Suzume (2023)

Suzume (2022) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Makoto Shinkai odcina kupony?!

Piotrek Kamiński | 23.04.2023, 20:00

Suzume Iwato jest zwykłą uczennicą, która pewnego dnia poznaje tajemniczego mężczyznę, od którego zacznie się jej podróż po Japonii, aby uratować życia milionów ludzi i przy okazji spojrzeć z odpowiedniej perspektywy na własne. Towarzyszyć jej będą gadające krzesło i lekko demoniczny kot, o wielkich oczach. W końcu to Japonia.

Twórcę, czy raczej autora dzisiejszego filmu poznałem zupełnym przypadkiem. Szukałem sobie czegoś do obejrzenia i mignęła mi gdzieś recenzja "Your Name". Nie zainteresowałem się nim od razu, ale moją uwagę przykuło, że autor wlepił mu bez zastanowienia maksymalną notę i podsumował, że to jedna z jego ulubionych fabuł... Ever. Szkoda byłoby zignorować aż tak mocną polecajkę, więc ostatecznie udało mi się znaleźć blu-raya w dosyć sensownej cenie, zamówić, zaczekać i usiąść. Kiedy dwie godziny później siedziałem na napisach końcowych rozbity i rozklejony jak porzucona nastolatka, a fontannę łez dodatkowo napędzał kompletnie nieziemski utwór "Nandemonaiya" zespołu Radwimps, nie potrafiłem nawet zebrać dobrze myśli. Kilka godzin później z pracy wróciła żona i jak tylko udało się położyć syna spać, puściłem film jej, samemu chętnie zaliczając drugi seans. I znowu końcówka (tak naprawdę to pewnie z 1/4 całego filmu, ale trochę upraszczam) zniszczyła mnie kompletnie. Od tamtej pory obejrzałem jeszcze "Garden of words" (piękny) i "Weathering with you" (lżejszy, ale wciąż porządny). Praktycznie z miejsca stałem się fanem pana Shinkaia, choć zdziwiło mnie trochę jak niewielkie wrażenie (poza warstwą audio/video) zrobił na mnie jego ostatni film. Założyłem jednak, że to taki tam po prostu inny klimat, może nie aż tak rezonujący z moją osobą. Z bólem serca donoszę, że i dzisiejsza "Suzume" tak jak jest absolutnie porządnym, fenomenalnie wyprodukowanym filmem, z niezłym morałem, tak pod względem budowy scenariusza, dramaturgii i przekazu nie wyrwał mnie z kapci.

Dalsza część tekstu pod wideo

Suzume (2022) - recenzja filmu [UIP]. Dwa dna historii

To nie jest Suzume

W najbardziej oczywisty sposób "Suzume" jest kinem drogi. Główna bohaterka wyrusza w podróż po niemałej części Japonii, aby naprawić błąd, który popełniła, narażając przy tym cały kraj i jego mieszkańców na niebezpieczeństwo. Po drodze pozna wiele życzliwych jej osób (na szczęście samych porządnych), które pozwolą jej lepiej docenić życie i otaczających ją ludzi.

Prawdopodobnie najważniejszą z tych nowych osób jest Sota, odrobinę od niej starszy, przystojny chłopak o długich, czarnych włosach, szukający niesprecyzowanych ruin i stojących w nich drzwi. Prócz bycia zwykłym studentem w Tokio, rodzina Soty trudni się również pilnowaniem aby drzwi łączące nasz świat z wiecznością - zazwyczaj ulokowane w miejscach porzuconych i zapomnianych - pozostawały zamknięte. W innym wypadku może się przez nie wydostać pradawna siła, której jedynym celem jest sianie zniszczenia. Japonia ma bogaty panteon duchów, bogów i innych yokaiów, więc było z czego wybierać projektując wątek spirytualistyczny filmu. Ale tak jak sama mitologia Kraju Kwitnącej Wiśni jest szalenie wręcz ciekawa, tak już przedstawienie tego wątku w filmie raczej nie powala. Odnoszę wrażenie, że wykorzystano go w filmie głównie użytkowo, aby usprawiedliwić podróż Suzume i niewiele ponad to. Szkoda, bo takie rozwarstwienie spłyca ostateczne doznania z obcowania z filmem.

Suzume (2022) - recenzja filmu [UIP]. Piękne audio i video

Spotkanie po latach

Filmy Shinkaia nazywane są czasami następcami Hayao Miyazakiego i tak jak ich style są chyba tak różne, jak to tylko możliwe, tak obaj panowie niezaprzeczalnie podpisują się tylko i wyłącznie pod najwyższą możliwą jakością animacji. Modele postaci u autora dzisiejszego filmu nigdy nie były przesadnie ekstrawaganckie i nie wyróżniają się niczym szczególnym (idealne przeciwieństwo projektanta postaci serii „Final Fantasy”), lecz ich ruchy, czy zachowanie materiału na ich ubraniach zawsze zahaczały o rotoskopię, czy inne sztuczki – wyglądały jak żywe. Nie ma też mowy, aby ograniczać się do standardowej dla animacji liczby 12 klatek na sekundę. Ruchy postaci są czasami aż nazbyt płynne, wpływające lekko na teren doliny niesamowitości, co akurat w tym przypadku jak najbardziej jest plusem.

Ostatecznie jednak, tym czym Shinkai wygrywa z konkurencją są niesamowicie piękne, ręcznie malowane tła i efekty pogodowe. Widząc bohaterów na tle zachodzącego słońca, skąpanych głębokimi pomarańczami, fioletami i granatami możesz mieć niemal pewność, że patrzysz na wrażliwość estetyczną tego konkretnego reżysera. Do tego zajęte własnym życiem wioski i pełne przepychu miasta – styl Shinkaia tyleż nurza się w klasyce, co jest tak niepodważalnie jego, że ciężko pomylić go z czymkolwiek innym i to do tego stopnia, że podmieniłem w zdjęciach do recenzji jedną z grafik na kadr z „Your Name” i nikt, kto nie przeczytał faktycznie tekstu (a takich osób za każdym razem jest raczej sporo) nie zauważy nawet, że coś jest nie tak.

Muzyką do filmu po raz kolejny zajęli się Radwimps i tak jak od początku słychać w klawiszach, delikatnie nadających ton kolejnym scenom, że to niezaprzeczalnie oni, tak brakowało mi jakiejś takiej melodii, która zostałaby ze mną na dłużej. „Sparkle” - główny motyw „Your Name” - chodził za mną tak długo, aż nie sprawdziłem wersji z tekstem (która od lat jest gościem na mojej standardowej playliście na Spotify), a wspomniana już „Nandemonaiya” jest jedną z moich ulubionych piosenek ever (zainteresowanym polecam anglojęzyczną wersję w wykonaniu zespołu „Golden Boys” - miazga), tak ostatecznie film nie zaproponował mi ani jednego utworu, z którym chciałbym zapoznać się lepiej. Pewnie i tak to zrobię, ale wyraźnie widać tendencję spadkową!

„Suzume” to trudny w ocenie film. Czystko audio-wizualnie prezentuje się wręcz wyśmienicie, co i raz zaskakując widza kolejnymi zapierającymi dech panoramami, przejściami i detalami animacji, każdorazowo podkręconymi odpowiednio melancholijnie skomponowaną ścieżką dźwiękową. Bohaterowie są sympatyczni, a motyw spirytualistyczny jak zawsze interesujący, choć mam wrażenie, że tym razem nie jest on naturalną częścią szerszej historii, a zwykłym zapalnikiem kolejnych wydarzeń. Nie kupiłem też uczucia rodzącego się między bohaterami. Zdecydowanie mocniej za struny mojego serca pociągnął kotek, Regent – szczególnie na samym końcu filmu. A jeśli bardziej niż ludźmi przejmujesz się lekko demonicznym kotkiem z gigantycznymi oczami, to znaczy, że coś jednak nie zagrało. Jak na Shinkaia jest tak sobie, ale ostatecznie i tak jest to opowieść warta grzechu. Zachęcam aby skoczyć na „Suzume” do kina również ze znacznie bardziej egoistycznego powodu – im więcej osób go zobaczy, tym większa szansa, że w przyszłości będzie nam dane obejrzeć na wielkim ekranie inne, japońskie animacje.

Atuty

  • Nieziemska animacja;
  • Przesympatyczni bohaterowie (nawet ci bardziej śliscy);
  • Klimatyczna muzyka;
  • Zgrabny i wzruszający morał.

Wady

  • Mógłby lepiej zgrać wątek spirytualistyczny z rozwojem postaci i szerszą fabułą;
  • Tempo scenariusza prosi się o lepsze wyrównanie.

„Suzume”, jak na Makoto Shinkaia, jest filmem ledwie poprawnym, ale biorąc pod uwagę imponujący dorobek reżysera, oznacza to i tak głębokie przeżycia na poziomach tak wielu, że nie mam tu miejsca, aby je opisać. Ja oglądam dzisiaj po raz setny „Your Name”, ale Tobie zalecam seans „Suzume” - zobacz o co tyle hałasu i daj się porwać.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper