The First Slam Dunk

The First Slam Dunk (2022) - recenzja, opinia o filmie. Decydujący dwutakt

Kajetan Węsierski | 07.08.2023, 22:00

Każdy gatunek i typ anime ma swoje klasyki - serie, które są ikoniczne, przełomowe i na swój sposób wyznaczające drogę, którą potem podążają dziesiątki czy nawet setki innych. Wśród shonenów mamy Dragon Balla czy One Piece, jeśli chodzi o pozycje przygodowe, są to na przykład Pokemony. Serie detektywistyczne są niemal synonimem Detektywa Konana, a myśląc o shojo, do głowy przychodzą nam Czarodziejski z Księżyca. 

Nie inaczej wygląda to w przypadku produkcji sportowych. Tam wyróżnić można na przykład Kapitana Tsubasę, Hajime no Ippo, czy Slam Dunka. I dziś zajmiemy się tą ostatnią. Tą, która w nieco odnowionej formie spróbuje niejako rzucić rękawicę obecnym tuzom gatunku, do których zaliczamy „Blue Lock” czy „Haikyuu!”. Nie jako animowana seria, ale pełnometrażowa produkcja, która już w nadchodzącym tygodniu trafi do kin - między innymi w Polsce. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Mowa oczywiście o „The First Slam Dunk”, a więc kinowym anime, które zamierza po latach tchnąć w serię o koszykówce nowe życie, a które dziś zrecenzuję. Choć dziś wiele osób może pamiętać opowieść o szkolnym baskecie jedynie przez mgłę, a u niektórych znajomość kończy się zaledwie na zasłyszeniu gdzieś tytułu, to niewątpliwie jest to wydarzenie ważne. I bardzo się cieszę, że mogłem projekt obejrzeć i teraz chętnie Wam o nim opowiem. 

The First Slam Dunk - Zacznijmy spod kosza 

The First Slam Dunk

Aby jednak przejść do omawiania recenzowanej pozycji, trzeba zacząć od samego początku. „Slam Dunk” to manga stworzona przez pana Takehiko Inoue, które wydawana była nieprzerwanie od 1990 do 1996 roku i ostatecznie zamknęła się w 31 tomach długiej i wciągającej opowieści. Na jej podstawie Toei Animation przygotowało 101-odcinkową animację, którą emitowano od 1993 aż do 1996.

Teraz warto wspomnieć, że choć bowiem tytuł może zdradzać inaczej, nie jest to pierwszy pełnometrażowy film z uniwersum „Slam Dunka”. Jest piątym, choć od debiutu ostatniego minęło blisko trzydzieści lat. Powiem jednak więcej - nie jest nawet prequelem serii (choć z małym „ale”)! Tu ponownie sam tytuł jest bardzo mylący, albowiem mamy do czynienia z pełnoprawnym sequelem. Ekranizuje on ostatni arc z mangi - głośny mecz między Shohoku High i Sannoh High. 

W teorii recenzowany „The First Slam Dunk” miał już nawet premierę! W grudniu 2022 trafił do japońskich kin i należy zaznaczyć, że spotkał się z niezwykle ciepłym przyjęciem - otrzymał nawet nagrodę od JAFPA (Japan Academy Film Prize Association) za najlepszą animację roku. Można więc śmiało powiedzieć, że warto było czekać - zwłaszcza, że pierwsze przesłanki o produkcji tego typu pojawiały się jeszcze dwadzieścia lat temu. 

The First Slam Dunk - Szybka wymiana podań 

The First Slam Dunk

Przejdźmy jednak do samej fabuły. Film opowiada nam o doskonale znanym z serii Ryocie Miyagim, jedenastoklasiście ze szkoły Shohoku, który wraz ze swoją ekipą rozgrywa najważniejszy mecz w swoim dotychczasowych życiu - starcia z niezwykle mocną ekipą z konkurencyjnej placówki Sannoh. Można jednak odnieść wrażenie, że sam mecz służy jako tło dla czegoś dużo ważniejszego. 

Tu bowiem pozwolę sobie wtrącić moje „ale” sprzed dwóch akapitów. Choć film jest w teorii sequelem, to w praktyce duża jego część skupia się na historii Ryoty. Widzimy tam jego młodzieńcze lata - najpierw czasy podstawówki, a później również gimnazjum. Kluczowe dla całego filmu jest jednak jego życie rodzinne. Na samym początku poznajemy go po stracie Taty, a chwilę później oglądamy braterską miłość, która szybko zostaje przerwana. 

Liczne tragedie, które nawiedziły rodzinę, odbijają się oczywiście na ich relacjach. Te są… Cóż, brutalne. Zwłaszcza z perspektywy tak młodego chłopca, który prawdopodobnie musi mierzyć się z poczuciem bezsilności. Ukojenie znajduje w koszykówce - sporcie, który w pewnym stopniu zdaje się podtrzymywać jego więź ze zmarłym bratem, a także jego samego w tych najtrudniejszych chwilach. 

Choć więc twórcy rozkładają czas ekranowy na kilku członków drużyny, to nie da się ukryć, że kręgosłupem opowieści jest tu Ryota, a także jego funkcjonowanie. Zarówno to prywatne, jak i boiskowe. To sprawia natomiast, że nawet osoby, które nie znają oryginału, będą mogły czerpać przyjemność z filmu. Wiele smaczków ucieka, a przy tym prawdopodobnie będzie trzeba nieco czasu, aby odnaleźć się w natłoku informacji i postaci, ale wciąż można się dobrze bawić. 

The First Slam Dunk - Soczysta paka 

The First Slam Dunk

Tym, co rzuca się w oczy od początku, jest warstwa wizualna. Artystycznie to w gruncie rzeczy podobny kierunek, jak w oryginalne, ale odpowiednio przełożony na nasze czasy. Nie mówimy już o koślawej animacji, ale czymś, co prezentuje się po prostu bardzo dobrze. Zresztą, największą różnicą są tu ujęcia „w ruchu”, które przecież w serii sportowej mają gigantyczne znaczenie. Kiedyś nie przesadzało, dziś archaizm by raził. Na szczęście udało się tego uniknąć. 

Wszystko wygląda tu naprawdę przyjemnie, a szczególnie interesującą się gra barw i swego rodzaju potęgowanie odczuć bohaterów poprzez przeróżne filtry nakładane na konkretne ujęcia. Dodaje to naprawdę sporo dynamiki i intensywności, a - tu się trochę powtórzę - w seriach sportowych takie zagrywki działają cuda. Oczywiście wiedziałem czego się spodziewać już po zwiastunie, ale na dłuższą metę okazało się strzałem w dziesiątkę.

The First Slam Dunk - Po ostatnim gwizdku 

Recenzowany „The First Slam Dunk” nie jest filmem idealnym. A na pewno bardzo daleko mu do takiego z perspektywy osoby, która nigdy nie miała do czynienia z legendarną serią emitowaną w latach 90. Jak już wspomniałem, jest to małą przeszkodą dla chłonięcia pełni przyjemność i z filmu, ale nasz główny bohater radził sobie z wieloma trudniejszymi. I mimo niskiego wzrostu, był w stanie je pokonywać. 

Koniec końców da się odnieść wrażenie, że właśnie o tym opowiada sam film. O pokonywaniu własnych barier i próbie zrozumienia otaczającego świata. W końcu każdy z nas ma czasem sytuacje w życiu, które wydają się nie do pokonania. Czasem dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu i których nie potrafimy nawet racjonalnie wyjaśnić. Wtedy warto mieć wokół siebie bliskich i coś, co da nam chwilę wytchnienia. 

Kończąc recenzję, do głowy przychodzą mi słowa Kobego Bryanta, który powiedział kiedyś: „Wszystko, co negatywne […] jest dla mnie szansą na rozwój”. Właśnie taki obraz Ryoty maluje ten film. Dla nowych widzów będzie to zapoznanie z gościem, który mimo przeciwności losu, obrał drogę na szczyt. Dla fanów kapitalne zobrazowanie genezy jednego z najlepszych zawodników Shohoku. Tak czy inaczej - po prostu warto dać szansę. Polecam!

Atuty

  • Bardzo dobra animacja
  • Świetne udźwiękowienie
  • Kapitalne zekranizowanie historii Ryoty

Wady

  • Przewidywalny przebieg meczu
  • Sporo smaczków zrozumieją wyłącznie fani
  • Bardzo dynamiczne przeplatanie retrospekcji z rzeczywistością

"The First Slam Dunk" to film, który bardzo spodoba się fanom oryginału i będzie przyzwoitym seansem dla tych, którzy serii nie znają. Choć da się odczuć, że całość została stworzona jako część czegoś większego, to sam mecz oraz backstory jednego z bohaterów wynagradzają wszystko.

7,0
Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper