Just Cause 2
Pierwsza część Just Cause miała realne szanse stanąć w szranki z serią Gran Theft Auto. Produkcji miały zapewnić sukces przede wszystkim ogromny świat, piękna grafika i masa questów do wykonania. Tytuł pogrążyła jednak monotonia, która wdzierała się do gry już po kilku godzinach rozgrywki. Mimo wszystko znaleźli się gracze, którzy potrafili przymknąć oko na pewne mankamenty i czerpać przyjemność z niczym nieograniczonego zwiedzania rajskiego San Esperito (w tym, niżej podpisany).
Dzisiaj mamy okazję prześledzić dalsze losy Rico Rodrigueza. W pierwszej części udało mu się obalić rządy dyktatora mającego posiadać broń masowego rażenia. Od tych wydarzeń minęło kilka ładnych lat, co odbiło się na wyglądzie naszego "madafaki". Dorobił się kilku blizn, posiedział chwilę na siłowni i zmienił fryzurę. Teraz musi odnaleźć swego mentora - Toma Sheldona, który ukrywa się gdzieś pośród wysp archipelagu Panau - by tego dokonać, będzie potrzebował pomocy trzech frakcji rządzących w tym regionie (Reapers, Roaches i Ulars). Jak widać, fabuła nie należy do specjalnie odkrywczych, ale stanowi ona jedynie marny pretekst, do zwiedzania PRZEOGROMNEGO (nie bójmy się używać tego słowa) świata gry... i siania totalnej demolki wszędzie tam, gdzie się pojawimy (co jeszcze nigdy nie było tak diabelnie grywalne, o czym za chwilę). Podejrzewam, że San Esperito z pierwszej części dorównywało rozmiarami archipelagowi Panau, jednak oferowało graczowi piękny, aczkolwiek nieco monotonny krajobraz (zielone drzewa, zielone krzaki, zielona trawa, morze). Na pierwszy rzut oka, świat Just Cause 2 wydaje się być co najmniej bardzo podobny, po chwili jednak w oczy rzucają się pokryte śniegiem, przypominające Himalaje góry (zajmujące całkiem spory obszar), a także pozbawiona wszelkiej roślinności część pustynna. Po wyspach gęsto porozrzucane są też mniejsze i większe bazy wojskowe, wioski i miasta (z Panau City na czele), tylko czekające, aż spenetrujemy ich każdy kąt. Za zaliczenie konkretnej lokacji w 100 procentach (na co składa się zniszczenie wszystkiego, co zostało oznaczone białą gwiazdą na czerwonym tle (o czym niżej) i odnalezienie wszystkich "znajdziek" na danym terenie) otrzymujemy mały zastrzyk gotówki (i +1 do statystyk). Rządową własność (oznaczoną białą gwiazdą właśnie) stanowi wszystko od beczek z wodą począwszy, przez cysterny z paliwem, po tarcze antyrakietowe chroniące przestrzeni powietrznej nad bazami wojskowymi. Za jej demolowanie otrzymujemy tzw. Punkty Chaosu. Dzięki nim zyskujemy dostęp do nowych misji głównych i pobocznych zlecanych przez poszczególne frakcje i przedmioty, w jakie możemy się zaopatrzyć na Czarnym Rynku. Cóż to takiego? W dowolnym momencie, kiedy brakuje nam amunicji lub potrzebujemy jakiegoś środka transportu, możemy wezwać do siebie handlarza, który "za drobną opłatą" je nam udostępni (facet ma łeb na karku, potrafi w kilka sekund wytrzasnąć dla Nas nawet helikopter wojskowy).
A co z narzędziami destrukcji? Każdy powinien znaleźć tutaj coś dla siebie. Podstawę stanowi niezbyt skuteczny w walce pistolet, z czasem jednak przez nasze łapska zaczną przewijać się karabinki SMG, później karabiny maszynowe, karabiny snajperskie, granatniki i wyrzutnie rakiet. Całość uzupełniają granaty (po ulepszeniu mające niezastąpioną siłę rażenia) i środki wybuchowe. Wszystkie przedmioty (łącznie z pancerzem) i pojazdy możemy upgrade'ować – po całym Panau walają się skrzynie z częściami do nich, tylko czekające na znalezienie przez gracza. Jak wspomniałem na początku, Rico, by odnaleźć swego dawnego przyjaciela, będzie potrzebował pomocy walczących o przejęcie kontroli nad wyspami frakcji. Swoją strefę wpływów, poszerzają one poprzez zdobywanie wojskowych twierdz, w czym oczywiście musi uczestniczyć także Rodriguez. Przejęte twierdze stanowią dla Nas bazy wypadowe – jeśli zginiemy, odradzamy się w najbliższej z nich. Przyjdzie Nam także wykonać dla nich(frakcji) kilkadziesiąt, niezbyt skomplikowanych misji (polegających z reguły na zabiciu kogoś, zniszczeniu czegoś, lub przewiezieniu czegoś/kogoś z punktu A do punktu B). Oprócz tego, na zaliczenie czeka 50 wyzwań, a w zasadzie wyścigów (przejażdżka przez checkpointy od startu do mety), o zróżnicowanym stopniu trudności. Do tego dochodzi także 7 misji wątku głównego (całkiem rozbudowanych i widowiskowych), więc na nudę i monotonię raczej nikt nie powinien narzekać.
Panau swymi rozmiarami zabija po prostu wszystko, co do tej pory widzieliśmy w sandboxach (może poza FUEL, jednak moim zdaniem tych dwóch gier nie powinno się porównywać) , zatem podróżowanie pieszo raczej nie wchodzi w grę. Do naszej dyspozycji oddanych zostało 104 pojazdy (od motorów i samochodów, przez pojazdy opancerzone, po helikoptery, samoloty i łodzie). Warto zaznaczyć, że różniących się nieco prowadzeniem – niektóre "fury" są bardzo nadsterowne, czuć także ciężar niektórych helikopterów czy samolotów. Na koniec pozostawiłem jeszcze jeden patent, będący niejako wizytówką gry, który znacznie umili nam wakacje w tropikach. Jest to oczywiście linka z hakiem, którą można wykorzystać w wieloraki sposób: chcemy szybko dostać się oddalone o kilkadziesiąt metrów miejsce? Żaden problem, wystarczy tylko wycelować w interesujący nas punkt docelowy i nacisnąć L1, a Rico przeniesie się tam z prędkością światła. Przyciągać do siebie możemy też oddalonych od nas przeciwników (lub w ogóle ściągać ich z dachów budynków), a także... łączyć ze sobą przedmioty. Jeśli przytrzymamy L1 i wycelujemy w drugi obiekt, linka je ze sobą połączy. Niby nic szczególnego, ale stwarza to ogromne możliwości; możemy na przykład połączyć wrogiego żołnierza z butlą z gazem, po czym ją postrzelić, co zapewni mu niezapomniane wrażenia (i darmową podróż w przestworza); na przykład łącząc ze sobą dwóch przeciwników, ujrzymy jak zderzają się głowami kilka metrów nad ziemią. Mało? Co w takim razie powiecie na możliwość szczepienia ze sobą dwóch, pędzących w przeciwnych kierunkach samochodów? Albo przechodnia z motocyklistą? Albo przyłączenia samochodu do helikoptera/samolotu i zabawy w latający buldożer? Zapewniam, przy poszukiwaniu nowych możliwości tego bajeru, można spędzić dłuugie godziny.
Gameplay jak widać obfituje w komiczne sytuacje, które bez dwóch zdań nadawały by się do wrzucenia w otchłań internetu, lub przynajmniej pokazania znajomym. Wiedzieli o tym także twórcy, oddali nam więc do dyspozycji narzędzie pozwalające nagrywać filmy z rozgrywki i wrzucać je wprost na Youtube lub zapisywać na dysku twardym konsoli. Cieszy fakt, iż gra zapamiętuje ostatnie 30 sekund rozgrywki, dzięki czemu nie musimy martwić się, że nie nagrywaliśmy jakiejś wyjątkowo udanej akcji. Przejdźmy do grafiki. Biorąc pod uwagę, że Just Cause 2 to sandbox w swej najczystszej postaci, śmiało można powiedzieć, że gra wygląda naprawdę ślicznie. Piękne wschody i zachody słońca, ostre jak brzytwa kolory i tekstury, świetnie wyglądające wybuchy, widoczność bijąca na łeb swym zasięgiem absolutnie wszystkie tytuły po kolei (warto wylecieć samolotem/helikopterem na wysokość 4-5KM i wyskoczyć z niego bez spadochronu – niezapomniane wrażenia), a jakby tego było mało, znalazło się tu miejsce na takie szczegóły jak kurz osiadający na samochodach... tak, to zdecydowanie trzeba zobaczyć.
Warstwie dźwiękowej nie mam zbyt wiele do zarzucenia – efekty towarzyszące wybuchom brzmią naprawdę kozacko (bardzo spodobał mi się dźwięk rakiety eksplodującej kilkaset metrów przed graczem), dźwięki poszczególnych rodzajów pojazdów i broni również występują w kilku/kilkunastu wariantach – ot solidna, rzemieślnicza robota. Jeśli chodzi zaś o muzykę – poza menu głównym jakaś tam chyba jest, ale i tak nie zwraca się na nią praktycznie żadnej uwagi . Na koniec wypadałoby wspomnieć coś o wadach gry, jednak ciężko mi takowe znaleźć. Zatem, nieco na siłę: może mapka mogłaby być odrobinę bardziej czytelna..., fajnie byłoby, gdybyśmy mogli zamawiać u handlarza kilka rzeczy naraz, wątek główny mógłby być trochę dłuższy... Ale, są to jedynie drobne usterki, które nie przeszkadzają w czerpaniu czystej przyjemności z wcielenia się w prawdziwego "człowieka demolkę". Podsumowując, Just Cause 2 to solidny kawał kodu z piękną grafiką, wspaniałym i ogromnym światem, a dodatkowo, całość okraszona została dawką specyficznego humoru (padłem gdy zauważyłem, że jeden z motocykli nazywa się HAMAYA ). Jeśli jesteś miłośnikiem sandboxów, Just Cause 2 to dla Ciebie idealny wybór – murowane kilkadziesiąt/kilkaset godzin wyjęte z życiorysu.
zalety: Ogromny świat, Grafika, Grywalność, Zabawa na długie godziny
wady: Bardzo krótki wątek główny, Średnio czytelna mapa
ocena: 9
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych