Reklama
Zorro: the Chronicles recenzja

Zorro: the Chronicles - recenzja i opinia o grze [PS5, PS4, XSX, XONE, PC, Switch]. Dziecinna maska

Krzysztof Grabarczyk | 24.06.2022, 11:03

Archetypiczna postać nocnych oraz dziennych mścicieli. Kapelusz, ciemna peleryna, obowiązkowa szpada. Popkultura często ukazywała perypetie Diega, Inez i wiecznie złego Monasterio na wszystkich jej gałązkach. Tym razem obejdzie się bez Antonio Banderasa, ponieważ dla młodszych odbiorców wydawca Nacon oraz BKOM Studios przygotowali bardzo kameralną gradaptację popularnego serialu animowanego. Zapraszamy do recenzji Zorro The Chronicles

Historia starsza od samego Batmana. Wspominamy nocną wersję Bruce'a Wayne'a nieprzypadkowo, ponieważ recenzowane Zorro The Chronicles poza oczywistymi inspiracjami serialem odwołuje się nieco komediowo do cyklu Batman: Arkham. Monasterio ponownie rości sobie prawa do wszystkiego w okolicy, więc dwójka samozwańczych mścicieli rozpoczyna ciasną krucjatę by przezwyciężyć autorytarną władzę dla dobra swojego ludu. Zorro de facto pozostawał ulubieńcem lokalnej publiczności, markując mundury pokonanych adwersarzy obowiazkowym symbolem "Z". Nie inaczej będzie tym razem. Nie zabraknie czarnego wierzchowca, Tornada. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Zorro: the Chronicles recenzja - Precz z dyktaturą

Zorro: the Chronicles - recenzja i opinia o grze. Walka

Niestety, nie pokierujemy rumakiem osobiście. Gra ogranicza rolę pupila wyłącznie do animacji (finisherów, przybycia oraz opuszczenia poziomów). Nie można mieć wszystkiego, choć nadal po ograniu Zorro The Chronicles żywię pełnią nadzieji na prawdziwie wysokobudżetowy projekt, najlepiej inspirowany dokonaniami brytyjskiego Rocksteady. Zorro The Chronicles korzysta z rozwiązań Arkhamverse. Pomijając totalnie cukierkową, bryłowatą i karykaturalną oprawę, słów kilka nadmienię o systemie walki. Gra zasadniczo opiera się na szpadlowaniu kolejnych przeciwników, bez zbędnego kombinowania, choć garść kombinacji ciosów wyciągniemy podczas bardzo generycznej rozgrywki.

Twórcy udostępnili całą mapę wraz z 18 punktami, do których możemy się udawać, jednak nie do końca selektywnie. By iść do końcowych misji należy ukończyć kilka poprzednich. Nie rozumiem zatem odsłaniania wszystkich kart na starcie, skoro misje i tak pozostają zblokowane. Brak tej niepewności jak długo jeszcze będziemy się męczyć. Zorro The Chronicles jest typowym, niewdzięcznym przedstawicielem gier na popularnej licencji, zwłaszcza wśród młodszej gawiedzi. Starsi wyjadacze grania nie mają tutaj czego szukać, nie ma nawet platyny, ponieważ całość niczym indyka nafaszerowano magiczną trzynastką pucharów\osiągnięć. Gdybyście jednak zechcieli wcielić się w animowanego Zorro, przyda się doświadczenie z grami Rocksteady, choć twórcy gry traktują temat bardzo powierzchownie. 

Operując jednocześnie kamerą, zważając na ikonę kontry (tutaj pod "trójkątem" lub Y), kontrolę tłumu i sukcesywnego zadawania obrażeń bawimy się w naśladowanie Batmana w Arkham. Niestety, system walki choć słusznie bazuje na zasadach Rocksteady, czyni to nieudolnie, niczym najgorszy uczeń. W przeszłości mieliśmy już przykłady inspiracji Arkhamverse, lecz Zorro The Chronicles to najsłabsza implementacja. Responsywność leży, kontrowanie jest totalnie opóźnione, podobnie jak przeskakiwanie nad głowami przeciwników. Korzystamy z elementów otoczenia by pozbywać się wrogów. Stosujemy nawet identyczne taktyki z przeciwnikami uzbrojonymi w tarczę czy broń. Jest tutaj coś z Batmana prócz czarnej peleryny. Szkoda, że potraktowane tak zachowawczo. Ten system walki opierał się na dużej grywalności, niestety Zorro czyni rzecz odwrotną od zamierzonej. Naturalnie przemieszczamy się po prowizorycznych budynkach, oznaczamy wrogów z odległości. Zaszczepiono większość mechanik współczesnych skradanek, gier przygodowych, koncepcji znajdziek oraz obowiązkowych wyzwań. Niestety z bardzo przeciętnym rezultatem. Ukończenie gry zajmie średnio 5-6 godzin. Zabójcza powtarzalność. 

Zorro: the Chronicles recenzja - Dziecko Zemsty

Zorro: the Chronicles - recenzja i opinia o grze. Skradanie

Recenzowane Zorro The Chronicles od strony wizualnej jest interaktywną wersją serialu. Ubolewam nad faktem licznych błędów na stopie wydajności oraz wpadek technicznych. Przy takiej prostocie oprawy, miałkiego oświetlenia, czerstwych animacji, twórcy winni nie dopuścić do tak karygodnych wpadek. Jasne, istnieje coś takiego jak aktualizacja, lecz mimo wszystko, słabo. Grywalność częściowo udaje się zachować przez podobieństwa do Arkhamverse. Kolejną analogią jest różnica pomiędzy Diego a Inez. Ta niczym Kobieta-Kot atakuje bardzo szybko, obowiązkowo z biczem. Każdy poziom oferuje cel główny, czyli uwolnić grupkę więźniów, dokonywać sabotaży, ukraść fortunę, zniszczyć pompę wodną nasączoną trucizną, do znudzenia. Nudzą jeszcze bardziej powtarzalne aktywności pod patronatem generycznych wyzwań, rozwieszania plakatów. 

Wszystko by wpadła cząstkowa premia. Za zdobywane złoto kupimy nowe umiejętności. Wszystko co znamy z poprzednich gier tego typu jest również pod maską Zorro. Ta gra nie jest też żadnym wyzwaniem natomiast nawarstwieniem ikonek na danym obszarze i interakcjom pasuje do estetyki gry mobilnej. I takie też miałem wrażeniem spędzając czas przy Zorro The Chronicles. To propozycja napisana pod adresem najmłodszych odbiorców przy zapożyczeniu mechanik "dużych" superprodukcji. Kojarzy się z latami 2003-2004, gdy rynek zalewały pełno wątpliwej jakości gry na licencji. Jeśli jesteście rodzicami a Wasze pociechy uwielbiają animowaną inkarnację Zorro, proszę bardzo. Reszta lepiej niech wraca do Arkham. Nic tu po Was. 

Ocena - recenzja gry Zorro: The Chronicles

Atuty

  • Próba odtworzenia systemu walki z Batman: Arkham
  • Licencja serialu animowanego

Wady

  • Strona techniczna
  • Słaba responsywność
  • Maksymalny recykling poziomów
  • Zerowe wyzwanie
  • Brak silnej narracji

Zorro The Chronicles nie kryje nawet bycia tytułem na licencji. Wszystko potraktowano absolutnie zachowawczo, bez przywiązywania wagi do mechaniki rozgrywki. Inspiracje najlepszymi w fachu zmarnowano na rzecz miałkiej, generycznej narracji. Starszy gracz niczego tutaj nie znajdzie, o ile nie jest rodzicem.
Graliśmy na: PS5

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper