Pikmin 4 – recenzja i opinia o grze [Switch]. Największa przygoda w serii
Po latach od zapowiedzi, odświeżeniu poprzednich odsłon, dziesiątkach wielkich hitów i czającą się za rogiem, kolejną generacją, Pikmin 4 debiutuje. Fani Nintendo od lat czekali na tę produkcję, ale mogę śmiało powiedzieć, że Shigeru Miyamoto nie zawiódł. Przeczytajcie naszą recenzję gry, która biorąc pod uwagę okoliczności może być dla wielu graczy jedną z największych tegorocznych niespodzianek.
Już we wrześniu 2015 roku Shigeru Miyamoto potwierdził bardzo pozytywną wiadomość – prace nad Pikmin 4 zbliżały się do zakończenia. W kolejnych latach Japończyk informował, że tytuł wciąż powstaje i gdy tylko nieliczni wierzyli, że produkcja faktycznie trafi na rynek – w zeszłym roku otrzymaliśmy zapowiedź gry, by kilka miesięcy temu poznać ostateczną datę premiery. Zazwyczaj, gdy przygoda znika z radarów na kilka lat, a później powraca niemal zza grobu, to otrzymujemy co najwyżej średniaka, ale Pikmin 4 to potężne zaskoczenie. Japończycy przygotowali ogromna opowieść dla wiernych fanów tego uniwersum.
Pikmin 4 to zdecydowanie największa gra w całej serii
Opowieść w recenzowanym Pikmin 4 ponownie skupia się na postaci Kapitana Olimara, ale tym razem gracze wcielają się w stworzoną przez siebie postać. Głównym bohaterem jest tak naprawdę nowy rekrut Korpusu Ratunkowego, który nie tylko musi odnaleźć i uratować swojego szefa, ale również pomóc kolejnym przedstawicielom zespołu. Gra w głównej mierze ponownie skupia się na przeczesywaniu lokacji, wykorzystywaniu odnalezionych kolorowych Pikminów do rozwiązywania zagadek środowiskowych, zbieraniu surowców oraz następnie ratowaniu kolejnych osób.
Ten schemat rozgrywki spełnił swoje zadanie wiele lat temu i ponownie pętla zabawy przez bardzo długi czas nie zawodzi. Twórcy małymi krokami odkrywają przed nami nowe informacje o świecie czy też pozwalają lepiej poznać Korpus Ratunkowy, ale nie mogę powiedzieć, by opowieść była szczególnie ciekawa i angażująca. To kolejny raz wyłącznie dodatek do rozgrywki.
Pikmin 4 jest jednak zdecydowanie największą produkcją w uniwersum, która oferuje atrakcje na kilkadziesiąt godzin – ukończenie głównej historii zajęło mi ponad 17 godzin... ale mogę dodać, że napisy końcowe tym razem nie kończą zabawy. Deweloperzy przygotowali rozbudowany end-game, który można podzielić na dwie sekcje zapewniające atrakcje na dodatkowe 15-25 godzin. Sporo zależy od tego, jak poradzicie sobie z przedstawionymi wyzwaniami, jednak bez wątpienia Nintendo nie zawiodło pod względem zawartości.
Ma to swoje plusy, ale muszę ostrzec, że po spędzeniu ponad 20 godzin w Pikmin 4 czułem przesyt. Twórcy szybko wyrzucają na stół wszystkie towary, pozwalają nam je doświadczać na różne sposoby, ale deweloperzy opierają gameplay na jednym schemacie i w pewnym momencie (end-game) dobrze jest zrobić sobie przerwę. Wierzę jednocześnie, że najwięksi fani łykną całą zawartość za jednym razem i będą wołać o dokładkę.
Pikmin 4 nie zmienia założeń... twórcy je rozbudowali
Akcja recenzowanego Pikmin 4 ponownie rozgrywa się na planecie PNF-404, a naszym głównym zadaniem jest odnalezienie Kapitana Olimara. Rozgrywka ponownie opiera się na czasie, więc pod koniec dnia musimy wrócić do bazy wypadowej. Gdy mamy okazję przedzierać się przez następne miejscówki, to odnajdujemy członków załogi, którzy pozwalają nam odkrywać kolejne mechaniki oraz przedstawiają ważne szczegóły dotyczące świata.
Jestem jednak przekonany, że największym game-changerem Pikmin 4 i w zasadzie całej serii jest Oatchi. Postać to kosmiczny pies, dzięki któremu możemy znacznie szybciej przeszukiwać tereny, eliminować przeciwników lub na jego barkach nosimy całą ekipę Pikminów – to za jego pomocą otrzymaliśmy opcję pływania ze stworkami o różnym kolorze, a nawet możemy przeprowadzić błyskawiczny atak. Oatchi w idealny sposób rozbudowuje grę, bo za jego pomocą eksploracja przyspiesza i nawet bieganie po większych miejscówkach nie jest męczące. Deweloperzy wpadli na genialny pomysł, ponieważ pozornie mała postać znacząco odświeża zabawę, a jednocześnie oferuje nam dużo większe możliwości – pies chętnie atakuje wrogów z głowy, a nawet podczas wielu sekwencji możemy go bezpośrednio kontrolować, by przykładowo za jego pomocą otwierać wcześniej niedostępne drzwi lub ciągnąć większe przedmioty.
Członkowie Korpusu Ratunkowego pozwalają nam ulepszać Oatchiego – zdobywane surowce nie tylko są ważne w trakcie eksploracji planet, ponieważ pozwalają nam odblokowywać nowe fragmenty terenów, ale przydają się także do kupowania ulepszeń. Specjalista wynajduje nowe technologie, dzięki którym przykładowo nasz pupil jest odporny na ogień lub lód. W tym miejscu możemy także kupować usprawnienia dla bohatera, który również może radzić sobie z różnymi żywiołami. Za ratowanie kolejnych przedstawicieli naszej ekipy otrzymujemy również specjalne punkty, które przeznaczamy na wykupowanie zdolności dla Oatchiego – w tym miejscu możemy przykładowo zadbać, by piesek potrafił przyciągać do naszej bazy cięższe przedmioty lub mógł on sobie radzić z zaatakowaniem większych wrogów. W prosty sposób progresja gry została dobrze rozbudowana i czujemy, że nasze kolejne wyprawy przynoszą nam korzyści.
Najnowsza propozycja Nintendo tak naprawdę nie jest trudną grą. Rozgrywkę mocno ułatwia nowy system pozwalający cofnąć czas i wrócić do kluczowych momentów w danej sekwencji – przykładowo przegraną walkę możemy bez problemu powtwórzyć. Dopiero po zakończeniu fabuły otrzymujemy dostęp do nowych terenów, gdzie faktycznie niezbędne jest mądre wykorzystanie Pikminów i ich umiejętności. End-game podnosi poziom trudności, ale nawet w tej sytuacji nie mogę mówić o wyzwaniach, które wymęczą wiernych fanów produkcji.
Pikmin 4 zaprasza graczy do wielkich lokacji
Cała główna historia w Pikmin 4 rozgrywa się na 4 terenach, ale ponownie musimy ulepszać nasz statek, by otrzymać dostęp do nowych miejscówek. Z tego powodu wciąż niezbędne jest zbieranie różnych elementów ze świata – gromadzimy przykładowo truskawki, piłki, gumowe kaczki, zegary, puzzle, dynie, jabłka czy też nawet... pewną konsolę Nintendo. Im większy i bardziej rzadki skarb, tym zapewnia nam więcej punktów i przybliża nas do kolejnej podróży. Miejscówki są naprawdę duże, a warto zaznaczyć, że end-game rozbudowuje świat – zaproponowane misje po ukończeniu głównej kampanii nie są wyłącznie małymi dodatkami, a można to uznać za drugą część gry... choć całość rozgrywa się po napisach końcowych.
Skalę poszczególnych lokacji na pewno potwierdza fakt, że deweloperzy w kilku miejscach ustawili „puste bazy” – są to miejscówki, gdzie możemy wysłać naszą kapsułę, by następnie właśnie do tego miejsca Pikminy przynosiły zbierane surowce. Gracze w tej sytuacji nie muszą cały czas wracać do jednej lokalizacji, a łatwo możemy sobie skrócić drogę, by następnie znacznie szybciej realizować cele misji – w niektórych sytuacjach na początku niezbędne jest pokonanie przeciwników, by otrzymać dostęp do nowej bazy.
Deweloperzy Pikmin 4 bardzo mądrze rozbudowali klasyczną eksplorację planety i ponownie zapraszają graczy do rozbudowanych podziemi – miejscówki są kilkupoziomowe i naprawdę świetne. To właśnie tutaj musimy przemyśleć działania, by skutecznie i szybko wykonać misje. Japończycy często wpadli na naprawdę przyjemne zagadki, by gracze musieli w różnorodny sposób wykorzystywać Pikminy – na śmiałków czeka sporo dobrze zrealizowanych wyzwań. W grze powróciły także Dandori Battle, które są teraz wrzucone do fabuły – czasami natrafiamy na wroga, który chce udowodnić swoją wyższość i rozpoczynamy z nim pojedynek. W trakcie starć ekran jest przedzielony na pół, a my musimy szybko rozbudować swoją armię Pikminów i cały czas niezbędne jest zbieranie przedmiotów, by zdobywać punkty – w walkach ważne jest obserwowanie sytuacji na ekranie, ponieważ cały czas pojawiają się przeciwnicy i różne przedmioty oferujące dodatkowe punkty. Musimy również zwracać uwagę na nowe bomby, które nasza ekipa musi przynieść do bazy przeciwnika – jeśli dostarczymy pakunek, to możemy przejąć część wcześniej zdobytych skarbów. Rywalizacja jest przyjemnym dodatkiem do klasycznego schematu rozgrywki – żałuję jedynie, że deweloperzy nie postawili na sieciowe pojedynki, ale w menu pojawia się opcja rozegrania starć na podzielonym ekranie.
Twórcy opracowali także próby czasowe Dandori Challenge, podczas których musimy zdobyć określoną liczbę punktów przez wykorzystanie Pikminów do przynoszenia znalezionych rzeczy – chcąc osiągnąć, jak najlepsze rezultaty, musimy naprawdę się postarać i dobrze zorientować w sytuacji na mapie. Muszę jednocześnie przyznać, że wyzwania potrafią wymęczyć... szczególnie w momencie, gdy chcemy walczyć o pobicie rekordów. Mimo wszystko zdecydowanie ciekawsze są Nocne Ekspedycje – pod tą nazwą deweloperzy ukryli zupełnie nowe misje, podczas których musimy szybko zbierać Pikminy, by następnie odeprzeć atak – grupy wściekłych wrogów chcą zniszczyć Lumiknolle, czyli dziwne kopce ziemi z dziurkami. Naszym zadaniem jest na starcie zgromadzić, jak największą armię, by następnie z pomocą Oatchiego móc walczyć z rywalami. Gameplay skupia się na szybkim działaniu, ale musimy również mądrze kontrolować sytuację na mapie – od początku otrzymujemy małą grupę Glow Pikminów, a naszą ekipę rozbudowujemy zdobywając kolejne surowce. Rywalizacja jest emocjonująca, ponieważ w tym wypadku mierzymy się z agresywnymi wersjami znanych przeciwników.
Pikmin 4 oferuje także rozgrywkę w kooperacji, ale nie możemy tutaj mówić o pełnej zabawie – drugi gracz jest wyłącznie dodatkiem i może nam przykładowo pomóc w atakowaniu stworków, niszczeniu ścian czy też transportowaniu rzeczy, ale jego postać nie pojawia się na ekranie.
Pikmin 4 pozwala nam poznać nowe Pikminy
Japończycy realizując Pikmin 4 nie zapomnieli o nowych typach pomocników do zadań specjalnych, więc teraz obok czerwonych (odporne na ogień), żółtych (radzą sobie z elektrycznością, możemy je dalej rzucać), niebieskich (mogą pływać), fioletowych (potrafią nosić więcej), białych (radzą sobie z trucizną), kamiennych (odporne i mogą niszczyć twarde ściany) i różowych (mogą latać) możemy również spotkać lodowe (potrafią zamrażać wodę i przeciwników) i świecące (do ekspedycji i do ciemnych jaskiń). Tym razem przed każdym wyruszeniem na misję możemy zebrać trzy różne typy postaci, a limit armii zwiększamy przez zdobywanie kolejnych Flarliców – na początku możemy mieć przy sobie jedynie 20 Pikminów. Po spędzeniu z produkcją kilkudziesięciu godzin mam wrażenie, że deweloperzy nie do końca wykorzystali potencjał tak dużego zestawu postaci –w głównej mierze i tak wykorzystywałem czerwone, żółte i lodowe Pikminy, bo nie widziałem sensu, by mieszać ekipę. W niektórych momentach dorzucałem do akcji fioletowe, by móc szybciej przenosić przedmioty, ale w tej sytuacji zawsze posiadałem już wyczyszczoną mapę i mogłem po prostu skupić się na zbieraniu.
Bardzo istotnym miejscem w recenzowanym Pikmin 4 jest baza wypadowa – stanowisko dowodzenia akcją ratunkową, to tak naprawdę kawałek ogródka, do którego trafiają kolejni uratowani przez nas przedstawiciele Korpusu. To właśnie tutaj przykładowo Ross może nam zapewnić nowe technologie lub umożliwia dokupienie kilku gadżetów, Shepherd chętnie nauczy Oatchiego nowych zdolności, Yonny wyśle nas na nocną ekspedycję, przykładowo Corgwin pozwoli uczestniczyć w kolejnych Dandori Battle, a Jin zaprosi na Dandori Challenge. To właśnie w tym miejscu odbierzemy także mniejsze zadania poboczne polegające na wykonywaniu czynności, które w głównej mierze i tak robimy – przykładowo zbieranie odpowiednich przedmiotów lub branie udziału w aktywnościach. HUB pozwala nam także sprawdzić katalog znalezionych skarbów lub zapoznać się z Piklopedią, gdzie trafiają informacje na temat wszystkich stworków, które spotkaliśmy na naszej drodze.
Gameplay w Pikmin 4 nie jest tak naprawdę wymagający, ale przyjęta koncepcja potrafi dosłownie oczarować – świetnie sprawdzają się wszystkie momenty, gdy posiadamy już dużą armię i przykładowo 10 Pikminów wysyłamy do zbierania surowców, kolejni budują most, a następna ekipa ciągnie do naszej bazy wielkie warzywo. Gracz ma w tej okazji zarządzać naprawdę przyzwoitą ekipą i jestem pewien, że wierni fani serii będą wprost zachwyceni pozycją przygotowaną wyłącznie na Nintendo Switcha.
Pikmin 4 wygląda bardzo dobrze na małym ekranie konsoli Big N – kapitalnie sprawdzają się wszystkie środowiska, ponieważ naprawdę czujemy, że nasz główny bohater oraz jego cała armia znajdują się w samym środku wielkiego ogrodu. Deweloperom udało się w znakomity sposób zaprezentować skalę gry. Podczas całej rozgrywki nie natrafiłem na żadne błędy, a warto odnotować, że pozycja działa w 30 klatkach na sekundę.
Czy warto zagrać w Pikmin 4?
Od premiery pierwszej części serii Pikmin minęły już ponad dwie dekady, ale już ostatni remaster Pikmin 1+2 potwierdził, że ta koncepcja wciąż się sprawdza. Recenzowany Pikmin 4 nie oferuje nam zupełnie nowych założeń dla uniwersum, a po prostu wykorzystuje wcześniej opracowane mechaniki i rozbudowuje je o kilka nowości. Fani będą zachwyceni i spędzą przy tej opowieści dziesiątki godzin... reszta? Będzie się po prostu dobrze bawić. Pod koniec możecie poczuć pewne znużenie, ale w ostateczności i tak Pikmin 4 to kolejna znakomita produkcja w katalogu Nintendo.
Ocena - recenzja gry Pikmin 4
Atuty
- Oatchi to prawdziwy game-changer dla serii Pikmin,
- Pikmin 4 oferuje ogromną zawartość. W tej grze spędzicie dziesiątki godzin,
- Gameplay potrafi po prostu oczarować. Przyjęta koncepcja sprawdza się idealnie,
- Dobrze prowadzona progresja postaci zachęca do kolejnych wypraw,
- Lokacje są ogromne, a deweloperzy w mądry sposób zapewniają różnorodne wyzwania.
Wady
- W pewnym momencie gameplay nie zaskakuje,
- Twórcy nie wykorzystują pełnego potencjału wszystkich Pikminów.
Więcej, lepiej, mocniej i... właśnie taki jest Pikmin 4. Japończycy bardzo długo kazali nam czekać, ale ostatecznie możemy mówić o wielkim sukcesie.
Graliśmy na:
NS
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (55)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych