Los Espookys (2018)

Los Espookys (2018) - recenzja, opinia o 1 i 2 sezonie serialu [HBO]. Apogeum abstrakcyjnej telewizji

Piotrek Kamiński | 17.09.2022, 20:00

Wesoły got, mroczno-kolorowy dziedzic czekoladowego imperium, asystentka dentysty i jej siostra otwierają firmę zajmującą się rekreacją kina grozy w prawdziwym świecie. O dziwo, znajdują klientelę. Nic w tym serialu nie ma sensu i jednocześnie, jakimś cudem, wszystko trzyma się kupy. Czegoś tak dziwnego jeszcze nie oglądałeś.

Jednym z producentów serialu jest Fred Armisen, który z resztą gra też wujka głównego bohatera. Jego talent można było podziwiać w wielu filmach i serialach, zazwyczaj w raczej niewielkich, pobocznych rolach. Był też przez jakiś czas stałym członkiem "Saturday Night Live", a jeśli ma czas, to wali w bębny w kapeli robiącej nastrój w "Late night with Seth Meyers". Podejrzewam jednak, że dla takich pierników jak ja, na zawsze będzie on już nieśmiertelnym "Panem Miskuzi" z durnej, amerykańskiej komedii z 2004 roku, pod tytułem "Eurotrip". Granie z pozoru cichych i spokojnych oblechów i innych dziwolągów wychodzi mu zaskakująco dobrze, a to, co zaprezentował w tamtym filmie nie ma nawet startu do tak jego roli, jak i całego serialu "Los Espookys".

Dalsza część tekstu pod wideo

Los Espookys (2018) - recenzja 1 i 2 sezonu serialu [HBO]. Firma oferująca horror ma żywo 

Firma Los Espookys w całej okazałości

Głównymi bohaterami serialu jest czwórka przyjaciół. Renaldo (Bernardo Velasco) jest kimś w stylu gota - uwielbia horrory, nosi się na czarno, z dużą ilością łańcuchów, siatek, glanów i innego mroku. Jest przy tym jednak bardzo wesołych, pełnym entuzjazmu człowiekiem. Jego najlepszym przyjacielem na świecie jest Andres (Julio Torres), błękitnowłosa primadonna z mroczną przeszłością - został adoptowany przez swoich obecnych rodziców, właścicieli wielkiej fabryki czekolady, a tożsamość jego biologicznej rodziny pozostaje owiana tajemnicą. Kiedy do zrealizowania nietypowego projektu potrzebna jest im dziewczyna, uderzają do swojej przyjaciółki, Ursuli (Cassandra Ciangherotti), której najbardziej niezwykłą cechą jest to jak zwyczajną i normalną jest osobą. Tego samego nie da się natomiast powiedzieć o jej siostrze, Tati (Ana Fabrega), dziewczynie zdającej się żyć w zupełnie innym świecie, wykonującej niecodzienne zawody, takie jak bycie ludzkim krokomierzem, czy przepisywanie książek z audiobooków. Otwierają wyżej wspomnianą firmę za namową Tico (Fred Armisen), wujka Renaldo, który odkąd pamięta zawsze chciał parkować ludziom samochody, więc cierpliwie dążył do tego celu, aż w końcu dopiął swego i został parkingowym.

W kolejnych odcinkach pojawiają się postacie takie jak "potwór morski", "księżyc", "martwa Miss Meksyku", "wyglądająca jak lalka Barbie ambasadorka USA" i tym podobne ciekawostki. Fabuły - przygotowane w większości przez członków obsady - są kompletnie niedorzeczne. Pełno w nich sytuacji nie z tego świata i kompletnie odklejonych od rzeczywistości zachwowań, które dla bohaterów są jednak czymś zupełnie normalnym. To pozbawiony logiki świat, który odmawia zauważenia, że coś z nim nie tak. Po pierwszym odcinku myślałem, że będzie to produkcja nie dla mnie, że nie przełknę takiej ilości absurdu, lecz brnąłem dalej. Już w drugim zacząłem akceptować rzeczywistość "Los Espookys", a z końcem sezonu byłem wręcz pod wrażeniem, jak względnie składna jest to opowieść.

Los Espookys (2018) - recenzja 1 i 2 sezonu serialu [HBO]. Chaos (chyba) kontrolowany 

Najprawdziwsi kosmici

Drugi sezon, którego pierwszy odcinek dopiero co zadebiutował na HBO max, powstał aż cztery lata po pierwszym, więc naturalnie zastanawiałem się, czy ten ze wszech miar niezwykły charakter oryginału udało się zachować. I raz jeszcze otwarcie sprawiło mi lekki zawód, aby finalnie śpiąc wszystko jedną, udekorowaną cekinami i czekoladą klamrą. Drugi sezon robi prawdopodobnie nawet lepsze wrażenie niż pierwszy, ponieważ wszystkie te z pozoru niepowiązane ze sobą wątki, wszystkie te zwroty akcji na pół gwizdka, odbijające w kompletnie nieprzewidywalne kierunki, wywołujące śmiech i jednocześnie sprawiające zawód, wszystko to zostało stworzone w głowach scenarzystów w bardzo konkretnym celu, który ujawni się przed końcem ostatniego, szóstego odcinka.

Słowa uznania należą się również osobom odpowiedzialnym za efekty specjalne serialu. Nasi bohaterowie nie mają wielkiego zaplecza finansowego, zasadniczo pracując za drobniaki (a czasami za ciasteczka) i widać to również na ekranie. Przygotowane przez nich potwory i elementy scenografii rzeczywiście wyglądają jak coś zrobionego za sto złotych. W podobnym tonie utrzymane są paranormalne postacie i miejsca nie mające związku z pracą Los Espookys. Taniocha bije po oczach od początku do końca - od kostiumów, przez scenografię, na oświetleniu kończąc. W każdym innym serialu tak nędzne wizualia zostałyby natychmiastowo zmieszane z błotem. Tu jednak jest to nierozerwalna część kodu DNA całego projektu i zauważalnie większy budżet tylko zepsułby cały efekt.

Humor w "Los Espookys" jest tak samo dziwaczny, jak wszystko inne, ale jeśli widz zdecyduje się wytrwać przy serialu, a więc zaakceptuje jego odmienność, to i humor powinien do niego trafić. Co do jakości gry aktorskiej, to jest ona szalenie trudna do sprecyzowania. Praktycznie wszyscy bohaterowie serialu zachowują się nienaturalnie, bardziej jak kosmici, albo roboty niż ludzie, przez co trudno określić, czy aktor jest słaby, czy doskonały w tym co robi. Jedyną postacią, która można "zmierzyć" w miarę standardowo jest Ursula, bo tylko ona jest w pełni normalna. Ale i tutaj jej apatia i całkowity brak zainteresowania dziwnymi zachowaniami całej reszty sprawia, że wypada ona zwykle raczej płasko - co zapewne było zamysłem twórców.

"Los Espookys" to serial jak żaden inny i mówię to z całą powagą, na jaką stać mnie bezpośrednio po obejrzeniu obu sezonów ciurkiem. Zdecydowanie trzeba mieć specyficzne poczucie humoru aby kupić proponowany przez twórców klimat, ale jeśli mamy tu jakichś fanów totalnej abstrakcji, dla koloru podszytej groteską i grozą znaną z kina klasy Z, to sugeruję sprawdzić "Los Espookys". To niemalże chodząca definicja określenia "produkcja nie dla każdego".

Atuty

  • Specyficzny, z początku sprawiający wrażenie randomowego, ale ostatecznie bardzo precyzyjny humor;
  • Zaskakująco składna fabuła poszczególnych sezonów;
  • Wyraziste, na swój sposób sympatyczne postacie;
  • Klimat bardzo niskobudżetowych horrorów;
  • Właściwie wszystko co ma związek z Tati.

Wady

  • Bardzo, ale to bardzo specyficzny klimat, raczej dla niewielkiej części widowni.

"Los Espookys" jest jak regionalne przysmaki z egzotycznych krajów - bardzo dobre, ale trzeba przyzwyczaić się do smaku, formy i właściwie wszystkiego. To pełna absurdów komedia, która jest dumna ze swojej odmienności. Niby chaotyczna, a jednak w pełni zaplanowana. Intrygująca. Nie dla każdego.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper