Reklama
Menu (2022)

Menu (2022) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Czy zdobędą gwiazdkę Michelin?

Piotrek Kamiński | 16.11.2022, 21:00

Anya Taylor-Joy zostaje zaproszona na wykwintną kolację w znajdującej się na prywatnej wyspie restauracji, której szef kuchni słynie ze swoich niepowtarzalnych, zahaczających o dzieła sztuki dań.

Chciałbym kiedyś spróbować fine diningu. Zawsze fascynowały mnie zdjęcia plasterka mięsa na pokrytym mchem pieńku, podpisane jako "dzik z truflą" (200zł), czy coś w tym stylu. Kompletnie tego nie rozumiem, czemu zapewne zawdzięczam tę niezdrową fascynację. Płaci się nierzadko kolosalne kwoty, słucha o tym jakie wino sparowano z tym konkretnym daniem i dlaczego, wychodzi wciąż deczko głodnym, a mimo to mam znajomych, którzy nie mogą wyjść z podziwu jakie to specjały przygotował dla nich szef kuchni i szczuplejsi o półtora tysiąca polecają doświadczyć tego na własnej skórze. Czy to ich mózgi podświadomie naginają rzeczywistość, bo skoro wydali tyle pieniędzy, to musiało się opłacać, czy może jest w tej pieczołowicie zaplanowanej prostocie jakaś magia, a ja zwyczajnie muszę się przełamać i odwiedzić na przykład "Epokę" Marcina Przybysza aby się o tym przekonać? Jaka nie byłaby prawda, twórcy dzisiejszego filmu zdają się nie być fanami koncepcji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Menu (2022) - recenzja filmu [Disney]. Od przystawki po deser

Szef kuchni, Julian Slowik

Margot (Anya Taylor-Joy) towarzyszy Tylerowi (Nicholas Hoult) w jedynej w swoim rodzaju kolacji. Ekskluzywna restauracja Hawthorne znajduje się na wyspie Hawthorne, a prowadzi ją szef kuchni... Nie, nie Hawthorne. Slowik (Ralph Fiennes). Całe przyrządzane przez nich jedzenie pochodzi z wyspy. Hodują własne zwierzęta, uprawiają rośliny, łowią ryby. Można powiedzieć, że są czymś w rodzaju komuny - wszyscy mieszkają, żyją i pracują razem. Wyraźnie podchodzą do swojej pracy śmiertelnie poważnie.

Margot i Tyler nie są oczywiście jedynymi gośćmi. Niełatwo jest dostać stolik w Hawthorne, dlatego każda z pozostałych zaproszonych osób jest na swój sposób wyjątkowa. Krytyczka kulinarna Lillian (Janet McTeer) odkryła mistrza Slowika lata temu. Richard i Anne (Reed Birney i Judith Light) to stali bywalcy, wielokrotnie już goszczący na wyspie. Jest też gwiazdor filmowy (John Leguizamo), który osobiście przyjaźni się ze Slowikiem i jego asystentka, trzech korpo byczków pracujących dla właściciela wyspy, a więc i restauracji oraz... Mama szefa kuchni.

Fabuła jest piekielnie wręcz prosta, co, patrząc z perspektywy, może wywoływać zawód u części widowni. Bardzo szybko dowiadujemy się co i jak, więc naturalnym jest, że nauczeni innymi filmami z zagadkowymi fabułami, czekamy na jakiś zwrot, na przełamanie, które zrekontekstualizuje dotychczasowe wydarzenia, lecz ten nigdy nie następuje. Ponad tę pierwszą niespodziankę, którą w znacznym stopniu zdradza już zwiastun, nie ma tu już niczego zaskakującego - może ewentualnie sam ten fakt, ŻE już nic dalej się nie zmienia. W kilku miejscach opowieść zdaje się szykować do zrzucenia na widzów jakiejś bomby, lecz eksplozja nigdy nie następuje. Zastanawiam się czy to zabawne igranie z oczekiwaniami widza, podobnie jak Slowik gra ze swoimi gośćmi, czy po prostu bylejakość scenariusza. Jeśli to pierwsze, to w trakcie seansu nie widziałem tego w ten sposób.

Menu (2022) - recenzja filmu [Disney]. Autorzy dbają o najmniejsze detale

Nazywam się Margot

Elementem którym "Menu" wybija się wysoko ponad konkurencję jest jego warstwa techniczna i ogólnie reżyseria. Każdy jeden ruch kamery i ujęcie zostały pieczołowicie zaplanowane, aby pokazać widzom dokładnie tyle, ile zobaczyć powinni. Od dryfowania między postaciami, przez deczko niewygodne kąty, kiedy oko kamery skupia się na Slowiku, na apetycznych zbliżeniach na same dania, połączonych z listą składników kończąc. Sama wyspa i skąpany we mgle zachód słońca służą za garnish, podczas gdy daniem głównym bez dwóch zdań są popisy aktorskie obsady. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że cały film jest zasadniczo kinematograficznym analogiem wykwintnej kolacji w utytułowanej restauracji.

Najważniejszymi postaciami są rzecz jasna Slowik i Margot. Fiennes uaktywnia swojego wewnętrznego Lorda Voldemorta, lekko jedynie temperując jego skłonność do szczerzenia się jak wariat. Szef kuchni niczego nie robi przypadkiem - tyczy się to zarówno jego kunsztu, jak i mowy ciała. Jest bardzo oszczędny, nad wyraz opanowany i przy tym świdruje człowieka tymi swoimi głęboko osadzonymi, wielkimi oczami, najczęściej utkwionymi bezczelnie w Margot, tak ostentacyjnie rujnującej swoim istnieniem jego doskonałe menu. Taylor-Joy jak zwykle jest miła dla oka, pełna charyzmy i skrytej za niesamowicie wielkimi, szerokimi oczami inteligencji. To ona jest głosem ludzi nie będących fanami fine diningu. Jej szczerość i ledwie skrywana odraza zarówno do gości, jak i samego Slowika i jego dań wielokrotnie powoduje wybuchy śmiechu wśród widowni, dzięki czemu niemalże natychmiast zaczynamy z nią sympatyzować.

Reszta obsady również zasługuje na pochwały. Czy mówimy o bez reszty zakochanym w wysublimowanych kulinariach Nicku Houlcie, czy o równie zakochanej, ale w samej sobie Janet McTeer, albo doskonale irytującym Johnie Leguizamo. Wszyscy są świetni w swoich rolach i oglądając film po prostu czuć, że świetne bawili się na planie. Kiedy cała obsada prezentuje różne stopnie bycia zepsutym, wzajemne prześciganie się kto będzie bardziej nieznośny musi być świetną rozrywką.

"Menu" to pięknie wykonany i zagrany film, który jednak zawodzi nieco prostotą scenariusza i bezcelowością części wątków. Być może taki właśnie był zamysł twórców i z perspektywy czasu jestem w stanie go docenić, lecz wychodząc z filmu byłem odrobinę zawiedziony fabułą. Na szczęście świetnie rozpisany czarny humor mi ją zrekompensował. Wciąż nie wiem, czy iść w końcu na jakąś wykwintną kolację, czy lepiej darować sobie dwa posiłki i mieć akurat na PSVR2. Wiem natomiast, że zaraz po filmie pognałem do swojej ulubionej burgerowni. Czyli jakieś wrażenie jednak "Menu" na mnie zrobiło!

Atuty

  • Świetnie zagrany, właściwie bez słabych ról;
  • Piękne zdjęcia i praca kamery;
  • Solidny czarny humor;
  • Świetna chemia między Fiennesem i Taylor-Joy;
  • Cały film jest niczym kinowa wersja kolacji proponowanej przez Juliana Slowika.

Wady

  • Część wydarzeń zdaje się do czegoś zmierzać, po czym zmienia zdanie i po prostu się urywa;
  • Logiczne można się do kilku detali przyczepić. 

"Menu" to precyzyjnie zaplanowana i odegrana czarna komedia bawiąca się z oczekiwaniami widza. Metafora w metaforze, absolutnie godna uwagi. Szczersze polecam, nawet jeśli zabawa formą nie zawsze mi podeszła.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper