Red

Red Rocket (2022) – recenzja i opinia o filmie [UIP]

Kuba Koisz | 13.03.2022, 14:35

Gdy główny bohater wychodzi z autobusu na przystanku w Teksasie, słyszymy „Bye, Bye, Bye” NSYNC, co narzuca ton całej opowieści. Mamy do czynienia z człowiekiem, który mimo powrotu, zawsze ucieka, a odwiedzenie rodzinnych stron niczego nie zmienia, bo wkrótce może znowu zniknąć. Nie winimy go za to. Mikey jest gwiazdą porno, a kiedy zaczął mu się palić grunt pod nogami, wrócił do domu, aby przemelinować u dawnej partnerki. Brudna, bezzębna Ameryka w oparach metaamfetaminy oraz człowiek, który miał szanse się z niej wyrwać, aby powrócić z podkulonym ogonem – jest przed czym uciekać, ale być może problem tkwi w samym Mikeyu. 

Obraz Stanów zaprezentowany przez Seana Bakera pochodzi wprost z reportaży Charliego LeDuffa: to świat, w którym ekonomia i gospodarka zmiotły z planszy najsłabszych, a ludzie imają się przeróżnych zajęć, żeby związać jakoś koniec z końcem. Gdy naprawdę boli, jedyną ucieczką są używki. Mikey, nagrodzony wieloma branżowymi nagrodami aktor filmów dla dorosłych, szuka w podupadłej mieścinie nie tyle szczęścia, co chwili wytchnienia przed kolejnym wielkim planem, a jego największym walorem jest to, że do narkotyków ma stosunek czysto rekreacyjny (co rośnie w ziemi, jest dobre, a reszta – do wywalenia). Los Angeles wprawdzie go przerosło, ale wkrótce i prowincja również stanie się za duszna. Ten człowiek to czysta, seksualna (choć od jakiegoś czasu napędzana viagrą) energia. Czego nie dotknie, zmienia się albo w złoto, albo w pleśń. Chwilowo kima na kanapie swojej ex, ale prawdziwą szansą na odkupienie jest nastoletnia Truskawka, dziewczyna symbolizująca wszystko, co również w nim bywało niewinne. Rudowłosa, chociaż młoda i naiwna, doskonale wie, że podobnie jak Mikey przed laty musi uciec do większego świata, aby rozwinąć skrzydła. Na razie wie, że jest świetna w fellatio, ale może poza granicami Teksasu odkryje w sobie coś więcej. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Red Rocket

Trudno tak naprawdę opowiedzieć, o czym jest najnowszy film twórcy „The Florida Project”, tym bardziej, że w „Red Rocket” mamy więcej scen, które wyglądają jak wyjęte z dokumentu, a aktorzy często improwizują. Przyglądając się zmaganiom Mikeya, dostajemy wykład na temat Stanów Zjednoczonych, czyli kraju trzeciego świata z najlepszym PR i marketingiem z możliwych. W ten marketing w dalszym ciągu wierzą Mikey, Truskawka, a także wszyscy ludzie, którzy zajadają się pączkami w przydrożnych barach, a także piją przesłodzone napoje w półtoralitorwych kubkach, mimo że nie mają ubezpieczania zdrowotnego. Baker wprawdzie schodzi na dolne, dołujące rejestry, a jego nowy film mógłby być sprzedawany w dwupaku z „Nomadland”, ale jest tu sporo elementów komediowych, zazwyczaj generowanych przez jednego aktora. Simon Rex, który wcielił się w głównego bohatera, naprawdę grywał w porno, a to, co czyni przed kamerą Bakera, to coś więcej niż ciekawostka branżowa pokroju Sashy Grey występującej gościnnie w jakimś mainstreamowym serialu. Rex kroczy przez ten świat z podniesioną głową, oświetla plan swoją charyzmą, skrzy od emocji, a jego nadpobudliwość, mimo że wzięta w reżyserskie ryzy i tak wije się jak szalona. To magnetyczna kreacja, która zasługuje chociażby na nominację do Oscara. Czemu się to raczej nigdy nie zdarzy? Bo aktor reprezentował przez większość kariery nieco innego rodzaju ekspresję artystyczną? Nie wiadomo, ale uczynienie z Rexa centrum tej opowieści to castingowy strzał w dziesiątkę. Oczywiście metoda Bakera, czyli zatrudnianie naturszczyków, nie została zaprojektowana na potrzeby tylko tej produkcji, ale niewątpliwie udało mu się ją zaktualizować w bardzo nieoczywisty sposób. 

Tego typu kino może zostać łatwo pominięte w tegorocznych „must see” ze względu na humorystyczny akcent i pochodzenie zawodowe Rexa. To byłby duży błąd, ponieważ każdy element „Red Rocket” prowadzi do przejrzystego, artystycznego komunikatu reżysera. A brzmi on: pochyl się nad światem, który być może omijasz szerokim łukiem, bo na pewno nie doceniasz jego siły. Gdy w czasie jednej ze scen bohaterowie odpoczywają po seksie, oglądając przemówienie Donalda Trumpa skierowane do biedniejszej części Ameryki, to my, jako widzowie, powinniśmy podziękować Bakerowi, że wpuścił nas do tego łóżka. 

Atuty

  • Simon Rex jest tutaj wyśmienity
  • Jak i zdjęcia, drugi plan, muzyka
  • A montaż to zasługuje na oddzielny plus

Wady

  • Może nieco (może) przeciągnięty trzeci akt, ale to już zależy od tego, jak mocno wsiąkniesz w świat

"Red Rocket" to fabularna przeprawa o reportażowej wręcz wrażliwości. Ameryka, która fascynuje, ale na odległość. Ludzie, którzy fascynują, choć nie chcielibyśmy ich znać.

9,0
Kuba Koisz Strona autora
Dziennikarz filmowy i recenzent związany z polską branżą filmową od wielu lat. Autor tekstów, esejów i współpracownik magazynów i stacji telewizyjnych w tematach filmowych. Prywatnie fan boksu, ciężarów, SF i komiksów.
cropper