GRIP: Combat Racing - recenzja gry. Prawie jak Rollcage
GRIP: Combat Racing miało oddać nam współczesną wersję kultowego, acz niszowego Rollcage'a. Niezależna ekipa Caged Element, w której znaleźli się byli pracownicy Attention to Detail w teorii nie miała trudnego zadania. W praktyce - niezbyt im to wyszło.
Duchowy następca. Ah, jak to dumnie brzmi. Określenie uwielbiane przez deweloperów, graczy i ludzi piszących o grach. Co zrobić, gdy nie ma się praw do starej marki, a chce się zrobić coś podobnego lub identycznego? Duchowy następca. Co zrobić, gdy nie ma się pomysłu na grę, a jakoś trzeba ją zareklamować? Wystarczy rzucić magiczne określenie duchowy spadkobierca.
GRIP: Combat Racing od samego początku pozycjonowało się jako duchowy następca Rollcage'a. Część ekipy Attention to Detail, która dała nam świetne wyścigi arcade'owe 20 lat temu, postanowiła swój pomysł z oryginału odświeżyć i podać we współczesnym sosie. Nie ukrywam - trzymałem kciuki za ten projekt. Śledziłem co jakiś czas postępy w produkcji licząc, że GRIP: Combat Racing będzie tak dobry jak Rollcage. Spoiler alert - nie jest.
Futurystyczne wyścigi bez futuryzmu
GRIP oddaje nam w sterowanie pojazdy, które dzięki swojej konstrukcji mogą jeździć nie tylko po podłożu, ale także po ścianach i suficie. Tak jak w Rollcage, wokół tego zdecydowano się zbudować rozgrywkę. Dostępne więc w grze trasy są skonstruowane tak, by oferować kilka dróg do mety, a także wykorzystywać konstrukcje umożliwiając pędzenie setki kilometrów po ścianach i suficie. I tutaj, już na samym początku mam z grą problem. Trasy są po prostu średnie. Brakuje im klimatu, którym cechował się Rollcage, zgrabnie wykorzystując technologiczne ograniczenia pierwszego PlayStation. Część z nich dodatkowo jest dziwna konstrukcyjnie, co potęguje także dziwny system odradzania się, z którego korzystamy nad wyraz często z powodu jeszcze dziwniejszego zachowania pojazdu.
O co chodzi? W Rollcage, wciskając jeden przycisk, auto kręciło bączka i dynamicznie ustawiało się w kierunku jazdy. Tutaj... odradzamy się na nowo parę metrów wstecz. Niestety, system jest niedopracowany i na wielu mapach na których tor jazdy się przeplata w kilku miejscach, zostałem wrzucony na przykład połowę trasy do tyłu, co wymuszało na mnie powtarzanie całego wyścigu.
Ograniczenia budżetowe
GRIP: Combat Racing jest grą niezależną, z niezbyt imponującym budżetem, co widać na każdym kroku oprócz... ceny. Cóż, 169 złotych sugeruje przynajmniej grę w segmencie AA, a do niej sporo brakuje. Wspominałem akapit wyżej, że pojazdy zachowują się dziwnie. Przejrzałem Sieć, by sprawdzić czy mam do czynienia z błędem, czy może to normalna przypadłość. Okazało się, że tak ma być, chociaż deweloperzy już zapowiedzieli zmiany. Jednak na ten moment, fizyka i detekcja kolizji wraz z pracą kamery, powodują czasami ból głowy. Przykładów jest sporo. Jedziecie sobie po suficie i pojazd się nie wiedzieć dlaczego odkleja. Wjeżdżacie na rampę, która ma w teorii was wybić i obrócić by skorzystać ze ściany? Detekcja kolizji zwariuje i pojazd zacznie się odbijać, koziołkować i blokować gdzie się da.
Zacisnąłem jednak kilka razy zęby, zacząłem wyścigi od początku i sprawdzałem dalej tryb kariery, którzy podzielono tutaj na 10 progów. Im wyżej, tym trudniejsi rywale, mocniejsze silniki pojazdów i nowe trasy. Stopniowo dochodzą też nowe tryby i dopałki. Początkowo jest nudno, bo zwykłe wyścigi w cztery osoby podczas których korzystać możemy wyłącznie z turbo, nie należą do najbardziej ekscytujących. Na szczęście dosyć szybko pojawiają się wyścigi z normalną bronią oraz arenowa rozwałka, która w moim odczuciu jest najlepszym, co oferuje GRIP: Combat Racing.
Kilkanaście godzin gry minimum, ale... czy komuś będzie się chciało?
Poza kampanią, mamy także rozgrywkę sieciową, pojedyncze tryby lub opcję gry na podzielonym ekranie, która - podejrzewam - wielu osobom może uratować ten tytuł. Bez split-screena, GRIP: Combat Racing jest po prostu poprawny, co po zestawieniu z zapowiedziami o powrocie Rollcage'a boli. Graficznie nie jest źle, chociaż bez szału i ze spadkami płynności na PS4 Pro. Muzyka jest nijaka, broń pozbawiona mocy, a samą jazdę zrobiono po prostu poprawnie. Tak właśnie można określić GRIP: Combat Racing - najwyżej poprawna gra, która po paru aktualizacjach ewentualnie może podskoczyć oczko wyżej w ocenie.
Zamiast pędzenia paręset kilometrów na godzinę świetnymi trasami, GRIP: Combat Racing roztrzaskuje się na drugim zakręcie po starcie wyścigu. Szkoda.
Ocena - recenzja gry GRIP: Combat Racing
Atuty
- Sporo zawartości
- Poczucie pędu w trakcie wyścigu
Wady
- Problematyczne zachowanie pojazdów
- Nijakość rozgrywki
- Średnia ścieżka dźwiękowa
GRIP: Combat Racing miało być tak dobre jak Rollcage. Dostaliśmy jednak wyrób rollcage'opodobny.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (45)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych