Battlefield 5 - recenzja gry. Współpraca to podstawa sukcesu
DICE po problemach związanych ze Star Wars: Battlefront 2 stanęło przed trudnym zadaniem - jak przekonać do siebie graczy, odbudować zaufanie i naprawić kilka ostatnich błędów? Serwując satysfakcjonujący tryb sieciowy. I to się deweloperom naprawdę udało.
Jeszcze przed premierą Battlefield V byłem pewnie jednym z nielicznych graczy, który czekał na tę produkcję ze względu na kampanię. Moje oczekiwania rosły z dnia na dzień, ponieważ miałem ogromną ochotę na porządną historię umiejscowioną w czasach II wojny światowej. Gdy DICE pozwoliło uruchomić grę, wpadłem zobaczyć „jak działają serwery” i przez następne 20 godzin nie umiałem się oderwać od multiplayera. Dopiero po tym czasie zdecydowałem się sprawdzić fabułę, a… Całość trwała tak krótko, że w zasadzie najchętniej nie wspominałbym o tym trybie w recenzji. Mam jednak świadomość, że niektórzy mogą sięgnąć po tytuł ze względu na fabułę, więc warto wspomnieć o tej trwającej trzy godziny rozrywce.
Fabularny klops
W Battlefield V ponownie otrzymujemy od deweloperów „Opowieści Wojenne”, które zostały podzielone na trzy rozdziały, a całość poprzedzona krótkim zestawieniem scen ze wszystkich rozdziałów. Twórcy wpadli na ciekawy pomysł, ponieważ za pomocą fabuły postanowili przedstawić mniej znane historie bohaterów, o których historia już dawno zapomniała, a często te jednostki lub małe oddziały miały ogromne znaczenie dla całej wojny oraz przyszłości świata. Twórcy nie narzucają nam chronologii, więc bez problemu możemy wybrać jedną ze scen, by następnie zawędrować do Afryki Północnej (1942), Norwegii (1943) lub Prowansji (1944) – całość nie jest ze sobą w żaden sposób połączona. Z jednej strony jest to dobra decyzja, ponieważ autorzy mogą swobodnie wrzucać nowe mechaniki rozgrywki, które oferują spory powiew świeżości w sferze gameplayu, jednak w ostatecznym rozrachunku brakuje najważniejszego – samej zawartości, bo cały fabularny tryb można ukończyć w dosłownie trzy godziny. Twórcy zachęcają do ponownego pobiegania po mapach i wzięcia udziału w wyzwaniach, jednak szczerze mówiąc pewnie tylko najwięksi masochiści spragnieni fabularnych strzelanek ponownie zapoznają się z tymi opowiastkami. To wyjątkowo niewykorzystany potencjał, który chętnie wyrzuciłbym z gry za jeden dodatkowy tryb sieciowy – przynajmniej każdy inny wariant zabawy trwałby dłużej i nie pozostawiłby takiej… Pustki.
W „Pod flagą niczyją” mamy okazję wskoczyć w buty byłego więźnia, który musi spłacić dług ojczyźnie. Wysadza samoloty, wykorzystuje działa przeciwlotnicze, by trafić do sporego, otwartego terenu i następnie zniszczyć kilka małych baz. Twórcy pozytywnie zaskakują oferując sporej wielkości miejscówkę i choć zadania są powtarzalne, to jednak całość była w sumie dość przyjemna. W ostatnim fragmencie misji stajemy za sterami kilku działek i niszczymy kolejne nazistowskie hordy. W „Nordlys” wcielamy się w młodą Norweżkę, która infiltruje kolejne miejscówki, jeździ na nartach i musi ogrzać się przy kolejnych ogniskach – totalnie nie pasuje to do konwencji „poważnego shootera”, ale to kolejne urozmaicenie rozgrywki. Natomiast „Tyralierzy” pozwalają poprowadzić do zwycięstwa mały oddział żołnierzy, którzy ponownie podbijają kolejne punkty, by w kolejnym kroku zawalczyć o mały zamek. Trzecia opowiastka jest najciekawsza ze względu na samych bohaterów – prowadzimy zespół składający się z „francuskich strzelców kolonialnych”, czyli żołnierzy walczących za kraj, którego nigdy nie widzieli. Studio w grudniu udostępni ostatni „odcinek” pozwalający wcielić się w nazistów, jednak patrząc na skalę projektu trudno w tym miejscu oczekiwać wielogodzinnej przygody. Będzie to pewnie kolejna 60-minutowa rozgrywka, która zaoferuje „coś nowego” – mogę śmiało obstawiać, że tym czymś będzie samo umiejscowienie wydarzeń.
Nie możemy liczyć na związanie z bohaterami, nie możemy śledzić wydarzeń z wypiekami na twarzy, nie mamy szansy przeżywać opowieści, bo całość jest przedstawiona w ekspresowym tempie. Dodajmy do tego błędy sztucznej inteligencji czy też niekończące się respawny wrogów (trzeba dojść do wyznaczonego punktu, by nagle rywale zniknęli), by powiedzieć wprost – dla samej kampanii nie warto kupować Battlefield 5. Będziecie bardzo rozczarowani.
Sieciowe zaskoczenie
Na szczęście po tej trzygodzinnej przerwie mogłem wrócić do trybu sieciowego i szczerze mówiąc wciąż nie mam dość. DICE oczywiście buduje rozgrywkę na znanych schematach, więc podczas największej bitwy w jednym zespole znajduje się 32 graczy, którzy są podzieleni na małe oddziały, jednak mam wrażenie, że teraz w końcu rozgrywka opiera się na zmaganiach drużynowych. Ponownie możemy wcielić się w Szturmowca, Medyka, Wsparcie oraz Zwiadowcę, ale teraz dobre zgranie otwiera ogromne możliwości. Twórcy dostosowali liczbę amunicji, której nigdy nie jest za dużo, więc dobrze skorzystać z prezentów od współtowarzysza broni. W trakcie wymiany ognia możemy się wyleczyć za pomocą apteczki, choć zawsze lepiej mieć w pobliżu lekarza, który podrzuci dodatkowe medykamenty, a dobry snajper to podstawa, bo może nie tylko wyeliminować przeciwników z odpowiedniego dystansu, a jeszcze może w wolnej chwili podskoczyć i podnieść z ziemi rannego – teraz każdy w pododdziale może zaoferować pomocną dłoń. Sprawdza się również nowy system wsparcia oddziału – teraz dowódca małej formacji może wykorzystać zdobyte punkty i przeznaczyć je między innymi na sprowadzenie na arenę czołgu, dostawy lub nawet zaatakowanie przeciwników za pomocą rakiety JB-2. Zachęca to do wspólnej gry i jest przyjemnym rozwinięciem koncepcji zespołowych zmagań. Gameplay zwolnił względem poprzednika, usunięto behemoty oraz elity, bieg możemy zakończyć małym wślizgiem, podczas leżenia z łatwością obracamy się na plecy, dopracowano odrzut każdej broni, a nawet mam wrażenie, że sam ostrzał został dopieszczony – nie możemy rzucać całego magazynku w jednego rywala, bo choć na mapie zawsze idzie znaleźć dodatkowe kule, to jednak samo strzelanie ze względu na ograniczenia w zasobach jest bardziej taktyczne.
Battlefield 5 jest po prostu satysfakcjonujący, bo niezależnie od klasy postaci, broni, mapy czy też trybu – tryb sieciowy pozwala cieszyć się z każdego zabitego rywala i wykonanego celu. W końcu nie ma mowy o pustce, która towarzyszyła niektórym w poprzednich odsłonach, bo tutaj dosłownie każdy gracz może wpłynąć na losy spotkania i pomóc w zrealizowaniu najtrudniejszych zadań. To świetne uczucie od początku do końca być częścią zespołu – twórcom udało się wyciągnąć błędy z poprzedniej odsłony, jednocześnie wykorzystując informacje zwrotne po pierwszych testach. Jedną z największych nowości w trybie sieciowym jest możliwość budowania barykad – gracze dostają w łapy młotki i mogą postawić przykładowo małą ścianę. To kapitalne rozwiązanie, ponieważ w trakcie rozgrywki możemy stworzyć drobną bazę, w rezultacie lepiej broniąc wyznaczonego terenu. Nie ma tutaj oczywiście mowy o nadmiernym „bunkrowaniu”, bo Battlefield nie rezygnuje ze swoich przyzwyczajeń i ponownie pozwala siać postrach w budowlach – granat lub wyrzutnia rakiet niszczą marzenia wszystkich architektów. Nie zrozumcie mnie jednocześnie źle – Battlefield 5 nadal jest tytułem, w którym bez problemu poradzą sobie samotni strzelcy, jednak deweloperzy wyraźnie nastawiają zmagania na współpracę nagradzając jednocześnie zawodników grających zespołowo.
W rezultacie aż chce się strzelać korzystając z pomocy innych żołnierzy, bo oczywiście za nasze dobre wyniki jesteśmy nagradzani doświadczeniem oraz specjalną walutą. W grze znalazły się siły Aliantów oraz siły Osi, a do każdej klasy możemy stworzyć nowego żołnierza – zmieniamy postać (kilka modeli kobiet oraz mężczyzn) oraz wygląd (głowa, tułów, nogi, maskowanie twarzy). Niektóre elementy strojów kupujemy (aktualnie możemy korzystać wyłącznie z waluty dostępnej w grze – mikrotransakcje zostaną włączone po premierze - ale nawet w tej sytuacji za prawdziwe pieniądze kupimy wyłącznie niewpływające na osiągi skórki), inne zdobywamy przez progres lub wykonywanie zadań. Każda z klas postaci ma dwie funkcje bojowe i za kolejne levele odblokujemy bronie, granaty, gadżety. W grze znalazły się jeszcze po dwa rodzaje pojazdów oraz dwa warianty samolotów na frakcję, w których dostosowujemy specjalizacje oraz dbamy o podstęp (do czwartego poziomu), ale już modelowanie maszyn zostanie udostępnione w późniejszym terminie.
Brzmi ciekawie? I tak właśnie jest – można jedynie żałować liczby poszczególnych gnatów, bo przykładowo Szturmowiec ma do dyspozycji osiem broni (pięć karabinów samopowtarzalnych i trzy szturmowe). Każdą giwerę odpicowujemy zmieniając jej celownik lub wygląd (wylot lufy, nakładkę lufy, komorę zamkową, magazynek, kolbę), a mają one również swój postęp (do max 10 poziomu i odblokujemy specjalizacje oraz skórki). Podczas rozgrywki wybieramy cztery klasy dla każdego orężu wpływając na jego osiągi (przykładowo szybsze celowanie lub zwiększone poruszanie się podczas strzelania). Nie można tutaj mówić o wybitnych liczbach, ale ma to związek z planem twórców na produkcję.
Dwa lata w chwale
DICE wpadło na dość nietypową zagrywkę – Battlefield V będzie stale rozwijany przez przynajmniej dwa najbliższe lata, a wszystkie dodatkowe tryby, mapy, bronie, maszyny otrzymamy za darmo. Do stycznia gra otrzyma ostatni rozdział kampanii, poligon, personalizację maszyn i nową miejscówkę w Belgii. W okresie od stycznia do marca pobierzemy misje kooperacyjne, nową Wielką Operację oraz dwa dodatkowe tryby, a od marca zagramy w tryb Battle Royale, sprawdzimy lokację w Grecji i poznamy kolejne wydarzenia do współpracy oraz następny tryb do multiplayera. To początek wielkiego rozwoju gry, która jednak nawet w dniu premiery pod względem trybów nie wygląda źle.
Do naszej dyspozycji oddano Podbój (przejmowanie i utrzymywanie flag oraz ubijanie kolejnych przeciwników do 64 graczy na wszystkich mapach), Wojnę Piechoty (Dominacja, Linia Frontu i Zespołowy DM, czyli mniejsze bitwy i krótsze mecze do 32 graczy na wszystkich mapach) oraz Wielkie Operacje (konflikty rozgrywane w trakcie trzech dni, podczas których trafiamy do innych lokacji i sprawdzamy różne tryby - czasami bronimy celów, innym razem atakujemy i wykonujemy wyznaczone zadania, do 64 graczy na czterech mapach). Nasze działanie ponownie wpływa na kolejne starcie, a małym urozmaiceniem rozgrywki jest Ostateczna Rozgrywka, która odpala się w momencie remisu, bo w tej sytuacji musimy rozsądniej dysponować życiami.
Pozytywne wrażenia z rozgrywki nawet na najlepszych trybach nie byłyby możliwe bez jednego – dobrych map. Akurat tutaj magicy z DICE przeszli moje najśmielsze oczekiwania, bo wszystkie z ośmiu dostępnych lokacji przypadły mi do gustu. Twisted Steel zaprowadza śmiałków obok ogromnego mostu, pozwala zatopić się w gęstej trawie, by w ostatecznym rozrachunku wskoczyć do kilku małych domków. Wybornie wygląda Arras, czyli teren we Francji, ponieważ podczas rozgrywki biegamy po ogromnym polu, by po chwili zniszczyć kilka ścian z budynków małego miasteczka. Hamada została umiejscowiona w Afryce Północnej i pozwala pobiegać po zrujnowanym zamku, a Aerondrom to znowu mapa prezentująca zbombardowane lotnisko. Twórcy przygotowali jeszcze Narvik inspirowany inwazją na Norwegię w 1940 roku, więc w tym wypadku maszerujemy przez śnieg i staramy się kontrolować portowe miasteczko. Zimowy krajobraz prezentuje również Fjell 652, który zaprasza zainteresowanych na wielkie wzgórze oblane gęstym śniegiem. Najlepsza lokacja? Zdecydowanie Rotterdam, który wygląda fantastycznie i pozwala na przyjemną rozgrywkę każdemu – tutaj znajdą swoje miejsce sympatycy otwartych terenów oraz miłośnicy zamkniętych przestrzeni. Pozostając jeszcze w Holandii możemy pobiegać po Devastation, który jak sama nazwa wskazuje pozwala poznać wielką i zniszczoną mapę.
Osiem to trochę mało? I tak i nie. Z jednej strony nie narzekałbym na dwie-trzy dodatkowe miejscówki, ale akurat tym razem zadziałała jakość, bo naprawdę trudno narzekać na te zróżnicowane i piękne miejscówki. Pod względem oprawy Battlefield V oferuje rozkosz dla wszystkich zmysłów, bo niezależnie od wybranego trybu – gra wygląda fantastycznie. Zobaczycie tutaj barwne pola, najróżniejsze zabudowania, a to wszystko możemy oczywiście zrujnować za pomocą kilku granatów. Pod względem destrukcji otoczenia ponownie DICE nie ma sobie równych. Szwedzi dają konkurencji lekcję. Podobnie zresztą nie mogę nawet w małym stopniu narzekać na udźwiękowienie – w soundtrakcu znalazłem kilka porywających do strzelania utworów, jednak największą robotę robią tutaj wszystkie wybuchy, przeładowania broni, wystrzały… Przy dobrych słuchawkach można poczuć przelatującą obok głowy kulę, a robi to piorunujące wrażenie.
A jak z błędami? Dość standardowo – na początek miałem małe problemy z okiełznaniem serwerów, trzykrotnie wpadłem do pustej rozgrywki, a sam tytuł kilkukrotnie wyrzucił mnie do ekranu Windowsa (PC), ale liczba „wpadek” nie jest duża, by móc się o niej za długo rozpisywać. To wszystko załatwi pierwsza łatka... Choć mam wrażenie, że serwery już teraz działają zdecydowanie lepiej względem ubiegłego tygodnia. Od czasu do czasu można dostrzec dziwnie padającego rywala lub zablokowaną postać na budynku.
Inwestycja
Podczas przygotowywania tekstu myślałem nad jednym – czy to już ten moment, w którym DICE powinno zrezygnować z fabularnej kampanii? Zdecydowanie nie, jednak twórcy powinni poświęcić znacznie więcej czasu na historię, która w tym wypadku nie została odpowiednio rozbudowana. Na szczęście nie mogę narzekać na tryb sieciowy, który oferuje satysfakcjonujące strzelanie przepełnione współpracą, pięknymi lokacjami oraz ciekawymi trybami. Mam przy tym świadomość, że gra to… Inwestycja. Twórcy będą teraz rozwijać zawartość, oferować nowe tryby, kolejne mapy i w sumie na start moglibyśmy dostać tylko kilka dodatkowych gnatów lub też jeden tryb (Battle Royale!), ale nawet w tej sytuacji trudno o nudę. DICE stanęło przed trudnym zadaniem, jednak w Battlefield V chce się po prostu grać. Kawał świetnego multi, który nagradza za każdy celny strzał.
Podczas recenzji grałem na ASUS ROG Zephyrus (i7-7700HQ, GeForce GTX 1080 Max-Q, 24GB Ram - sprzęt osiągał średnio 90-120 fps w zależności od akcji) oraz na Xboksie One X.
Ocena - recenzja gry Battlefield V
Atuty
- Satysfakcjonujące strzelanie
- Rozgrywka oparta na współpracy
- Fantastyczne mapy (układ, wygląd, zróżnicowanie)
- Dobre tryby zachęcające do gry
- Wszystkie dodatki za darmo!
- Przyzwoity rozwój bohaterów (mikrotransakcje nie wpłyną na balans)
Wady
- Kampania? Nie, nie, nie!
- Na niektóre rzeczy trzeba zaczekać
Kampania? Zakopać, zalać wodą i może coś z tego wyrośnie. Nie? To zapomnieć i strzelać w trybie sieciowym, gdzie znajdziecie zawartość, na którą warto poświęcić swój czas. A będzie jeszcze lepiej, bo wszystko trafi do nas za darmo.
Graliśmy na:
PC
Przeczytaj również
Komentarze (92)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych