Alma (2022) – recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Dziewczyna z lustra
Grupa nastolatków wracających ze szkolnej wycieczki bierze udział w dziwnym wypadku autokarowym. Nienaturalna mgła i przebijające zza niej czerwone światła przerażają zarówno młodzież, jak i ich opiekunów, w efekcie prowadząc do wypadnięcia pojazdu z trasy. Większość pasażerów zginęła na miejscu. Jedną z ocalałych jest dziewczyna, na którą wszyscy mówią Alma, choć ona sama nie ma pojęcia kim jest.
Nowa propozycja Hiszpanów to typowa nastoletnia drama połączona z horrorem. Brzmi jak kompletnie normalne, często spotykane parowanie, jasne, lecz różnica między dzisiejszą produkcją, a faktycznie dobrym serialem jest taka, że w tym drugim oba te elementy łączą się ze sobą i wzajemnie uzupełniają, podczas gdy „Alma”, czy też „The girl in the mirror”, jak nazywają go Amerykanie, w niektórych odcinkach jest historią miłosną, w innych opowieścią o demonach i dziwnych kultach religijnych, jeszcze kiedy indziej produkcją o duchach, a czasami po prostu dramatem obyczajowym. I żaden z tych wątków nie klei się w naturalny sposób z pozostałymi. To po prostu dziewięć godzin kompletnego chaosu, w większości pozostawiającego widza z uczuciem niedosytu i zawodu. Chociaż przyznać trzeba, że zanim widz przekona się, że zmarnował właśnie bezpowrotnie kawał życia, kolejne odcinki ogląda się całkiem nieźle.
Alma (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Trochę horror, trochę romansidło
Grupa przyjaciół imprezuje sobie beztrosko podczas ostatniej nocy przed powrotem do domu ze szkolnej wycieczki. Mimo pewnych tarć i tajemnicy związanej ze śmiercią jednego z nich wiszącej w powietrzu, widać, że cała grupa jest sobie bliska. Deva (Claudia Roset) zachęca Almę (Mireia Oriol) do zabawy, mówiąc, że tego właśnie chciałaby jej siostra. Tom (Alex Villazan) wyraźnie ma się ku jednej z dziewczyn, Roque (Nil Cardoner) jest typowym zabawowym chłopem z torbą extasy w kieszeni, a Martin (Javier Morgade) spogląda czule w kierunku gospodarza chatki w której mieszkają, Bruna (Pol Monen). Upojna noc przeradza się w szary dzień, a w trakcie podróży powrotnej dochodzi do wspomnianego już wypadku. Szybko jednak okaże się, że wypadek był nim tylko z nazwy, ponieważ został przewidziany już dawno temu i musiało do niego dojść. Jak kult pragnący przywrócić do naszego świata jakiegoś demona ma się do głównej bohaterki cierpiącej z powodu zaników pamięci i nawiedzającego ją ducha? Cóż. Tylko pobieżnie.
Historia Almy regularnie kłóci się z tą o demonach, a łączy je w zasadzie tylko ten wspólny początek. Nasza główna bohaterka nie pamięta kim jest, nie pamięta swojej przeszłości, a patrząc na zdjęcia czuje, że ona to nie ona. Widzieliśmy już ten wątek w wielu lepszych produkcjach. Każdy widz w pół sekundy ułoży sobie jedną, lub dwie teorie na temat tego co naprawdę się tu dzieje i gwarantuję, że jedna z nich będzie tą właściwą. Kiedy serial w końcu wyłoży karty na stół, nikt, kto choć trochę uważał nie będzie zaskoczony. Tak samo w temacie ducha nawiedzającego główną bohaterkę. Aż korci mnie aby napisać tu z którego dokładnie serialu scenarzyści „Almy” podprowadzili ten zwrot akcji (oczywiście dużo lepszego), ale byłaby to zbyt wyraźna wskazówka, a więc i potencjalnie spoiler dla osób, które go oglądały. Nie żeby warto było tracić czas na dzisiejszą propozycję czerwonego N.
Sporo czasu poświęcono oczywiście wątkom romantycznym, bo przecież to właśnie na nich najbardziej zależy ludziom, kiedy puszczają sobie horror. Kolejne historie są zróżnicowane pod względem par (męsko-męska, męsko-żeńska, żeńsko-żeńska), lecz samo ich prowadzenie jest już nijakie i trudno się w nie raczej wciągnąć. Zasadniczo wszystkie po kolei służą jedynie jako tło, lub narzędzia do pchania naprzód tej demonicznej części historii.
Wątek demonów, tak jak nie jakoś przesadnie oryginalny, jest chociaż wciągający. W tego typu historiach wszystkie chwyty są dozwolone, a jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia scenarzysty, więc zwroty akcji wywracające wszystko do góry nogami można wyciągać jak króliki z kapelusza. Odpowiedzialny za serial Sergio G. Sanchez wydaje się zdawać z tego sprawę, ponieważ kiedy fabuła akurat przypomni sobie, że ma być horrorem, kolejne wydarzenia mają i dobre tempo i co chwilę dowiadujemy się czegoś nowego, wrogowie zamieniają się w przyjaciół i odwrotnie. Szkoda więc, że kiedy na ekran po raz ostatni wjeżdżają napisy końcowe, widz zostaje z ręką w nocniku, ponieważ odkrycie lwiej części sekretów tego wątku twórcy zostawili sobie na następny sezon. Jeśli kiedykolwiek go dostaną. Nienawidzę, kiedy twórcy wykręcają nam takie numery. Dobrze chociaż, że wątek Almy został poprowadzony od początku do końca, co jednak tylko wzmacnia we mnie poczucie, że pan Sanchez nie miał sensownego pomysłu jakby tu te dwa wątki ze sobą połączyć.
Alma (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Poprawna realizacja, ale nic ponad to
Aktorzy spisują się w swoich rolach raczej poprawnie, nawet jeśli nikt nie jest przesadnie wybitny. Może jedynie Mireia Oriol zasługuje na wyróżnienie, ponieważ przypadła jej podwójna, a pod pewnymi względami nawet i potrójna rola, ale i tutaj nie jestem w pełni zadowolony, ponieważ można było postarać się mocniej oddzielić od siebie poszczególne postacie. Zyskałaby na tym i intryga i sama płynność opowieści, ponieważ bez tego jedynym co pomagało mi odróżnić na kogo patrzę były ubrania i akcesoria. Zdecydowanie niewykorzystany potencjał i zastanawiam się na ile jest to wina reżyserów, a na ile po prostu braki w warsztacie aktorki.
Od czasu do czasu w serialu pojawiają się postacie generowane komputerowo. Nie robią może nie wiadomo jak wielkiego wrażenia ilością detali, czy projektem, ale w obrębie tego, co próbowali uzyskać twórcy spisują się bardzo przyzwoicie. Ich ruchy są mocno nienaturalne i jakby pozbawione części klatek animacji, co w grze video wyglądałoby raczej kulawo, ale w serialu nadaje im własnego, unikalnego charakteru. Prócz nich można zobaczyć jeszcze tego ducha, o którym wspominałem, lecz tutaj nie specjalnie jest o czym rozmawiać i większość domorosłych grafików spokojnie strzeliłaby taką animację w chwilę, moment na swoim domowym komputerze.
Trzeba przyznać „Almie”, że potrafi zbudować klimat. Czy mówimy o duchach, czy uczuciach, albo po prostu ogólnej atmosferze niepewności, serial bardzo pewnie i długotrwale buduje napięcie. Alma z wolna idącą po nitce do kłębka po obcym dla siebie domu, powolne odkrywanie co wydarzyło się z Larą i jaki wpływ na resztę miała jej śmierć, zastanawianie się komu bohaterowie mogą ufać, a kto tylko czeka by wbić im przysłowiowy nóż w plecy. Wszystkie te pojedyncze momenty budowane są sprawnie i sprawiają, że serial ogląda się bardzo przyjemnie. Dodatkowo jest to produkcja europejska, więc o chowanie nagich ciał, czy uciętych głów nie musimy się martwić. Tak naprawdę serial rozpada się dopiero, kiedy po skończeniu oglądania okazuje się, że wątki, które śledziliśmy prowadzą donikąd, a na jakiekolwiek odpowiedzi poczekamy sobie przynajmniej do następnego sezonu, wszystkie te pojedyncze momenty zaczynają tracić na znaczeniu. Nie wykluczam, że kolejny sezon rozwinie skrzydła, spoi ten lekko chaotyczny pierwszy w sensowną całość i okażę się produkcją godną polecenia. Ale sam w sobie, pierwszy sezon nie powala i na razie trochę szkoda na niego czasu.
Atuty
- Potrafi długo i skutecznie budować klimat;
- Historia Almy, choć przewidywalna, potrafi zaintrygować.
Wady
- Rozwarstwiona, niepołączona ze sobą fabuła;
- Prócz wątku Almy raczej niesatysfakcjonująco rozwinięty i bez porządnego finału;
- Niewykorzystany przez aktorkę potencjał postaci Almy;
- Środek trochę się dłuży.
„Alma” być może będzie kiedyś bardzo dobrą historią, ale o tym przekonamy się dopiero z nadejściem kolejnych sezonów. Pierwsze dziewięć odcinków jest nieskoncentrowane, a kiepsko połączone ze sobą wątki powodują, że czujemy się jakbyśmy oglądali (przynajmniej) dwa różne seriale, a raczej wstęp do nich.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych