Randka, bez odbioru (2023)

Randka, bez odbioru (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Drugiej raczej nie będzie

Piotrek Kamiński | 26.04.2023, 21:02

Odwrócenie ról, które znamy z setek głupich komedii romantycznych z lat dziewięćdziesiątych i wcześniej. Prosta duszyczka zakochuje się po uszy, nie mając pojęcia, że kiedy to drugie mówi, że na co dzień zajmuje się "sprzątaniem", nie ma na myśli mycia podłóg. Cała różnica polega na tym, że tym razem to facet jest prostym, gapowatym farmerem, a kobieta znanym na całym świecie szpiegiem.

Znowu wyjdę na seksistę, czy innego mizogina, ale cóż począć. Tak naprawdę bardzo bym chciał aby nowy film Dextera Fletchera był świetnym, skrojonym pod jego gwiazdy kinem akcji z komediowym pazurem. Szczerze kibicuję tego typu produkcjom, bo przeraża mnie alternatywa - w ostatnich latach dostajemy zdecydowanie zbyt wiele komedii pozbawionych serca i dobrze rozpisanych żartów (a już najbardziej mam dosyć ludzi mówiących, że za dużo wymagam od komedii, czy filmów dla dzieci, tak jakby gatunek w jakikolwiek zwalniał je z obowiązku bycia kompetentnie przygotowanymi produkcjami), a do filmów akcji pcha się "silne postacie kobiece", które są po prostu chodzącymi ideałami, ze wszystkim radzącymi sobie najlepiej i najszybciej. Tylko że jeśli główny bohater od razu jest doskonały, to gdzie stawka, gdzie napięcie? I wiesz co? "Randka, bez odbioru", w jakimś stopniu, jest winna obu tych grzechów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Randka, bez odbioru (2023) - recenzja filmu [Apple]. Nietrafiony casting mógł położyć cały film

Twarzowcy

Film zaczyna się od bodajże najbardziej niezręcznego wstępu w dziejach komedii romantycznych. Cole (Chris Evans) i Sadie (Ana de Armas) poznają się na giełdzie kwiatów, czy innych targach rolnych. On jest niemiły, ona dziwnie cierpliwa. Ich kłótnia, choć dosyć delikatna i nosząca znamiona zwykłego przekomarzania się, jest absolutnie pozbawiona walorów humorystycznych. Chwilę później już są na pierwszej, również deczko niezręcznej randce, a trzy uderzenia serca dalej już w łóżku.

Scena ta nie działa na przynajmniej kilku poziomach. Po pierwsze, Evans i Armas nie mają absolutnie żadnej romantycznej chemii na ekranie. Są bardziej jak siostra i starszy brat, niż potencjalni kochankowie i odczucie to towarzyszy widzowi właściwie od początku, do końca filmu. Słyszałem, że rola Sadie miała przypaść Scarlett Johansson, z którą Evans występował w parze już wielokrotnie. Myślę, że tamten układ miał o wiele większe szanse na powodzenie, tak więc szkoda, że Scarlett ostatecznie odpadła.

Druga sprawa, to jak ten film jest okrutnie zamontowany. Sceny ciągną się całe sekundy po tym, kiedy powinny były się już skończyć, postacie gapią się na siebie niezręcznie, walkom brakuje adrenaliny. Miejscami film sprawia wręcz wrażenie zrobionego przez totalnych amatorów, którzy o montażu przeczytali może jakiś stary podręcznik i stwierdzili, że wystarczy, idziemy zawojować Hollywood. Z ciekawości zajrzałem więc na IMDb zobaczyć, czy pan montażysta w tamtym roku skończył studia, czy o co chodzi. I co zobaczyłem? Trzy całkiem solidne nazwiska, z których każde pracowało wcześniej przy kilku jak najbardziej udanych projektach. Więc co tu się wydarzyło? Czy to dlatego, że było ich trzech? Podejrzewam, że nie pracowali raczej wszyscy naraz przy tej samej scenie, więc skąd ten spadek formy? Może musieli montować na bieżąco, bo terminy goniły, nie wiem, ale nie zmienia to faktu, że film zazwyczaj prezentuje się montażowo albo dziwnie albo nudno. Kiepsko wybór, nie?

Randka, bez odbioru (2023) - recenzja filmu [Apple]. Nie widzę romansu, nie widzę też komedii

Czujesz tę energię? Ja nie.

Elementy komediowe wypadają bardzo różnie i myślę, że sporo zależy tu od osobistej wrażliwości widza. Duża część humoru w filmie opiera się na fakcie, że postać Evansa jest ciapą, która znalazła się w sytuacji absolutnie i kompletnie wykraczającej poza jego kompetencje, podczas gdy Ana jest co najwyżej znudzona tym, że musi zabić jeszcze kilku typków. Miejscami wychodzi naprawdę nieźle, jak kiedy on musi przypominać jej, że nie jest super szpiegiem i nigdy w życiu nie strzelał do drugiego człowieka - w tych momentach pomaga komediowa żyłka Chrisa. Niestety, spora część humoru to po prostu podkreślanie jak przerażony tym wszystkim jest Cole i jak niestereotypowo wrażliwym i zaborczym jest typkiem, pomimo swojej urody, podczas gdy dla Sadie to po prostu dzień jak co dzień. Nie jest to zabawne w odwrotnej płciowo sytuacji i nie jest to zabawne w "Randka bez odbioru". Na pewno nie pomagają też pisane na kolanie dialogi, często ograniczające się do komentowania czegoś, co i tak już widzimy, napisane niewprawnie, infantylne, często bardzo wyraźnie na siłę próbujące być zabawnymi.

To powiedziawszy, jest w filmie jedna naprawdę zabawna scena, która sprawiła, że faktycznie, szczerze się zaśmiałem. Jeśli przeglądałeś już informacje o filmie, to być może zauważyłeś, drogi czytelniku, jak wiele znanych nazwisk przewija się w liście płac. Adrien Brody, Ryan Reynolds, John Cho, Anthony Mackie, Sebastian Stan. Cóż, wszyscy poza tym pierwszym, pojawiają się w filmie dosłownie na tę jedną scenę. Ale co to jest za scena! Tak naprawdę najlepiej abym nie mówił o niej już nic więcej, więc już skończę. Chciałem tylko docenić jedną faktycznie dobrze zrealizowaną sekwencję w tym filmie.

Randka, bez odbioru" nie jest dobrym filmem. Scenariusz jedzie od początku do finału sztampą, bliżej końca zahaczając już wręcz o niedorzeczność, humor bardziej irytuje, niż bawi, a główni bohaterowie nie daliby rady zagrać wiarygodnego romansu, choćby od tego zależało ich życie. Nie jest to też kompletne nieporozumienie, choć do miana przeciętniaka zabrakło lepszych walorów produkcyjnych. To idealny film do prasowania, czy gotowania, ale na wieczorny seans w skupieniu i z popcornem w łapie się nie nadaje. Istnieją lepsze opcje.

Atuty

  • Kilka zabawnych sytuacji;
  • Gościnne występy kilku znanych twarzy;
  • Ana de Armas, wiadomo.

Wady

  • Aktorstwo Any de Armas;
  • Większość żartów zupełnie nie bawi;
  • Kulawy montaż;
  • Finał dryfuje już w takich oparach absurdu, że aż wybija widza z seansu;
  • Chemia między głównymi bohaterami nie istnieje;
  • Straszne dialogi.

"Randka, bez odbioru" nie zachwyca wykonaniem, aktorstwem, poziomem humoru i w ogóle niczym. Widywało się gorsze filmy, jasne, ale czegoś tak mdłego zwyczajnie nie da się polecić z czystym sumieniem. Na romantyczny wieczór filmowy raczej sugeruję poszukać czegoś innego.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper