Murderville (2022)

Murderville (2022) - recenzja, opinie o serialu [Netflix]. Improwizowana komedia kryminalna

Piotrek Kamiński | 09.02.2022, 21:00

Pamiętasz taki program jak "Whose line is it anyway"? Drew Carrey mówił swoim przyjaciołom kim są i musieli reagować odpowiednio do niego, tworząc w ten sposób pół sterowane fabuły. Głupi jak cholera, ale przy tym przezabawny program. "Murderville" próbuje czegoś podobnego, ale tym razem w bardzo konkretnym klimacie - zagadek kryminalnych ze zwłokami w tle. 

Komedia improwizacyjna nie jest prosta. Raz, że nie wystarczy po prostu dopowiedzieć cokolwiek, aby tylko miało sens, a dwa, że liczy się również forma, styl. Nawet najlepszy tekst świata odbije się od publiczności, jeśli nie zaintonować go w odpowiedni sposób. Nie każdy, nawet teoretycznie pierwszoligowy aktor da radę tworzyć z marszu mocne teksty, którymi potrafi sypać jak z rękawa we własnym tempie. Jestem przekonany, że wielu z was myśli, albo przynajmniej myślało kiedyś, że poradziłoby sobie w podobnej sytuacji lepiej niż niejeden komik. I jestem również względnie pewien, że w trakcie oglądania dzisiejszego serialu, tego typu komentarzy pojawiłoby przynajmniej z dwa razy tyle.

Dalsza część tekstu pod wideo

Murderville (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Masz nowego partnera!

Terry Seattle i Conan O'Brien

 

Detektyw Terry Seattle (Will Arnett) od 15 lat nie pogodził się ze śmiercią swojej partnerki , Lori. Życie musi toczyć się dalej, lecz Terry najwyraźniej nigdy nie słyszał tego powiedzenia, bo jego świat dosłownie zatrzymał się razem z sercem Lori - o czym świadczą dziesiątki pajęczyn, ozdabiające jej biurko. Doprowadziło to do rozpadu jego związku z kapitan Jenkins (Haneefah Wood) i kompletnej patologizacji jego stosunków z wszystkimi następnymi partnerami. Żaden jeszcze nie zamknął wraz z Terrym więcej niż jednej sprawy, a część wyleciała z pracy nawet przed tym. Ale wystarczy tego gadania. Właśnie popełniono morderstwo! 

Struktura sześciu kolejnych odcinków w zasadzie za każdym razem wygląda tak samo, co samo w sobie jest już sporym minusem. Terry zawsze poznaje swojego nowego partnera (Conan O'Brien, Marshawn Lynch, Annie Murphy, Kumail Nanjiani, Sharon Stone i Ken Jeong), dowiaduje się, że popełniono morderstwo, przesłuchuje trójkę podejrzanych, po czym nowy partner musi zdecydować kto popełnił morderstwo. Najgorzej, że scenarzyści w kółko wykorzystują te same patenty na użycie gości - Will Arnett gada komuś do słuchawki, każe poruszać się i mówić w określony sposób. Formuła bardzo szybko staje się przestarzała, przez co cała frajda z oglądania zależy od tego jak dobrze radzą, czy raczej NIE radzą sobie goście.

Murderville (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Zostało popełnione morderstwo... Znowu 

Terry Seattle i Kumail Nanjiani

 

Zagadki kryminalne nie są ani odkrywcze, ani nawet wyzywające widza aby użył większej ilości zwojów mózgowych niż zwykle. Detektyw Seattle sam zwraca swoim partnerom uwagę na to które elementy miejsca zbrodni mogą okazać się być istotne, więc w dalszej części odcinka wystarczy uważać na te trzy, może cztery detale i sprawa rozwiązana. Daleko temu do satysfakcjonującej telewizji kryminalnej, nawet biorąc pod uwagę zabawne monologi Arnetta lecące z offu, jak w klasyce kina noir. Tak więc raz jeszcze: właściwie cały sukces serialu spoczywa na barkach gości. I to oni są często największym problemem.

Oryginalna wersja serialu, czyli brytyjski "Murder is Successville" nie był przesadnie różny od dzisiejszej produkcji. Ich inspektor Sleet był może trochę bardziej subtelny i nie skakał po scenie jak aktor ze skeczu "Saturday Night Live" (albo Will Arnett w "Murderville") i amerykańskiej wersji brakuje dodatkowo parodii celebrytów, którymi raz za razem raczył nas oryginał, ale to z grubsza ta sama produkcja. Różnica polega na tym, że u Anglików do gościnnych występów brani byli bardzo różni ludzie, niekoniecznie zaznajomieni ze sztuką improwizacji, dzięki czemu już od pierwszego odcinka, nawet jeśli nie błyszczeli humorem, to nadrabiali to kompletnie nie mogąc wytrzymać dowcipów głównej części obsady i co chwilę wybuchając śmiechem. 

Po angielsku nazywa się to "corpsing", od rzeczownika "a corpse" czyli zwłoki. Dlaczego? Cholera wie! W każdym razie w amerykańskiej wersji większa część gości została dobrana w taki sposób aby nie wybuchać śmiechem za każdym razem kiedy Will Arnett, albo któraś z wtajemniczonych postaci pobocznych, powie coś zabawnego. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby przy okazji nadrabiali swoim niebagatelnym poczuciem humoru. Ale jeśli nawet Conan nie jest w stanie wykrzesać z siebie odrobiny entuzjazmu i stworzyć dobrego żartu to o czym my tu w ogóle rozmawiamy?

Najzabawniej wypadają odcinki z jednym z Eternals i seniorem Changiem. Materiał wciąż jest z grubsza ten sam, ale chłopaki mają z nim znacznie więcej frajdy. Arnett i scenarzyści starają się jak mogą żeby zapewnić widowni rozrywkę i faktycznie czasami im to wychodzi (scena z lustrem weneckim robi robotę), ale - i wiem, że  powtarzam się po raz kolejny, ale to naprawdę ważne - gdyby nie entuzjazm części gości, "Murderville" byłoby zwyczajnie nudne. Ogromna szkoda, bo sama koncepcja ma olbrzymi potencjał, a Will Arnett, ewidentnie czuje się komfortowo w roli Terry'ego Seattle. Jako głupkowata produkcja na weekendowy seans nada się idealnie, lecz do faktycznie dobrego serialu, czy nawet dobrej komedii dla każdego, wciąż trochę brakuje. Może drugi sezon rozwinie skrzydła, jeśli Netflix łaskawie go nie skasuje?

Atuty

  • Will Arnett;
  • Sytuacje, w których znajdują się goście mają duży potencjał;
  • Solidna połowa gościnnej obsady wie jak improwizować.

Wady

  • Niewykorzystana strona improwizacyjna, w której goście są wyraźnie nakierowywani na właściwe tory;
  • Druga połowa gości podchodzi do tematu zdecydowanie zbyt poważnie;
  • Zbyt proste zagadki;
  • Scenariusze pisane na zasadzie kopiuj-wklej.

"Murderville" mogło być nieziemsko dobrą komedią. Najlepsze momenty tytanów improwizacji, takich jak Ryan Stiles, czy Wayne Brady pokazują, że to możliwe. Niestety, tym razem, mimo starań obsady, na czele z jak zwykle świetnym Willem Arnettem, nie wyszło.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper