Monster Hunter Generations Ultimate - recenzja gry. Łowy w mniejszym wydaniu
Chyba nikt nie dopuszczał myśli, że Nintendo Switch miałoby się obejść bez żadnej odsłony kultowej już serii Monster Hunter. Wprawdzie musieliśmy na takową czekać niemal półtora roku, ale było warto. Oto przed Wami Monster Hunter Generations Ultimate.
Liczba posiadaczy konsoli Nintendo Switch lawinowo rośnie i trudno byłoby sobie wyobrazić tą platformę bez niesamowicie popularnej serii jaką jest Monster Hunter. Wprawdzie na odsłonę dedykowaną wyłącznie „pstryczkowi” przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale odnowiony i lekko wzbogacony port Monster Hunter Generations z konsolki 3DS również stanowi łakomy kąsek.
Odnośnie przebiegu rozgrywki zasadniczo nic się nie zmieniło, więc gra chociaż początkowo wydaje się skomplikowana i mało przystępna, to wciąż okazuje się prosta w zasadach i to się chwali. Zachowano bowiem głębię zabawy bez dodawania niepotrzebnych rozwiązań czy udziwnień. Po stworzeniu własnego awatara, gdzie opcji wyglądu wciąż niestety nie ma zbyt wiele, wybieramy styl walki, przywdziewany zbroję oraz chwytamy za broń i niemal z miejsca chciałoby się ruszać na łowy.
Tytuł jednak jest dość opiekuńczy i nie pozwala by początkującemu łowcy stała się z miejsca krzywda, więc najpierw wykonamy nieco zadań pobocznych wprowadzających nas w arkana myśliwego i ogólnie zasad gry. Dla graczy zaznajomionych już z Monster Hunter World początek gry z pewnością będzie mało dynamiczny, ale mozolna droga do celu też niesie sporo satysfakcji.
Chociaż od sporej ilości grindu nie da się uciec stanowi on sensowną część całej zabawy pozwalający przygotować sobie skuteczną broń i ekwipunek po zdobyciu odpowiednich materiałów. Najlepiej, rzecz jasna, kierować się wybranym stylem łowieckim, których to nowa wersja dodaje dwa dodatkowe (Alchemy, Valor). Cóż im więcej potu tym mniej krwi w prawdziwym boju i warto o tym pamiętać, bowiem nawet pomniejszych bestii nie należy lekceważyć, a co dopiero mówić o gigantycznych monstrach. Na szczęście jeśli raźniej walczy nam się w doborowym towarzystwie są na to dwa sposoby. Pierwszy to wynajęcie sobie stanowiących nieomal ikonę serii uroczych mruczków nazywanych tutaj Palico. Nie są wprawdzie zbyt skuteczni w boju, ale da radę wykorzystać ich do innych celów, chociażby do zbieractwa.
Ulubionego kiciusia można również ubierać w dedykowane mu zbroje, wysłać do pojedynków na specjalnej arenie, a nawet (z pewnymi ograniczeniami) wcielić się w niego. Niby drobiazgi, ale cieszą, lecz wróćmy do sprawy polowania. Skoro kotki to trochę za mało dlaczego by nie zaprosić przyjaciół do wspólnej zabawy przez sieć? Z nimi to przeżyjemy najbardziej efektowne, sprawiające radość starcia przy wykorzystaniu różnorodnego oręża, stylów walki i korygowanej na bieżąco strategii. Dostępne opcje pozwalają bez problemu dobrać sobie odpowiedniego kompana lub dołączyć do już istniejącej grupy
Przy okazji dobrze jest wspomnieć o ponad 20 dodatkowych stworach nieobecnych w oryginale, w tym kolejnym Elder Dragonie oraz nowym końcowym bossie. Stając w szranki z bestią wielką jak stodoła naprawdę można poczuć się bezsilnym, nawet z żywymi towarzyszami u boku. Widok stwora pędzącego na Ciebie jak ciężarówka często wywołuje zwątpienie o możność przetrwania takiego starcia, ale tym większe spełnienie, gdy wykorzystując do maksimum posiadane doświadczenie i umiejętności oglądacie wreszcie upadek powalonego giganta i słyszycie jego przedśmiertny ryk. Trzeba przy tym wiedzieć jak operować posiadanym orężem, pomimo iż mamy do czynienia z grą akcji. W porównaniu do przeciwników postacie poruszają się stosunkowo wolno, więc siekanie/strzelanie na oślep kończy się trafianiem w próżnię. Owszem część nowych graczy pewnie to zniechęci, ale stali wyjadacze poczują się jak u siebie, bowiem zachowano wszystko, co tak dobrze znają.
Jeśli chodzi o stronę wizualną oczywiście nie należy się spodziewać oprawy na miarę Monster Hunter World, ale poprawiony port ze starszego handhelda wygląda całkiem dobrze. Najlepiej prezentuje się na małym ekranie, ale na dużym telewizorze również gra się przyjemnie. Lekko bajkowy styl graficzny jest bardzo miły dla oka, ale nie popada w tak nielubioną przez wielu „cukierkowość”. Samo środowisko gry, gdzie przyjdzie nam polować wprawdzie nie jest przesadnie bogate w detale, ale trudno też znaleźć sobie poważniejszy powód do narzekania. W każdym razie mnie osobiście oprawa naprawdę przypadła do gustu, jedynie niektórych graczy razić może ograniczenie animacji do 30 klatek zarówno w trybie przenośnym jak i TV.
W zabawie pomaga wygodne sterowanie dzięki obecności dwóch gałek analogowych. Ponadto jeśli chodzi o dalsze usprawnienia względem wersji 3DS to otrzymaliśmy jeszcze m.in. kolejny poziom zadań pobocznych (Rank G); zawartość wszystkich, wydanych do tej pory DLC, nowe lokacje oraz możność przeniesienia zapisu ze starej edycji do odnowionej i kontynuowania rozgrywki.
Monster Hunter Generations Ultimate okazał się solidnym portem gry ze starszej konsoli wartym zainteresowania przez fanów serii. Sensowne usprawnienia, dobrej jakości oprawa wizualna, zawartość DLC i brak większych wpadek, czego chcieć więcej. Chyba tylko całkiem nowego odcinka cyklu, który zawitałby również na Nintendo Switch.
Grę do recenzji dostarczyła Cenega.
Ocena - recenzja gry Monster Hunter Generations Ultimate
Atuty
- Poprawiona, a przy tym miła dla oka oprawa wizualna
- Zawartość wszystkich DLC i inne dodatki w stosunku do wersji 3DS
- Wciąż wymagająca, ale dająca sporo satysfakcji rozgrywka
- Wygodne sterowanie
Wady
- Ślamazarny początek zabawy
- Dla nowych graczy może być zniechęcająca
MHG Ultimate pozwala posiadaczom konsoli Switch wreszcie wspólnie wyruszyć na łowy. Chociaż korzenie gry sięgają jeszcze 3DS-a, mimo to odświeżona wersja wciąż potrafi zapewnić masę niezapomnianych wrażeń i satysfakcję z polowania.
Graliśmy na:
NS
Przeczytaj również
Komentarze (30)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych