One Piece Film: Red (2022) - recenzja filmu [Toei Company]. Szalona jazda, która nie bierze jeńców
Fani anime są ostatnio rozpieszczani przez polskie kina - niedawno mogliśmy cieszyć się seansami nowej, pełnometrażowej odsłony Dragon Balla, teraz do kin trafia One Piece Film: Red. Miałem okazję obejrzeć produkcję na dużym ekranie i mam... bardzo mieszane odczucia.
Zacznijmy od tego, że wielkim fanem serii One Piece nie jestem. Swego czasu byłem w anime nieco wkręcony, zaliczałem też wszystkie gry, jakie wychodziły na kanwie mangi i anime, ale daleko mi do osoby, która na bieżąco śledzi wątki w liczącym już blisko 1000 odcinków serialu animowanym. Stąd też nie wiedziałem do końca czego się spodziewać, choć sam fakt, że całość była konsultowana z ojcem mangi, Eiichiro Odą, był tutaj z pewnością na plus.
One Piece Film: Red (2022) - recenzja filmu [Toei Company]. Ponad podziałami
Historia zabiera nas na malowniczą wyspę Elegia, gdzie odbywa się ogromny koncert idolki Uty, znanej na całym świecie piosenkarki. Na imprezie nie mogło rzecz jasna zabraknąć załogi Słomkowego Kapelusza z Luffym na czele, ale i przedstawicieli marynarki czy innych ekip pirackich. Tak jakby miało dojść tu do wydarzeń, które zmienią losy świata, ale nie uprzedzajmy faktów. Po pierwszych 15-20 minutach zadałem sobie pytanie czy aby na pewno nie wyrosłem już z tego typu anime. To co działo się na ekranie było bowiem tak infantylne, że zacząłem się wręcz zastanawiać jaki błąd popełniłem w życiu, że trafiłem na ten seans.
Z czasem jednak scenariusz nabiera wigoru i drugiego dna, a sielska sceneria zmienia się w bardziej mroczną. I choć fabuła od pewnego momentu jest już dość przewidywalna, a miejscami wręcz bardzo naiwna, to losy bohaterów, głównie dzięki ciekawym retrospekcjom i zwrotom akcji, śledzi się z zainteresowaniem. Okazuje się bowiem, że Uta to przyjaciółka Luffy'ego z dzieciństwa i córka znanego pirata Shanksa, co z czasem tylko zagęszcza atmosferę w konflikcie, który ogarnie cały świat i zmusi do zjednoczenia się pewnych osób ponad podziałami.
One Piece Film: Red (2022) - recenzja filmu [Toei Company]. Koncert w kinie
Pamiętacie intro do Final Fantasy X-2, czyli koncert Yuny, której głosem zaśpiewała Koda Kumi? Oglądając One Piece Film: Red miałem momentami wrażenie, że oglądam j-popowy koncert i w sumie... podobało mi się. Słucham azjatyckiej muzyki dość regularnie, bardzo cenię sobie twórczość Utady Kikaru, Miki Nakashimy czy Tsukiko Amano i oglądając film momentami miałem wrażenie, jakbym przeniósł się na koncert do Japonii. Dość surrealistyczny jeśli chodzi o sposób opowiadania fabuły i samą oprawę, ale wokalnie już niczego sobie, wszak przeboje śpiewane przez idolkę wykonała Ado, 20-letnia piosenkarka z Japonii, której debiutancki singiel z 2017 roku obejrzało ponad 250 milionów osób. Popowo-rockowe utwory z filmu nie są może w klimacie pirackich przygód, ale stanowią pewien powiew świeżości i szybko wpadają w ucho.
I właśnie ten niezwykły śpiew Uty jest motorem napędowym całego scenariusza układającego się w pewien rodzaj musicalu, co nie każdemu przypadnie do gustu. W wielu momentach to właśnie kolejne teledyski opowiadają nam historię, a taka mieszanka nie zawsze się sprawdza i walki prowadzone w rytm kolejnych utworów wydają się momentami bardzo chaotyczne. Klasyczna animacja miesza się tu z komputerową - w kilku scenach wypadło to bardzo dobrze, w kilku nie wszystko się udało, ale ogólnie poziom wizualny filmu jest zadowalający. Problem miałem jedynie z niektórymi walkami, które są bardzo chaotyczne i ciężko czasem zorientować się kto tak naprawdę kogo bije.
One Piece Film: Red (2022) - recenzja filmu [Toei Company]. Co to za ludzie?
Choć z tego co wiem film nie wchodzi do kanonu, to jednak pojawia się w nim masa postaci i wątków z regularnego serialu. I choć jako autonomiczna historia całość broni się całkiem nieźle, to jednak z racji tego, że nie śledzę na bieżąco losów Luffy'ego miałem momentami problem z nagromadzeniem wątków i postaci, których osobiście nie znałem, a które potrafiły pojawić się na ekranie na chwilę i rzucić jakimś tekstem, który zrozumieją tylko osoby mocno siedzące w fandomie. Jasne, smaczki i nawiązania dla fanów są w takich produkcjach bardzo ważne, ale odniosłem wrażenie, że momentami twórcy chcieli wepchnąć do filmu za dużo takich atrakcji, co trochę burzyło płynność narracji i odciągało uwagę od głównej osi fabularnej.
I chyba przede wszystkim ze względu na brak odpowiedniego nakreślenia sylwetek bohaterów oraz praw rządzących tym światem nie jest to film dla każdego, kto chciałby po prostu obejrzeć ciekawie opowiedzianą historię anime. Trzeba jednak posiadać choćby minimalną wiedzę o tym kim jest załoga Słomianego Kapelusza, dlaczego ciało Luffy'ego rozciąga się jak guma i o co chodzi z tą gadającą pandą. Film nie podrzuca bowiem żadnych drogowskazów dla „niefanów”, pędzi momentami na złamanie karku i nie bierze w tej kwestii jeńców. Nie będzie więc dobrym pomysłem, aby od tego filmu zacząć przygodę z uniwersum One Piece. Dla mniejszych lub większych fanów może to być już całkiem przyjemne, choć dość specyficzne przeżycie.
Atuty
- Utwory wpadające w ucho
- Retrospekcje budujące relacje między bohaterami
- Smaczki dla fanów
- Momentami naiwna, ale ciekawa koncepcja fabularna
Wady
- Nagromadzenie postaci
- Chaotyczne walki
- Druga część filmu bardzo przewidywalna
- Forma musicalu nie zawsze się sprawdza
Przyjemny seans dla fanów One Piece, ale dla mniej wtajemniczonych będzie to ciężkostrawna przeprawa.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych