Tormented Souls - recenzja gry. Hołd dla myśli deweloperskiej z przełomu milenium
Nostalgia to jedna z najwspanialszych zależności, nie tylko w bogatym świecie gier. Często pcha kreatywność ku dawnym, zdawałoby się niezastąpionym wzorcom gatunkowym. Choć geneza survival-horroru sięga zrębów twórczości francuskiego Infogrames, tak pełnym rozwinięciem okazuje się historia skupiona wokół pewnej, ulokowanej w górach rezydencji. Zapraszam do recenzji.
Niekiedy sprawia wrażenie istnienia na kolebce Cichego Wzgórza. Bardzo ambitna koncepcja, po którą sięgnęli deweloperzy kolejno z Abstract Digital oraz Dual Effect. Ciężka praca wymieszana z cierpliwością dała bardzo interesujący efekt końcowy. Przed Wami projekt hołdujący i jednocześnie praktykujący korzenie sięgającego drugiej połowy lat 90. statycznego ujęcia rozgrywki. Tormented Souls jest niczym muzealne doświadczenie okraszone solidnym, współczesnym warsztatem technicznym. Dowód, że narzędzie deweloperskie Unity przydaje się ku wskrzeszeniu dawnym obyczajom. A tradycję należy szanować. Jak ostatecznie wypadł powrót do rdzennego gatunku? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
Podwójna zguba w Tormented Souls
Zanim na dobre rozpoczniemy stopniowe ocenianie warstwy narracyjnej, weźmy pod uwagę jeden wspólny czynnik - historia pisana w grach tworzonych tym nurtem stanowiła bardziej tło. Tak wcielamy się w postać Caroline Walker. Kreowana archetypicznym wzorcem niewinnej dziewczyny postać, pewnego dnia otrzymuje tajemniczy list. Zawartość koperty to stare zdjęcie bliźniąt ewidentnie odnoszące się do przeszłości bohaterki. Po niesamowicie szybkim aczkolwiek klimatycznym wprowadzeniu, protagonistka trafia do pozostałości dawnej kliniki. Twórcy idą utartym szlakiem dawnej, horrorowej aury. Tytuł nie rozmienia się na drobne tuż przy starcie historii. Wszystkiego dochodzimy na własną rękę w kapitalnym stylu tak bardzo charakterystycznym dla złotej ery gatunku. Inspiracje epokowymi przedstawicielami interaktywnej grozy uderzają od pierwszych sekund oddania nam kontroli nad grą.
Przede wszystkim, zachowano dawny układ sterowania postacią. Kierować możemy za pomocą analoga oraz co ważniejsze, d-pada. I zdecydowanie polecamy właśnie to rozwiązanie. Weterani poczują się tutaj jak za młodych lat. Przy czym recenzowany Tormented Souls nie do końca oferuje statyw narracji, kojarzony z prerenderowanym otoczeniem znanym z Resident Evil. Twórcy przyznali, za bazową inspiracją w trybie poruszania się kamery stał się okres PlayStation 2, GameCube czy Dreamcast. Kamera delikatnie podążą wraz z kolejnymi poczynaniami gracza. Zdecydowanie przypomina bardziej rozwiązanie stosowane w Resident Evil: Code Veronica czy Silent Hill, w których mieliśmy do czynienia z budującym napięcie ujęciem akcji. Zdecydowanie bardziej hołdując legendarny horror Konami. Często gra jakby celowo ukazuje jak najmniej, czy to idąc wąskim, piwnicznym korytarzem czy głównym holem posiadłości.
Kolejnym, bardzo ważnym elementem tworzącym niezapomnianą atmosferę w Tormented Souls jest sposób operowania drobnym i drobniejszym oświetleniem. Lokacje bardzo często łączą styl art deco, mieszany z wszechobecnym chaosem i nieuchronnym upływem czasu. Mamy wrażenie eksploracji miejsca, w którym czas się zatrzymał, odkrywając bardziej mroczne strony. Z mojej perspektywy, reżyserzy korzystają z najlepszych cech Resident oraz Silent Hill. Nierzadko będziecie świadkami przenikania alternatywnych wersji świata przedstawionego. Zupełnie jak na Cichym Wzgórzu.
Klasyczna wizja
Zespół należy do grona miłośników gatunku z końca minionego i początku nowego milenium. Hołdują nawet nieco "drewniany" przebieg dialogów między postaciami. Często są oni tzw. "brzuchomówcami". To rzecz jasna celowa praktyka dla utrzymania leciwego uroku minionej ery. Zrozumieją to jednak głównie weterani gatunku, ponieważ młodsze pokolenia już nie do końca. Tormented Souls podąża w zaparte utartym historycznie szlakiem. Walka to oczywiście celowanie w starym stylu, do tego Caroline nie może się poruszać w przód lub tył w trakcie celowania. Tradycyjnie można łączyć stosowania broni konwencjonalnej z obuchową, aby nieco zaoszczędzić amunicji. Złota zasada fanów gatunku. Przez ponad osiem godzin klimatycznej rozgrywki, często korzystałem z własnych, dawniej wypracowanych nawyków. Przeciwnicy uosabiają cechy męczenników nierzadko przykutych do wózków inwalidzkich, człapiących o kulach z upiornymi wydźwiękiem. Mimo tego, dość sprawnie można ich wymijać a ich pojawieniu się towarzyszą charakterystyczne odgłosy.
Nie brakuje także tradycyjnych jumpscare'ów, niekiedy mocno nawiązujących do klasycznych zagrań z bogatej historii gatunku. W ramy recenzowanej produkcji wpisany jest również backtracking. Wraz z postępem eksploracji, uzyskujemy dostęp do wcześniej niedostępnych obszarów posiadłości czy podziemi. Zachowano niemal klasyczną zasadę miejsca i akcji znaną z Resident Evil. Na koniec należy się kilka słów dotyczących kwestii logicznych zagadek w Tormented Souls. Część jest raczej zachowawcza z ukrytymi wskazówkami w treści rozmaitych dokumentów znajdowanych po drodze. Zdarzyło mi się jednak kilka takich, które wymagały chwili spostrzegawczości oraz łączenia faktów. Słowem, jest tutaj wszystko co bardzo dobrze znamy z dawnej szkoły survival-horrorów. Tym jest całe Tormented Souls.
To niezależny, dopracowany projekt skierowany przede wszystkim do starszych graczy, którzy pamiętają wieczory oraz noce spędzone przy wielokrotnie wymienionych tuzach gatunku. Dzięki solidnemu wykonaniu otoczenia, sprawia wrażenie osadzenia akcji w prerenderowanych lokacjach. Modele postaci ewidentnie należą do dwóch generacji wstecz. Testując grę (PlayStation 5) miewałem również okazjonalne spadki animacji, lecz w chwili pisania recenzji weszła pierwsza aktualizacja. Komu zatem polecić w recenzji Tormented Souls? Przede wszystkim, fanom gatunku, który zapadł się w rynkowej niszy. Ostatnim, tak mocno komercyjnym przykładem stało się wydanie kilka lat temu pakietu Resident Evil: Origins Collection. Dzisiaj, zachowanie tradycji przypada już wyłącznie niezależnym twórcom. Tormented Souls to nostalgiczna wyprawa w historię survival-horrorów z zachowaniem własnego, niepowtarzalnego klimatu. Trzeba jednak przebrnąć wzdłuż niezbędnych archaizmów.
Ocena - recenzja gry Tormented Souls
Atuty
- Klimat, muzyka, wykonanie
- Czas rozgrywki
- Ciekawe zagadki
- Klasyczny design lokacji
Wady
- Momentami framerate
- Konieczne archaizmy
- Niskie replayability
- Wyłącznie dla fanów gatunku
Wystarczą raptem dwa długie wieczory aby cofnąć się do czasów, w których gatunek triumfował w najlepsze. Zachowano te same, unikalne elementy rozgrywki przy próbie kreacji własnego uniwersum stawiającego atmosferę ponad scenariusz.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych