The Last Oricru

The Last Oricru - recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, PC]. Mistyczny soulslike w brutalnym świecie fantasy

Maciej Zabłocki | 02.11.2022, 22:00

The Last Oricru było jednym z tych tytułów, którego rozwój śledziłem z niekłamaną przyjemnością. Brałem wcześniej udział w kilku pokazach przedpremierowych, a nawet wyjechałem do Pragi, by móc zobaczyć grę na kilka miesięcy przed premierą. To nie jest wielka, wysokobudżetowa pozycja, dlatego podchodzę do niej z nieco większym dystansem i większą tolerancją na wszelkie wpadki. Ale The Last Oricru potrafi się dobrze obronić. 

Gra została zaprojektowana przez studio GoldKnights, czyli weteranów gier RPG, którzy chcieli wskoczyć na ten rynek z bardzo fajnym pomysłem. Postanowili więc połączyć kilka różnych światów, osadzając akcję w średniowieczu z domieszką science-fiction, które przeplata technologiczne, nowoczesne i przyszłościowe wątki. Grę do testów otrzymałem na konsolę PlayStation 5 i byłem bardzo ciekaw, jak twórcy poradzili sobie z optymalizacją. Wcześniej bowiem testowałem The Last Oricru wyłącznie na komputerach osobistych i zdarzały się momenty wyraźnych spadków płynności. Developerzy zapewniali mnie jednak, że do momentu premiery większość z nich zostanie wyeliminowana, bo optymalizacja to proces, który zostawia się na sam koniec. 

Dalsza część tekstu pod wideo

The Last Oricru będzie doskonałym wejściem do świata soulslike dla niezdecydowanych 

TLO-1

Na łamach PPE mogliście już wcześniej przeczytać o The Last Oricru. Wspominałem o tej grze kilkukrotnie, a osoby niezaznajomione z tytułem zapraszam do zapoznania się z poprzednim wpisem, w którym dziele się swoimi wrażeniami. Przez blisko rok twórcy uczynili wyraźny postęp, znacznie zmieniając nie tylko szaroburą oprawę graficzną, ale dodając o wiele więcej szczegółów, poprawiając przy tym animacje, płynność zabawy, czy implementując szereg nowych czarów, a także modyfikując nieco wygląd interfejsu. Do aspektów technicznych przejdę jednak w dalszej części tego tekstu. 

Zacznijmy od fabuły, która w grach RPG powinna grać pierwsze skrzypce, lecz w The Last Oricru, mam wrażenie, jest jakby dodatkiem do samej rozgrywki. GoldKnights pokazywało wcześniej głównie zabawę w trybie co-op i wyraźnie widać, że historię zaprojektowano w taki sposób, by można ją było swobodnie przechodzić we współpracy z dobrym przyjacielem. Trafiamy na planetę Wardenia w wyniku awarii naszego statku kosmicznego. Główny bohater, zwany Silver, trafił do tego miejsca kompletnym przypadkiem, a po kolizji stracił przytomność. Niestety, gdy postać otwiera wreszcie oczy, ku naszemu zaskoczeniu, znajdujemy się w mało przyjaznej komorze, gdzie po chwili zostajemy zamordowani. Kompletnym przypadkiem jednak, Silver ma nieśmiertelne moce i chwilę po utracie życia potrafi odrodzić się na nowo. Trafiamy w sam środek konfliktu pomiędzy dwoma rasami, które za wszelką cenę spróbują przekonać nas do swoich racji aż do momentu dołączenia do którejś ze stron. 

TLO-2

To ma fundamentalne znaczenie dla dalszych losów naszego bohatera. Zaraz po rozpoczęciu zabawy przechodzimy krótki samouczek, który wprowadza nas w arkana walki mieczem czy sztuk magicznych. Gdy całość już opanujemy, będziemy zobowiązani do podejmowania wielu przeróżnych wyborów w trakcie przechodzenia głównej kampanii. Co najważniejsze jednak, decyzje mają bardzo duże znaczenie w kontekście przebiegu historii, znacząco na nią wpływając i zmieniając bieg wydarzeń. Gdy rozmawiałem z jednym z developerów, wielokrotnie usłyszałem, że warto będzie przejść The Last Oricru po raz drugi, by zobaczyć te drugą stronę medalu, ale uważam, że tutaj nawet trzecie podejście będzie miało dużo sensu. Pod tym względem zostałem dosłownie zmieciony z planszy - GoldKnights zrobiło bowiem coś, co nie udawało się nawet znacznie większym i o wiele bardziej rozbudowanym studiom. CDProjekt mógłby się tutaj wiele nauczyć, bo pozorne wybory w Cyberpunku nawet nie stały obok tych z The Last Oricru. Każda decyzja niesie konsekwencje, których znaczenie poznamy prędzej czy później. 

Ciekawe jest także to, że kilkukrotnie w trakcie przechodzenia gry trafiamy do tych samych lokacji i tych samych miejscówek, w zależności od wybranej strony konfliktu. Przebieg fabuły i sama perspektywa zmienia się jednak w doprawdy wielkim zakresie, oferując kompletnie odmienne spojrzenie na praktycznie to samo wydarzenie. Duże znaczenie ma lojalność i przywiązanie do poznanych po drodze bohaterów. Gdy jej dopilnujemy, otrzymamy konkretne bonusy i z pewnością nie będziemy żałować. Celowo jednak nie chcę zdradzać efektów i korzyści, ale chylę czoła przed GoldKnights, bo sztuka podejmowania wyborów jest w The Last Oricru zdecydowanie największym atutem (a także sporym, pozytywnym zaskoczeniem). 

The Last Oricru to także rozbudowany system walki mieczem i posługiwania się magią czy bronią dystansową

TLO-3

Podstawy rozgrywki oparto na klasyce gatunku soulslike, co oznacza, że niezbędne w trakcie walki będą uniki, przewroty i bloki postawione w odpowiednim momencie. Na naszej drodze pojawią się wrogowie dysponujący olbrzymią siłą, których będziemy zmuszeni tłuc przez kolejne kilkanaście długich minut. Gdy zostaniemy ranni, konieczne będzie uleczenie się. W tym może nam pomóc współtowarzysz grający w co-opie. Oczywiście twórcy nie zapomnieli też o możliwym łączeniu poszczególnych mechanik. Mamy, dla przykładu, opcje wyczarowania dużego pasa energii, który po przejściu przez wrogów poraża ich, a przy tym paraliżuje, dając nam przestrzeń do wyprowadzenia skutecznego ciosu. Te zostały podzielone na lekkie i ciężkie. Ponadto mamy do dyspozycji sztuczki magiczne i zaklęcia obszarowe, które potrafią narobić dużo szumu, a przy tym są bardzo fajnie animowane i prezentowane. 

Co muszę zaznaczyć w tej recenzji, gra nie należy do szczególnie łatwych, ale też nie wyciśnie z Was siódmych potów. To bardzo przyjemny próg wejścia do gatunku soulslike, gdy chcecie poznać jego podstawy i założenia, ale nie męcząc się przy tym z grupą pierwszych przeciwników. W trakcie rozgrywki będziemy zbierać szereg różnych przedmiotów, które potem znajdziemy w naszym ekwipunku. Będą to, rzecz jasna, nowe zbroje, miecze czy fiolki z eliksirami. Dzięki regularnej wymianie "sprzętu" możemy oczywiście poprawić nasze statystyki i możliwości, zyskując na sile czy zdrowiu, a w trakcie przechodzenia gry dostaniemy kolejne poziomy i co za tym idzie, punkty za które wykupimy nowe umiejętności. Nie mogło też zabraknąć ognisk znanych z serii Dark Souls, prawda? Tutaj twórcy stworzyli specjalne machiny, które otwierają nam swój komputerowy panel do logowania do sieci, ilekroć do nich podejdziemy. Przy takich maszynach możemy zapisać rozgrywkę, ulepszyć postać czy zregenerować życie i manę. 

The Last Oriclu nieco kuleje jeśli chodzi o aspekty techniczne. Graficznie również pozostawia sporo do życzenia

Same animacje i sposób poruszania się pozostawiają jednak wiele do życzenia. Nie są może szczególnie drewniane, ale jednak widać, że daleko im do najlepszych gier dostępnych na rynku. Nie miałem z tym jednak większego problemu, bo byłem świadom pewnych ograniczeń, także budżetowych. Dużo gorzej wypada jednak płynność na PlayStation 5. Gra potrafiła się co jakiś czas przyciąć i wyraźnie zwolnić w trybie 60 klatek. W ogóle odnoszę wrażenie, że rzadko kiedy było "betonowe" 60 ramek obrazowych, ale przez większość czasu cieszyłem się wystarczającą płynnością, więc na bank mówimy gdzieś o 45 czy 50 klatkach (patrząc, rzecz jasna, na oko). Nie próbowałem włączyć TLO w 30, bo to byłaby już mocna tragedia dla moich oczu. Niestety oprawa graficzna nie rzuca na kolana, wobec czego sam proces optymalizacji mógł zostać przeprowadzony znacznie lepiej. Ale być może twórcy w przyszłości wydadzą aktualizacje, która poprawi stabilność i działanie tego tytułu. Zobaczymy. 

Drobne problemy występują też przy doczytywaniu tekstur czy detekcją kolizji w trakcie pojedynków. Zdarzało się również, że praca kamery podczas odtwarzanych cut-scenek pozostawiała nieco do życzenia, prezentując dziwnie dobrany obszar rozmowy lub lokacji. Także mimika postaci (czy ich wyrażanie emocji) pozostawia nieco do życzenia, szczególnie w grze wydanej w 2022 roku. Pod względem technicznym The Last Oricru bardziej przypomina produkcje z dawnych lat, a porównanie tej gry do Gothica jest w mojej ocenie całkiem słuszne. Podstawę buduje tu jednak świetny klimat i sztuka wyborów, która wręcz broni tej pozycji przed zalewem gorszych ocen. Sporo oczek w dół muszę jednak przyznać, bo nawet na mocnym komputerze TLO potrafi zwolnić czy chrupnąć. Wielka szkoda. Na szczęście tu i ówdzie zdarzają się widoczki, które potrafią zachwycić, a sam wykreowany świat jest ciekawy i zajmujący. W końcu połączenie fantasy i science-fiction musiało wypaść dobrze. Nieco gorsze są projekty modeli potworów i przeciwników, ale... przynajmniej odpowiednio je zróżnicowano. Ludzie i szczury wyglądają komicznie i mało szczegółowo, ale to w końcu niezbadany i alternatywny świat fantasy. 

The Last Oricru to gra pełna sprzeczności. Mam wrażenie, że trafi w gusta tych osób, które uwielbiały wcześniej Gothica i potrafią przymknąć oko na pewne aspekty techniczne. Niestety, fabuła nie jest tu może szczególnie porywająca, ale same wybory i prowadzenie historii potrafi wciągnąć na długie godziny. Tych potrzeba ok. 20 na ukończenie The Last Oricru w całości, ale dochodzi jeszcze sporo questów pobocznych, a niektóre z nich są doprawdy ciekawe. Dla fanów gatunku soulslike, może to być tytuł nieco zbyt prosty. Dla tych, którzy nie chcą się męczyć wcale, twórcy przygotowali poziom trudności o nazwie "tryb fabularny", który jednak sprawia, że walki przestają mieć jakikolwiek sens. Są mozolne i pozbawione dynamiki, wobec czego przesadzono w te drugą stronę. Fajnie, gdyby potyczki pozostawały choć trochę angażujące. Ale być może taki był plan, by gracz w tym przypadku zapoznał się z historią. The Last Oricru polecam więc głównie fanom staroszkolnych RPG z widokiem z trzeciej osoby. 

Ocena - recenzja gry The Last Oricru

Atuty

  • Bardzo wciągający tryb kooperacyjny
  • W tej grze wybory faktycznie mają znaczenie i warto przejść te pozycję drugi raz
  • Mamy wiele możliwości rozwoju naszego bohatera, co uważam za duży plus
  • Tytuł segmentowany jest jako AA, więc cena w tym przypadku zachęca do zakupu
  • Finalnie bawiłem się całkiem nieźle, a nawet zdarzyło się kilka twistów fabularnych, co było zaskakujące
  • Klimat, czyli połączenie średniowiecza z science-fiction to nietypowa, ale bardzo udana kompozycja

Wady

  • Fabuła pozostaje tylko tłem do zabawy i nie jest szczególnie wciągająca
  • Graficznie mogłoby być lepiej (momentami gra wygląda jak pozycja z późnego PS3)
  • Topornie niczym w Gothicu, ale dla mnie to nie był duży problem, bo uwielbiam gry Piranha Bytes
  • Wyraźne problemy z detekcją kolizji
  • Słabe animacje i mimika twarzy postaci
  • Wyraźne spadki animacji na PS5 (tryb 60 klatek raczej rzadko dobija do 60 klatek)

The Last Oricru to pozycja kwalifikowana do gatunku AA, wobec czego miałem nieco niższe wymagania. Mam pewien sentyment do tego tytułu, bo widziałem go wielokrotnie na pokazach przedpremierowych i śledziłem regularny postęp prac developerów. To dobra gra do wejścia w gatunek soulslike i bardzo fajna odskocznia od premier dużych blockbusterów. A jeśli macie z kim grać w co-opie, będzie jeszcze lepiej!

Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper