SnowRunner - recenzja gry. Seria wskakuje do najwyższej ligi
Seria Spintires ufundowana swego czasu na Kickstarterze, miała wiernych fanów, choć mi osobiście zawsze brakowało w niej ostatniego szlifu, poczucia, że gram w produkt z najwyższej ligi. I w tym właśnie momencie wjeżdża SnowRunner.
Moja pierwsza sesja z SnowRunnerem skończyła się po około 6 godzinach gry. Gdyby ktoś napisał mi, że przez 40 minut będę starał się wjechać na zabłocone wzgórze tylko po to, by zobaczyć, że przede mną jeszcze cięższa przeprawa przez zalane wodą tereny, popukałbym się tylko wymownie w głowę. Ale SnowRunner autentycznie wciąga jak bagno mimo iż nie raz miałem ochotę rzucić padem o ścianę sfrustrowany, że muszę próbować jeszcze raz od początku zakopany w torfowisku.
Naszą przygodę ze SnowRunnerem zaczynamy w Michigan w USA. Wbrew nazwie gry nie ma tu jeszcze śniegu, za to będziemy musieli przedzierać się przez tereny, w których błoto i woda są największymi wrogami. Nasze działania obudowane zostają prostą historią - okoliczne tereny zostały zalane podczas powodzi, a my musimy odbudować okolice i pomóc mieszkańcom. Bardzo dokładny samouczek w języku polskim pozwala nawet największym laikom złapać zasady gry, choć to, czy w późniejszej fazie się od niej odbijemy czy nie, zależy już od oczekiwań względem gry.
Powoli do celu
SnowRunner to produkcja, której rozgrywka jest strasznie ślamazarna. Przez pierwsze godziny będziemy walczyli nawet z niewielkimi wzniesieniami próbując dostać się z punktu A do B. To tytuł, który jest naprawdę trudny, czasami o powodzeniu decyduje szczęście, a jeśli zakopiecie się w jakiejś lokacji na amen w najgorszym wypadku będziecie musieli użyć opcji holowania do garażu przenosząc się automatycznie do punktu zapisu i tracąc nawet 30-40 minut przedzierania się przez mapę. Tyle, że tutaj każdy mały sukces daje ogromną satysfakcję. A zakopane w błocie auto z cennym ładunkiem wcale nie oznacza powrotu do garażu, bo możemy spróbować zholować je innym pojazdem wyciągając z trudnego terenu. Tu walczymy czasami o każdy metr, używając wyciągarki zaczepianej o okoliczne drzewa, odpowiednio operując biegami i kierownicą, mechanizmem różnicowym czy przełączając na napęd na 4 koła. Musimy tylko nauczyć się kiedy i jak to robić, bo niskie biegi i wsteczny czynią czasami cuda.
Po szybkim tutorialu otwiera się ogromna mapa z całą masą zadań. Niestety, do wielu z nich można podejść osiągając odpowiedni poziom kierowcy albo kupując dany typ pojazdu. Im więcej odkrywamy na mapie i wykonujemy misji tym więcej kasy i doświadczenia zdobywamy otwierając nowe możliwości. W pakiecie otrzymujemy oczywiście licencjonowane "bryki", zapewne doskonale kojarzone przez fanów tematu. Maszyn jest sporo – niektóre kupimy, niektóre znajdziemy na mapie. Podzielono je na kategorie: od mniejszych, zwiadowczych, przez terenowe i ciężkie, a na ciężarówkach przeznaczonych na autostrady kończąc. Pacific P12, Chevrolet CK1500, ZIKZ 5368, Hummer H2, Caterpillar CT680, GMC MH9500 to tylko niektóre z nich. Szkoda jedynie, że nie mogłem wsiąść za kółko Jelcza czy innego Robura, ale nie można mieć wszystkiego. Tym samym progres jest bardzo żmudny, czasami wręcz frustrujący, bo mimo pozornej swobody musimy do pewnych rzeczy dojść wedle narzuconego schematu. Będą tacy, którzy po 2-3 godzinach gry przeokrutnie się od SnowRunnera odbiją. A szkoda, bo to naprawdę rozbudowana produkcja.
Śladami Assassin's Creed
Na mapie mamy specjalne wieże, do których dotarcie niczym w Assassin's Creed odblokowuje kolejne części mapy z zaznaczonymi kluczowymi lokacjami. Szukać możemy też ulepszeń do naszych pojazdów, ukrytych często w bardzo ciężko dostępnych miejscach. Owe ulepszenia można też zakupić w garażach - tutaj opcji modyfikacji jest cała masa. Poza wizualnymi częściami (praktycznie w każdym elemencie karoserii) i wielu wzorów malowań możemy również zainwestować w bebechy naszych pojazdów. Mocniejszy silnik pozwala rozwinąć większe prędkości, ale trzeba też mieć na uwadze zużycie paliwa. Bo choć w grze za wachę nie płacimy, to gdy zbiornik będzie pusty auto stanie i trzeba będzie je albo zholować albo dotankować. A słabszy silnik w późniejszej części gry będzie można zajechać. Lepsza skrzynia biegów to większe możliwości w temacie sterowania prędkością i momentem obrotowym, a inwestycja w wyższe zawieszenie da nam nieco odetchnąć w skalistych terenach. Niezwykle ważny jest też dobór opon, niestety te pozwalające na łatwiejszą nawigację w błocie odblokujemy dopiero z czasem, więc swoje się pomęczymy. A przecież nie wspomniałem o ulepszeniu wyciągarki np. o dłuższą linę, miejsce na zapasowe koło czy snorkel chroniący silnik przed zalaniem podczas przepraw przez rzeki. A to wciąż nie wszystko.
Auta ciężarowe można, a z czasem nawet trzeba, dostosowywać do zlecanych zadań. Do usuwania przeszkód i pakowania ładunków w terenie przyda się zamontowany na ramie żuraw. A co powiecie na moduł wibratora sejsmicznego do analizy gruntu i ewentualnych nierówności? Z czasem przyda się też cysterna, bo stacje benzynowe nie wszędzie są dostępne. Ba, w późniejszej fazie gry tytuł pozwala na daleko idącą improwizację. Czytaj - robienie rzeczy, których autorzy nie zaplanowali. Można więc pozostawić cysterny w trudnych terenach, aby zawsze mieć opcję zatankowania, tworząc niejako sieć paliwową. Parkowałem też ciężarówki tak, by kolejną łatwiej było dostać się na jakiś szczyt. Nie mówiąc o całej masie kombinacji z przewożeniem ładunku, gdzie przyczepa była załadowana ponad miarę, a ja modliłem się, żeby tylko nic nie pospadało. Cała zabawa polega więc głównie na jeżdżeniu tam i z powrotem, odkrywaniu nowych terenów, wybieraniu odpowiednich typów aut i przystosowywaniu ich do zlecanych zadań. W teorii prosta sprawa, w praktyce - możemy tu spędzić nawet kilkadziesiąt godzin! W samym Michigan mamy aż cztery połączone ze sobą lokacje, a dalej czeka na nas jeszcze Alaska z kolejnymi czterema obszarami oraz rosyjski Tajmyr, który dorzuca trzy tereny. Łącznie mamy więc 11 wypełnionych wyzwaniami i misjami miejscówek w tym zadań na czas, które potrafią przyprawić o siwe włosy. W dodatku zabawa na śniegu na Alasce to zupełnie nowe doznania, bo auto ciężko nawet utrzymać na drodze, a brodzenie w głębokim śniegu czy ślizganie się na lodzie jest zarówno wyzwaniem jak i sprawia ogromną frajdę.
Martwe miasto
Nie skłamię jeśli napiszę, że to jeden z najlepszych symulatorów w jakie grałem w ostatnim czasie. Tutaj ważne są nawet takie smaczki jak zaciągnięcie ręcznego, by auto nie zjeżdżało z górki, widoczny wskaźnik spalania benzyny, gdy naciskamy pedał gazu, tudzież manualne włączenie świateł, gdy robi się ciemno. Tak, gra oferuje cykl dnia i nocy, efekty mgły, deszczu, dzięki czemu w niektórych krajobrazach można się zakochać. Pocinanie z ładunkiem o zachodzie słońca, błoto tryskające spod kół, jesienne panoramy zalanego Michigam czy okryta śnieżnym puchem Alaska wyglądają naprawdę pięknie. W przypadku aut widać doskonale jak pracuje zawieszenie, wydobywające się z rur spaliny zniekształcają powietrze, a zaczepiona o choinkę wyciągarka potrafi ją zgiąć niemalże do poziomu ziemi. Dorzućcie do tego bardzo udany model jazdy i dopracowaną fizykę, zabawę z różnego rodzaju przyczepami, gdzie nawet niewielki kamień potrafi zablokować koło czy doprowadzić do utraty przewożonego ładunku, oraz bardzo plastycznie wykonaną mapę kolejnych obszarów z zaznaczonymi celami, aby dostać obraz naprawdę udanej produkcji.
W całym tym przepychu bardzo mocno odczuwalny jest jednak brak jakiegokolwiek życia, co nieco psuje wczuwanie się w klimat ogarniętych klęską terenów. Na drodze nie spotykamy innych pojazdów, w miastach nie spacerują ludzie, a w lasach nie ma zwierzyny. W opisie misji czytamy dramatyczny opis tego, jak ktoś stracił dom i uratował tylko najpotrzebniejsze pamiątki, a następnie prosi o pomoc w postawieniu nowego, ale gdy dojeżdżamy na miejsce nie ma tam żywej duszy. Podobnie jest w przypadku gdy musisz dostarczyć żywność głodującym nafciarzom - człowiek przez kilkadziesiąt minut przebija się przez ciężkie tereny, by ostatecznie nigdy nie poznać osób, których życie ratuje. A wystarczyłyby choćby statyczne obrazki i dymki, aby nieco ożywić ten świat. Nieco pomaga zabawa w multiplayerze, gdzie możemy przemierzać tereny, wykonywać misje i taplać się w błocie nawet we cztery osoby. Muszę jednak ponarzekać jeszcze trochę na kamerę, która pomimo możliwości jej kontroli czasami bardziej przeszkadza niż pomaga. Trzeba też wspomnieć o tym, że choć jest to symulator i mamy widok z kokpitu (a nawet obsługę kierownic), to jednak w większości przypadków znacznie lepiej grać z kamery za autem, bo po prostu możemy lepiej ocenić co dzieje się w terenie.
Jak już wspomniałem gra ma bardzo powolny progres i chwała producentom za to, że za paliwo i naprawy uszkodzeń mechanicznych nie musimy płacić. Jednak na początku zabawy trochę za dużo elementów rozgrywki jest zablokowanych. Uzbieranie gotówki na potrzebne modyfikacje czy pojazdy może nam zająć sporo czasu, co wiąże się często z frustracją i rezygnacją, gdy po raz kolejny próbujemy wykonać jakieś zadanie. Mimo wszystko - warto, bo gra z czasem daje ogromną satysfakcję. Twórcy gdy już zapowiedzieli, że wzorem pecetowej również konsolowe wersje doczekają się obsługi modów, więc pozostaje tylko zacierać raczki. SnowRunner to jak dla mnie jedna z największych niespodzianek tego roku, choć pojadę tu znanym frazesem - to nie jest gra dla każdego fana gier "samochodowych" nawet pomimo bardzo przystępnego tutoriala prowadzącego za rączkę. Ale warto dać jej szansę – odwdzięczy się z nawiązką.
Ocena - recenzja gry SnowRunner
Atuty
- Dopracowana fizyka
- Satysfakcjonujący model jazdy
- Masa zadań
- Zróżnicowane i wymagające tereny
- Dostępne pojazdy i ich ulepszanie
- Trzy ogromne mapy
- Kooperacja
Wady
- Kamera nie zawsze działa jak należy
- Dla niektórych - wysoki poziom trudności
- Świat wydaje się pusty
- Zbyt wolny progres
Bardzo dobry symulator, w którym główne role odgrywają kierowca, pojazd i walka z terenem. Seria Spintires wskakuje do pierwszej ligi.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (80)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych