Predator: Hunting Grounds – recenzja gry. Jakość IllFonic
Predator nie ma szczęścia do najnowszych produkcji. Potężna marka nie pierwszy raz wpadła w ręce twórców, którzy choć potrafią stworzyć ciekawą koncepcję, to mają ogromny problem z jej realizacją. I właśnie te słowa najlepiej określają Predator: Hunting Grounds już na wstępie, bo gra na papierze ma wszystko, by odnieść sukces, ale jakość i zawartość sprawiają, że aktualnie lepiej ją omijać szerokim łukiem.
Chcąc opowiadać o Predator: Hunting Grounds trudno pominąć temat zespołu odpowiedzialnego za ten tytuł. Cenione IP wpadło pod skrzydła twórców, którzy mają ogromne doświadczenie w tworzeniu produkcji nastawionych na asymetryczny multiplayer. W 2015 roku IllFonic pomagał przy Evolve, a już w 2017 roku zapewnił swój Friday the 13th: The Game. Gry zanotowały odmienne wyniki, a gracze mogli liczyć na zupełnie inne premierowe doświadczenie. Niestety, Predator: Hunting Grounds podążył drogą drugiej kinowej marki, zaliczając fatalny start. Na przestrzeni trzech lat IllFonic zaproponowało graczom dwie produkcje czerpiące ze popularnych i cenionych na całym świecie światów i dwukrotnie zawiodło, zapewniając błędy oraz niedopracowany kod sieciowy. Teraz zespół ratuje grę kolejnymi aktualizacjami, nadszedł więc czas, by opowiedzieć o swoim doświadczeniu z Predatorem, który miał wszystko by osiągnąć sukces, ale ponownie zabrakło jednego: dopracowania.
Predator: Hunting Grounds, czyli jak posiadać markę i zapomnieć o jakości
Gry nastawione na sieciowe wrażenia nie należą do grona tych najłatwiejszych do recenzowania, ponieważ tytuł na przestrzeni kilku tygodni może otrzymać nawet dziesięć aktualizacji, które totalnie zmienią doświadczenie graczy i zapewnią inne wrażenia. Tak w zasadzie jest z Predator: Hunting Grounds, bo gdybym miał ocenić jakość tytułu w dniu premiery, to tekst skończyłby się po jednym, dłuższym akapicie, a pozycja zebrałaby ode mnie zaszczytne 1/10. IllFonic ponownie pokazało, że „nie potrafi w premiery”, a wtedy produkcja była w zasadzie niegrywalna. Przez pierwszy weekend nie udało mi się rozegrać spokojnego meczu – a już na premierę pobrałem ponad 10GB aktualizację. Teraz sprawa prezentuje się lepiej i choć do idealnych wrażeń daleka droga, to serwery działają i można pobiegać w skórze Predatora lub żołnierzy.
Predator: Hunting Grounds zapewnia asymetryczne mecze, w których grupa składająca się z czterech graczy z oddziału Voodoo ma za zadanie rozwiązać proste misje na mapie, a gdzieś w tle czyha jeden predator, którego zadaniem jest przeszkadzać. Żołnierze za każdym razem mają proste cele do wykonania, które nie stanowią żadnego wyzwania i w zasadzie grupa biega od celu do celu, podnosi przedmioty, strzela do przeciwników sterowanych przez SI i realizuje wyznaczone zadania. Rywale stojąc nawet obok nie potrafią celnie strzelić, wpadają niczym stado owiec pod celownik, a cała rozgrywka przypomina budżetówkę, która wciąż nie uwolniła się z Wczesnego Dostępu i jest rozwijana przez kilku studentów. Gameplay mówiąc wprost jest biedny, system strzelania przypomina odległe czasy, a rozgrywka przez brak zagrożenia sprawia wrażenie, że została wyciągnięta z poprzedniej generacji. Na szczęście wszystko zmienia się w momencie, gdy do akcji wkracza tytułowa bestia. To Predator jest tutaj gwiazdą i dosłownie podnosi poziom całego tytułu. Sytuacja jest jednak o tyle nietypowa, że Predator: Hunting Grounds zapewnia najlepsze doświadczenie w momencie, gdy nasz przeciwnik prezentuje wysoki poziom. Gdy w skórę Predatora wskoczy niedoświadczony gracz, mecz jest nudnym doświadczeniem. IllFonic ponownie zapewniło produkcję, w której najlepiej bawimy się, gdy nasz oponent przejmuje kontrolę, nieustannie atakuje i wywiera odpowiednią presję.
Akcja nabiera rozmachu, gdy to my wcielimy się w Predatora. Od początku bestia posiada rozbudowane umiejętności, może znikać, jednak wskazane jej zadania nie należą do najłatwiejszych. Gra pozwala polować na graczy, więc na początku akcji możemy obserwować sytuację i szukać swoich prawdziwych ofiar. Można oczywiście eliminować także SI, ale jest to prawdziwa strata czasu, której konsekwencją może być przegrany mecz. Gracz musi dobrze zarządzać możliwościami Predatora, a nieźle wypada możliwość biegania po drzewach. Deweloperzy zapewnili mechanikę, dzięki której postać szybko się wspina, by następie sprawnie przemierzać gałęzie. Świetnie wypadają wszystkie akcje, podczas których Predator znika: przeskakując z drzewa na drzewo wyczekuje na swoje ofiary i obserwuje jak owieczki wypełniają swoje powinności. Podczas akcji czekamy na odpowiedni moment i rozpoczynamy żniwa. Także w tym miejscu stykamy się z „problemem gier sieciowych”, ponieważ najlepsze wrażenia uzyskujemy w momencie, gdy po drugiej stronie znajdują się gracze, którzy wiedzą czego chcą i potrafią wykorzystać atuty swojego zespołu.
I niech nie zabrzmi to tak, jakbym właśnie odkrywał świat tytułów nastawionych na multiplayer, jednak Predator: Hunting Grounds udowadnia, że wystarczy jeden element, by produkcja nie oferowała satysfakcjonujących wrażeń, a niestety twórcy w tym wszystkim nie pomagają. Gdy reprezentujemy grupę żołnierzy, bez odpowiedniego Predatora dostajemy marną grę, natomiast gdy Predator nie mierzy się z wyszkolonym oddziałem, akcja kończy się po kilku minutach i brak jej jakiejkolwiek pikanterii czy cienia wyzwania.
Predator: Hunting Grounds, czyli jak mając Predatora zapomnieć o zawartości
Predator: Hunting Grounds podążył drogą Friday the 13th: The Game nie tylko za sprawą premierowych problemów, ale także nie grzesząc zawartością. Podejrzewam, że Predator podobnie jak Piątek 13 ma zapewnione wielomiesięczne wsparcie, podczas którego zostanie znacząco rozbudowany, ale aktualnie jest po prostu biednie. Dosłownie jeden tryb, zaledwie trzy mapy, obrzydliwie schematyczne misje i to wszystko. Niby można zająć się personalizacją żołnierzy, odblokować nowych karabinów lub nawet przebrać Predatora w „Predatorkę”, dorzucając kilka świeżych umiejętności – nie ma tutaj mowy o nowym doświadczeniu. Po trzech pierwszych meczach poznacie grę w 100%, a później pojawi się schematyczność, którą ciężko pokonać.
Aktualnie tytuł ratuje w zasadzie jedno: Predator. Ze względu na jakość rozgrywki w skórze „maszyny do zabijania”, chcąc wcielić się w tytułowego bohatera musimy uzbroić się w masę cierpliwości, bo prawda jest taka, że wszyscy chcą nim grać. Nie ma już tego dramatu, którego doświadczyłem tuż po premierze (ponad 10-minutowe czekania), ale nadal chcąc wskoczyć w buty tej „ciekawszej strony” trzeba poczekać. Jeśli już mamy okazję wylądować na mapie, akcja może być naprawdę efektowna. Predator eliminuje rywali z furią, może w widowiskowy sposób wybijać grupę Voodoo, a taka rozgrywka jest bardzo przyjemna. Twórcy zadbali o rozbudowany arsenał i polowanie na zwierzynę
Gorzej sytuacja wygląda w momencie, gdy chwycimy za karabiny, bo system strzelania jest bardzo toporny. Zmieniając przykładowo Call of Duty: Warzone na Predator: Hunting Grounds poczujecie, że IllFonic nie ma tak dużego doświadczenia jak zespoły Activision. Gameplay nie oferuje płynności, brakuje mu świeżości i lekkości – wszystkich elementów jakich oczekujemy od produkcji najwyższej klasy. Gra ma jeszcze czasami problem z płynnością animacji, ekran wciąż potrafi się "zamrozić", bohater zablokować (choć jest znacznie lepiej niż w okolicach premiery), ale zdecydowanie trudniejszym problemem do przeskoczenia jest oprawa. Można naprawić spadki fps-ów za pomocą kilku łatek, ale grafika? Z tym deweloperzy sobie łatwo nie poradzą, a Predator: Hunting Grounds wygląda niczym pozycja z samego początku generacji lub nawet zmierzchu poprzedniej. Tytuł jest po prostu brzydki. Wrażenia audiowizualne poprawia udźwiękowienie, które jest jednym z najlepszych elementów gry – mając odpowiednie słuchawki można się solidnie wczuć w wydarzenia, a odgłosy Predatora brzmią fantastycznie. Szkoda jedynie, że chcąc posłuchać angielskiego dubbingu trzeba przełączyć ustawienia konsoli, więc nie możecie liczyć na rodzime napisy z oryginalnymi głosami.
Czy warto teraz zainteresować się Predator: Hunting Grounds?
IllFonic nie jest specjalnie płodnym studiem, ale Predator: Hunting Ground to produkcja, którą łatwo już określić mianem „typowy IllFonic”. Problemy na premierę, sporo błędów łatanych tuż po debiucie, mierna zawartość i świetna zabawa ze znajomymi. Jeśli macie grupę kilku kolegów, z którymi potraficie spędzać całe noce na serwerach – Predator będzie interesującym wyborem. Mam jednak świadomość, że w dobrej ekipie to nawet sieciowe kalambury potrafią zdziałać cuda. Gra w przyszłości pewnie zostanie odpowiednio rozbudowana, ale aktualnie jest to produkcja, którą trudno polecić, bo IllFonic nie zadbało o podstawy. Jeden Predator nie uratuje całej produkcji.
Ocena - recenzja gry Predator: Hunting Grounds
Atuty
- Rozgrywka Predatorem potrafi zapewnić mnóstwo frajdy,
- Udźwiękowienie (te odgłosy!) wprowadza w klimat,
- Przy dobrej ekipie? Jest zabawa!
Wady
- Zawartość niczym z Wczesnego Dostępu,
- Jeden schemat zabawy,
- Sztuczna inteligencja to żart,
- Strzelanie to prawdziwa „druga liga”
- Gra jest po prostu brzydka,
- Nadal pojawiają się błędy.
Może za rok? Może za dwa? Jeśli IllFonic ma budżet i plany, to kiedyś Predator: Hunting Grounds może zaoferować coś więcej niż dobrą zabawę po dwóch butelkach wina.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych