczy do roboty – czego chcieć więcej?
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych