Like a Dragon: Ishin! - recenzja gry, opinie [PS5, PS4, XOne, XSX, PC]. Wyjątkowa podróż do czasów samurajów
Swego czasu marka Yakuza miała spore problemy na Zachodzie, gdzie Sega po prostu nie chciała wydawać kolejnych odsłon swojej flagowej japońskiej serii. W tamtym właśnie okresie zadebiutowała Yakuza: Ishin!, jeden z tych tytułów, którego tłumaczenia na angielski gracze pożądali najbardziej. Czy odświeżone Like a Dragon: Ishin! wciąż wzbudza zachwyty?
Gdy Yakuza nie zdołała podbić serc Zachodnich graczy tak mocno jak oczekiwała tego Sega, japońska korporacja postanowiła nieco wstrzymać się z ekspansją serii na nasze rynki i wydawała u nas wyłącznie "pewniaki", które miały szansę się jakkolwiek sprzedać jak Yakuza 3, czy Yakuza Dead Souls, aczkolwiek Yakuza: Kenzan! czy Ishin! ominęły praktycznie cały świat, skupiając się wyłącznie na japońskim rynku. Przez wiele lat myśleliśmy, że Sega nigdy nie odważy się przetłumaczyć obu gier, bo Zachodni gracze by ich po prostu nie zrozumieli, na szczęście wielkie sukcesy pozostałych odsłon serii i Ghost of Tsushima pokazały Japończykom, że naprawdę chcemy poznawać ich kulturę.
Like a Dragon: Ishin! - fabuła
Aby w pełni zrozumieć historię jaką przedstawia nam Like a Dragon: Ishin! trzeba się trochę zagłębić w japońską historię i ówcześnie panujące zasady społeczne. Końcówka ery Edo w jakiej to rozgrywa się akcja recenzowanej produkcji była bardzo burzliwym okresem - przybysze z Zachodniego świata sporo namieszali w Kraju Kwitnącej Wiśni, przez co zaczęły upadać podziały klasowe oraz ściśle związany z nimi etos samurajów. Podczas swojej przygody z omawianym tytułem często natkniecie się na zapewne obce sobie określenia jak Goshi czy Joshi, które laikowi nie powiedzą praktycznie niczego, a ich znaczenia trzeba będzie się uczyć z kontekstu obserwowanych wydarzeń.
Oczywiście znajomość japońskiej historii nie jest wymagana do tego, aby cieszyć się fabułą gry, aczkolwiek takowa po prostu odrobinę ułatwi zrozumienie wagi tego co się dzieje na ekranie. Weźmy sobie na początek prosty przykład. Like a Dragon: Ishin! zaczyna się od sekwencji, w której matka prosi przybyłych samurajów o pomoc dla swojej ciężko chorej córki, która to bez pomocy lekarza mogłaby nawet umrzeć - z jej strony jest to jednak gigantyczna oznaka braku szacunku dla ich pozycji, przez co drwią z niej i niewzruszenie mówią, że ich to nie obchodzi. Dla nas jest to kulturowo sytuacja dość dziwna i raczej wskazywała by na to, że to ci samuraje są raczej tymi złymi gburami którym należy się łomot. W ówczesnej Japonii było jednak inaczej i nawet jakby ta dziewczynka zmarła na tej ulicy, nikt nie uznałby w tym winy tych samurajów. Co prawda to nieludzkie zachowanie, ale z punktu widzenia prawa, tradycji i kodeksu - oni mieli rację. Życie samuraja jest warte więcej niż życie umierającego dziecka.
Dlatego też gdy do akcji wkracza nasz bohater Sakamoto Ryoma, wzbudza to tak wielkie emocje. Występuje on bowiem przeciwko całemu znanemu wtedy kodeksowi, skazując samego siebie na potępienie, a być może nawet i śmierć. Teoretycznie niezależnie od tego czy znasz kulturowy kontekst takich wydarzeń i tak zrozumiesz o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego Ryoma ma przerąbane, aczkolwiek ta znajomość da ci nieco więcej światła na zaistniałą sytuację. No dobra, wróćmy jednak do tego co najważniejsze. Czy fabuła remake'u Yakuzy: Ishin! jest tak dobra jak w przypadku pozostałych odsłon serii?
Like a Dragon: Ishin! to znakomita lekcja historii
Jak już wspomniałem wcielamy się tu w jegomościa znanego jako Sakamoto Ryoma, który to jest oczywiście bazowany na Kiryu z głównej sagi Yakuza. Jako doskonale wyszkolony ronin powraca z rocznej wyprawy i w swojej rodzinnej wsi w prowincji Tosa dołącza do partii swego "brata" znanego jako Takechi Hanpeita. Wspólnie ze swoim adopcyjnym ojcem Yoshidą Toyo pragną położyć kres podziałom społecznym i zaprowadzić równość w całym regionie. Niestety szybko okazuje się, że staruszek zostaje na naszych oczach zamordowany, a my i nasz brat jesteśmy oskarżeni o jego zabójstwo. Tak oto Sakamoto Ryoma opuszcza rodzinne strony i przenosi się do japońskiej stolicy znanej jako Kyo (dziś Kyoto), gdzie zamierza odnaleźć zabójcę ojczulka.
Pierwsze tropy prowadzą nas do organizacji Shinsengumi, której to najważniejsi członkowie posługują się tym samym stylem walki co zamaskowany wojownik, czyli stylem Tennen Rishin. Aby zatem dorwać sprawcę tej strasznej zbrodni dołączamy do wspomnianej organizacji jako Saito Hajime. Bez dalszego spoilerowania wspomnę tylko, że fabularnie recenzowane Like a Dragon: Ishin! uderza w bardzo poważne, niekiedy mroczne tony i pozostawia nas niejednokrotnie z pytaniami natury moralnej. Na przestrzeni całej opowieści poznacie tutaj również wiele głównych i pobocznych postaci bazowanych nieco na głównej serii Like a Dragon, a więc co za tym idzie znalazło się tu miejsce dla Haruki czy Goro Majimy.
Na co szczególnie warto zwrócić uwagę to fakt, iż fabularne środowisko omawianej dziś produkcji jest w 100% bazowane na prawdziwych postaciach i miejscach z japońskiej historii, aczkolwiek nieco je zmodyfikowano na potrzeby odpowiedniej narracji. Oznacza to więc, że takie osoby jak Sakamoto Ryoma, Yoshida Toyo, Saito Hajime czy organizacja Shinsengumi istniały naprawdę! Ba, deweloperzy przykładają ogromną wagę do wierności historycznej, dlatego nawet oficerowie tejże organizacji noszą te same imiona i tytuły co naprawdę, a do tego gdy mieszkańcy Kyo nazywają ich w grze "Wilkami z Mibu", odnoszą się do prawdziwych historycznych określeń. Najnowsza pozycja Ryu Ga Gotoku studio jest zatem jedną wielką lekcją historii! Jedyne czego być może mi tu ciut brakuje, to bardziej rozwiniętych glosariuszy opisujących owe postacie, bo o ile laikom to wystarczy, tak pasjonaci tematu będą musieli sięgnąć do zewnętrznych źródeł informacji.
Like a Dragon: Ishin! - rozgrywka to czysta poezja
Jeśli zaś chodzi o samą rozgrywkę, tutaj deweloperzy naprawdę bardzo dobrze postarali się o to, aby każdy gracz i każdy fan Yakuzy był zadowolony. Like a Dragon: Ishin! realizuje wszystkie schematy doskonale znane miłośnikom poprzednich odsłon serii. Mamy więc tutaj relatywnie małe miasteczko, które możemy poznać na wylot, a podczas jego eksploracji co jakiś czas natkniemy się na zadania poboczne jakie możemy wykonywać w zamian za nagrody - te oczywiście nie są byle jakie, tylko za prawie każdym razem przedstawiają nam jakąś większą ciekawszą opowieść i realne problemy realnych ludzi. Sam system walki oddaje do naszej dyspozycji cztery możliwe style bojowe - walkę na pięści, używanie miecza, wykorzystywanie broni palnej oraz styl mieszany gdzie w jednej dłoni trzymamy ostrze, w drugiej zaś pistolet. Za zdobywane poziomy doświadczenia możemy rozwijać swoje umiejętności, a niektóre poblokowane opcje otwieramy dzięki uczestnictwu w specjalnych szkoleniach.
Nie zabrakło tu również bardzo licznych mini-gierek bazujących na tradycyjnych japońskich grach planszowo-karcianych, kultowego karaoke, czy też ekonomicznej zabawy w spłacanie gigantycznego długi rodziców Haruki, która w zamian za pomoc pozwala nam mieszkać w swoim rodzinnym domku jaki możemy z kolei nieco urządzić. No i oczywiście wisienka na torcie, czyli całe zgraje bandziorów czy innych awanturników, którzy co 20 kroków proszą się o srogi łomot. Jest tu dosłownie wszystko to za co kochacie Yakuzę i to czego może w niej nie lubicie Samo zaliczenie fabuły zajmuje około 25 godzin, ale gdy będziecie chcieli wbić 100%, spędzicie tu dobre 100-120 godzin.
Jak oczywiście wiadomo, Like a Dragon: Ishin! to remake wydanego w 2014 roku Ryū ga Gotoku Ishin!. Tym razem deweloperzy zdecydowali się odejść od autorskiego silnika Dragon Engine i postawili na Unreal Engine 4. Czy była to dobra decyzja? W moim odczuciu jak na eksperymentalny projekt na świeżym dla zespołu silniku wyszło to całkiem fajnie. Like a Dragon: Ishin wygląda całkiem ładnie i działa płynnie bez większych problemów z wydajnością. Oczywiście nie macie co tutaj liczyć na graficzne wodotryski, bo tytuł wciąż wychodzi na PlayStation 4 i Xbox One, więc technologicznie musi dopasować się do 10 letnich sprzętów. Graficznie remake poprawia swój oryginał pod dosłownie każdym względem, choć co ciekawe niekiedy zmienia wizualny projekt wielu ważnych postaci, aby ten pasował bardziej do twarzy jakie znamy z nowoczesnych odsłon Yakuzy.
Niestety nadal widać tu pewne budżetowe braki i sporą dozę ostrożności jaką Sega przyjmuje wobec tego projektu, bo cała masa postaci pobocznych to swoimi modelami pamięta jeszcze czasy PlayStation 3, a ich kanciaste głowy czy ubrania mogą nieco zmierzić graficznych purystów. Tak to podczas swojej przygody z Like a Dragon: Ishin! nie doświadczyłem zbyt wielu błędów, więc generalnie można ten eksperyment z nowym silnikiem uznać za bardzo udany.
Like a Dragon: Ishin! - Czy warto zagrać?
Podsumowując, czy warto jest zagrać w Like a Dragon: Ishin!? Oj i to jeszcze jak! Każdy kto czekał na tę premierę tak samo jak ja zapewne już dawno kupił swój egzemplarz i samodzielnie lata już po Kyoto, aczkolwiek całej reszcie z was gorąco polecam ten remake. To stara dobra Yakuza którą znacie i kochacie, a do tego osadzona w fantastycznie zrealizowanym settingu historycznym. Oby tylko Sega wzięła się w garść i w następnej kolejności dostarczyła nam remake Yakuza: Kenzan!.
Ocena - recenzja gry Like a Dragon: Ishin!
Atuty
- Fantastyczny klimat!
- Wciągająca i pełna zwrotów fabuła
- Genialny system walki
- Mnóstwo atrakcji i mini-gierek
- To po prostu stara, dobra Yakuza
Wady
- Niektóre modele pobocznych postaci są mocno kanciaste
- Tu i ówdzie drobne błędy
Like a Dragon: Ishin! to świetne odświeżenie fantastycznej i unikatowej produkcji. Dla fanów Yakuzy i japońskiej historii pozycja obowiązkowa!
Graliśmy na:
PS5
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (62)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych