Atlas Fallen

Atlas Fallen – recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, PC]. Świat pełen piasków i wielkich bestii

Wojciech Gruszczyk | 09.08.2023, 20:00

Twórcy pierwszego Lords of the Fallen i serii The Surge kolejny raz zapraszają entuzjastów wymagających produkcji do nowego IP. Atlas Fallen nie kontynuuje wcześniej rozpoczętych koncepcji i pod wieloma względami wymyka się standardom oferowanym w ostatnich latach przez niemieckie studio. Czy jednak warto zagrać w produkcję? Przeczytajcie naszą recenzję.

W gatunku zdominowanym przez kolejne hity From Software, takie studia jak Deck13 szukają swojego miejsca na rynku i Atlas Fallen potwierdza, że deweloperzy mogą jeszcze wpaść na kilka ciekawych pomysłów, by zaskoczyć graczy. Niemcy zaproponowali widowiskowe pojedynki, intrygujący świat, ale ponownie podczas realizowania nowego IP zabrakło czasu, pieniędzy lub jednego i drugiego na ostatnie szlify.

Dalsza część tekstu pod wideo

Atlas Fallen zaprasza do świata pełnego piasku

Atlas Fallen - recenzja gry PS5 - starcie z bestiami

Akcja recenzowanego Atlas Fallen rozgrywa się w zniszczonym świecie, w którym ludzkość mierzy się z konsekwencjami wielkiej wojny. Na początku nie mamy wielu informacji na temat wydarzeń rozgrywanych przed początkiem opowieści, ale systematycznie otrzymujemy od deweloperów przyjemne dla oka wstawki tłumaczące akcję – w telegraficznym skrócie i nie wchodząc za daleko w odmęty fabularnych spoilerów, w Atlas Fallen mamy okazję przemierzać świat stłamszony przez bezlitosnego boga, który obserwuje ludzkość i wymaga od nich pełnego posłuszeństwa. Społeczeństwo musi gromadzić esencję, która jest dostarczana potężnej postaci. Jednak już na samym początku przygody główny bohater otrzymuje w ręce artefakt i przedmiot dosłownie zmienia jego los...

Na starcie przygody gracze wcielają się w bezimienną postać, która ze względu na okoliczności jest spisana na straty, ale to właśnie tajemnicza rękawica rozpocznie jego opowieść. To on będzie miał okazję odkryć wielki spisek, by pomóc uciśnionym i zadbać o lepsze jutro dla wszystkich ocalałych. Deweloperzy wykorzystali pomysł, który pojawił się już w jednym z tytułów na początku roku – w artefakcie znajduje się pewna postać i za jej pomocą otrzymujemy wiedzę na temat świata, głównego konfliktu, a nawet pozwala on protagoniście wykorzystać potencjał zdobytego sprzętu. Problemem jednak okazuje się fakt, że sama historia w recenzowanym Atlas Fallen nie jest specjalnie porywająca. Od samego początku łatwo przewidzieć zakończenie i choć już wcześniejsze pozycje Deck13 nie błyszczały pod względem znakomitych scenariuszy, to jednak mam wrażenie, że najnowsza propozycja niemieckiego studia jest pod tym względem jeszcze gorsza. Opowieść jest od początku do końca przewidywalna, a podchodząc do ostatniego bossa miałem wrażenie, że twórcy skrócili grę o przynajmniej jeden rozdział.

Problemem Atlas Fallen jest również sam czas rozgrywki, ponieważ Deck13 przyzwyczaiło graczy do opracowywania historii na przynajmniej 20 godzin, a najnowszą przygodę poznacie w zaledwie 9 godzin – w tym czasie ukończycie główny wątek, po którym możecie swobodnie powrócić do misji dodatkowych lub pobiegać po świecie, by wyeliminować kilku większych przeciwników. W trakcie gry miałem wrażenie, że deweloperzy nie do końca poradzili sobie z wyliczeniami, ponieważ tytuł można tak naprawdę skończyć przy jednym dłuższym posiedzeniu – podejrzewam, że mając trochę więcej szczęścia w eksploracji bez problemu poznacie przygodę w około 8 godzin. Dobrą opcją dla wielu graczy będzie na pewno możliwość przejścia całej gry ze znajomym w kooperacji – już na samym początku przygody otrzymujemy komunikat o możliwości dołączenia do zabawy drugiej osoby, a następnie przez menu zapraszamy partnera do rozgrywki.

Atlas Fallen zaskakuje historią

Atlas Fallen - recenzja gry - PS5 - Świat umiera

Atlas Fallen w znaczący sposób odcina się od poprzednich produkcji Deck13, ponieważ deweloperzy nie tylko zaproponowali krótką historię oraz wrzucili pozycję do dużych, otwartych lokacji, ale przede wszystkim deweloperzy tak naprawdę nie stworzyli kolejnego soulslike'a. Śmierć w grze nie jest związana z żadną karą – tutaj nie tracimy dusz, części czy też jakichkolwiek elementów i nie musimy wracać do zwłok, by odzyskać upuszczone skarby. Twórcy tak naprawdę zrezygnowali z klasycznego rozwoju bohatera i teraz z pokonanych przeciwników zbieramy pył esencji, który możemy przeznaczać na rozwój pancerzy – fatałaszki ulepszamy trzykrotnie. Poziom zbroi jest związany z lvl postaci, ponieważ ubranie odpowiednich ciuchów wpływa na wszystkie statystyki – regenerację, atak, obronę, szczęście oraz rozbicie. Co jednak ważne: nie jest to kilka elementów uzbrojenia (przykładowo hełm, rękawice, pancerz, spodnie, buty), a po prostu... pojedynczy element (cały zestaw). Autorzy nie przygotowali żadnych ognisk, a podczas rozgrywki możemy wyłowić z ziemi kowadło, w którym mamy okazję ulepszać swój ekwipunek. Atlas Fallen jest również zdecydowanie najłatwiejszą produkcją względem poprzednich gier niemieckiego studia – tylko w jednym pojedynku na „normalnym” poziomie trudności miałem większy problem... i nie było to finałowe starcie. W innej sytuacji maksymalnie dwa razy powtarzałem walki – nie powinniście nawet obawiać się wyzwań, ponieważ Atlas Fallen pozwala w każdym momencie zmniejszyć poziom trudności. Jest to zaskakująca decyzja deweloperów, którzy potrafili wymęczyć nawet największych fanów soulslike'ów.

Jeśli nawet część graczy będzie narzekać na historię czy też poziom trudności, to Atlas Fallen nie zawodzi pod jednym i dla wielu najważniejszym elementem – gra potrafi zachwycić systemem walki. Deck13 postawiło tym razem na mechanikę ryzyka i nagrody, ponieważ podczas walki napełniamy dodatkowy pasek znajdujący się pod zdrowiem bohatera – im więcej go posiadamy, tym nasz oręż staje się większy, kolejne ataki są mocniejsze, ale jednocześnie stajemy się bardziej podatni na ciosy przeciwników. W ostateczności rozpoczynając starcie musimy brać pod uwagę, że kolejny atak potężnego stwora może nas zgładzić, jednak szczerze mówiąc...? Często warto ryzykować, ponieważ dzięki temu zadajemy bestiom potężne obrażenia. Ładując impet otrzymujemy również dostęp do zdolności – wykorzystanie niektórych automatycznie zmniejsza pasek, co pozwala nam uciec spod topora. Zmagania zapewniają oczekiwaną adrenalinę i nawet po zakończeniu głównego wątku pobiegałem trochę po świecie, by wziąć udział w kilku dodatkowych starciach.

Walki w recenzowanym Atlas Fallen oferują odpowiednie wrażenia, ponieważ cały czas w świecie gry napotykamy na większe stwory – w zasadzie „zwykli” przeciwnicy to wyłącznie dodatek do głównego mięsa, ponieważ protagonista musi systematycznie mierzyć się z coraz to potężniejszymi i wymyślnymi stworami. To w takich pojedynkach pojawia się główna atrakcja pozycji Deck13 – każda z bestii posiada części ciała, które możemy swobodnie atakować, by wykluczyć niektóre z ataków. Dla przykładu walcząc z gigantycznym skorpionem, niszcząc jego ogon sprawimy, że bestia nie będzie nas już kąsała swoim żądłem – części nie odpadają i zawsze musimy ubić cały szkielet, ale i tak jest to ciekawa opcja względem klasycznych rywalizacji. W ostateczności niemal nieustannie mierzymy się z ogromnymi oponentami, którzy wymagają od nas odpowiedniego działania – w Atlas Fallen na mniejszych stworkach nabijamy impet, by móc korzystać z mocniejszych ataków. Świetne wrażenie zapewnia również fakt, że starcia z powodu skali wrogów stały się bardzo pionowe – bohater musi cały czas skakać, utrzymywać się w powietrzu przez kolejne ataki, a opcja kilkukrotnego uniku pozwala nam odskakiwać do kolejnych przeciwników, unikać różnorodnych ciosów i starcia w wielu momentach są naprawdę znakomite. W grze nie zabrakło także opcji parowania ataków, dzięki któremu na chwilę zamrażamy wrogów, ale szczerze mówiąc tylko na początku korzystałem z tej opcji – na późniejszym etapie znacznie lepiej działa unik.

Walki Atlas Fallen nie zawodzą

Atlas Fallen - recenzja gry PS5 - walka z skorpionem

Odrobinę samą zabawę psuje jednak fakt, że Atlas Fallen oferuje tak naprawdę trzy bronie – rękawica zapewnia nam dostęp do topora, bicza oraz pięści. Sprzętu w żaden sposób nie ulepszamy, ale każda z zabawek charakteryzuje się szybkością ataku, obrażeniami, generowaniem impetu oraz zasięgiem – podczas walk możemy korzystać jednocześnie z dwóch propozycji, które płynnie wymieniamy w trakcie pojedynku. Istotne w starciach są jednak kamienie esencji – wspomniany pasek impetu jest podzielony na trzy części i w każdym możemy posiadać jedną główną moc oraz dwie-trzy dodatkowe. W rezultacie przykładowo wywołujemy potężne ataki, dbamy o dodatkowe leczenie, tworzymy pole spowalniające wrogów, ulepszamy swoją obronę, ale cały czas musimy mieć na uwadze jedno: wykorzystanie zdolności może zmniejszyć impet, co z jednej strony podbije naszą defensywę, ale zarazem pogorszy skuteczność następnych ciosów.

Za ulepszanie pancerzy otrzymujemy dodatkowe punkty atutów, które możemy przeznaczyć na pasywne zdolności pozwalające przykładowo wygenerować impet na początku walki, przywrócić energię za pokonanych wrogów lub zapewnia opcję płynnego zbierania roślin podczas surfowania po piasku – surowce są niezbędne do wykupowania oraz ulepszenia kamieni esencji. Główny bohater może także korzystać z bożka, czyli dodatkowego skilla, który pozwala dla przykładu przełożyć niektóre ataki w leczenie.

Twórcy Atlas Fallen tak naprawdę nie zdecydowali się na jeden, wielki i zarazem ogromny świat, a proponują kilka bardzo dużych lokacji, do których otrzymujemy dostęp podczas poznawania fabuły. Deck13 wykorzystało potencjał nowych urządzeń i każda z miejscówek zaskakuje skalą – tereny są naprawdę rozległe i wielowymiarowe, a często otrzymując misję musimy przedostać się przez ogromny teren. W samej eksploracji pomagają umiejętności głównego bohatera, ponieważ protagonista podczas rozgrywki może dosłownie sunąć na piaskach – wygląda to świetnie, ponieważ na ekranie pojawia się efekt unoszącego się pyłu, a jednocześnie możemy szybko przemieszczać się po terenach. Deweloperzy zaoferowali bohaterowi podwójny skok oraz umiejętność uniku – kombinacja tych zdolności pozwala nam skakać na naprawdę spore odległości. W ostateczności bohater za sprawą posiadanej rękawicy zyskuje moc do płynnej eksploracji po naprawdę ogromnych lokacjach. Twórcy zdawali sobie sprawę, że opracowali naprawdę wielkie miejscówki, więc odnajdując kowadło możemy korzystać z szybkiej podróży.

Skala świata jest jednak zapewne związana z pewnymi problemami – Atlas Fallen nie wygląda niczym next-genowa gra. W świecie brakuje miejsc, które chcielibyśmy podziwiać, miasta są pozbawione szczegółów oraz interesujących obiektów i w zasadzie pod względem oprawy trudno w tym miejscu o choćby podstawowe przyjemności. Deck13 przygotowało produkcję, która wygląda jak typowy średniak z poprzedniej generacji... co tylko potwierdza, że deweloperzy w pewien sposób nie poradzili sobie z ogromnymi lokacjami. Już poprzednie projekty tego studia potrafiły wyglądać lepiej, ale musimy pamiętać, że wcześniej firma oferowała bardziej korytarzowe światy. Coś za coś? Pewnie tak, ale nie jestem pewien, czy ta decyzja podjęta przez deweloperów była słuszna. Entuzjaści pięknych, widowiskowych pozycji dostępnych wyłącznie na konsolach aktualnej generacji nie mają czego tak naprawdę tutaj szukać – nie mówiąc o staroszkolnych (by nie powiedzieć brzydkich...) modelach postaci, które napotykamy podczas przechadzania się po miastach. Jestem w zasadzie pewien, że Atlas Fallen mógłby prezentować się naprawdę dobrze, gdyby deweloperzy stworzyli mniejsze tereny.

Atlas Fallen pokazuje, że wielki świat to nie zawsze dobra decyzja

Atlas Fallen - recenzja PS5 - ładny strój

Wielki świat pozwolił deweloperom na rozbudowanie dodatkowych atrakcji – biegając po piaskach natrafiamy na wiele skarbów oraz sekretów. Główny bohater może za pomocą magicznej rękawicy wznosić zakopane budowle, ale także przeszukiwać skarby. Moc podczas opowieści rośnie, co pozwala odkrywać kolejne skrzynie, ale czasami nawet przez wyciągnięcie na powierzchnię kawałka budynku możemy przeskoczyć na kolejny i otrzymujemy dostęp do wcześniej niedostępnej lokacji. Twórcy w pewien sposób zachęcają nas do podróżowania po świecie w szybszym tempie, ponieważ w kilku kluczowych momentach mamy okazję uczestniczyć w przyzwoitej minigrze polegającej na przywoływaniu posągu, który emituje promień światła – ten wyznacza nam drogę do kolejnego celu i gdy dotrzemy do następnego, to możemy liczyć na nagrody. Takich atrakcji w grze można znaleźć naprawdę sporo i duża część z nich nie jest związana z głównym wątkiem. Eksploracja jest w ten sposób ubarwiona – choć w samym świecie brakuje większego życia. Jest to oczywiście w pewien sposób wytłumaczone fabularnie, ale obraz biegania po gigantycznych miejscówkach bez ludzi nie jest specjalnie atrakcyjny. Świetnie natomiast sprawdzają się kolejne wyzwania w postaci potężnych stworów, ponieważ Deck13 wykorzystało tereny, by w kilku miejscach dorzucić do gry wielkie bestie – pojedynki te są całkowicie opcjonalne i można do nich wrócić po ukończeniu głównego wątku.

W trakcie rozgrywki miałem wrażenie, że recenzowany Atlas Fallen nie wykorzystuje świetnego potencjału, który został nam „sprzedany” za pomocą materiałów marketingowych. Widzieliśmy ekscytujący świat, autorzy małymi krokami budowali ciekawą intrygę, ale ostatecznie gdzieś cała ta magia uleciała. Deweloperzy nie potrafili ubarwić wielkiego świata odpowiednio dobrze napisaną historią, by eksploracja kolejnych terenów sprawiała radość – choć muszę przyznać, że samo „sunięcie” po piaskach jest naprawdę niezłe. Ogólnie sfera platformowa dobrze uzupełnia sam motyw eksploracji, ale gdzieś w całym szaleństwie gigantycznych miejscówek twórcy nie do końca poradzili sobie z dobrym oznaczaniem celów – kilkukrotnie podczas przygody miałem problem z trafieniem do wyznaczonej lokacji.

Czy warto zagrać w Atlas Fallen?

Deck13 zaryzykowało realizując nowe IP. Twórcy postawili na znacznie większe, bardziej przestrzenne tereny, zadbali o ciekawy system poruszania się, obudowali grę intrygującym światem i przewidywalną historią, by ostatecznie odejść od założeń soulslike'ów i wrzucić na rynek swoją najmniejszą (pod względem skali opowieści) i najłatwiejszą propozycję. Atlas Fallen zapewnia świetny system walki, który zachęca do gry, ale niestety pod wieloma względami niemieckie studio nie spełniło wysokich oczekiwań.

Ocena - recenzja gry Atlas Fallen

Atuty

  • Świetny system walki, który pozwala nam atakować różne części potężnych stworów,
  • Intrygujący świat chce się odkrywać,
  • Duże lokacje zapewniają sporo zabawy i gra oferuje dużo dodatkowej zawartości.

Wady

  • Bardzo przewidywalna i zaskakująco krótka historia,
  • Twórcy nie odnaleźli się w budowaniu gry w (aż tak!) otwartym świecie. To nie była dobra decyzja,
  • Nawet na tak krótki czas opowieści, rozgrywka pod koniec może wymęczyć,
  • Produkcja nie pokazuje next-genowego charakteru i w wielu momentach nie zachwyca pod względem grafiki.

Czy warto było tak szaleć? Deck13 postawiło na kilka nowych (względem swoich poprzednich gier) rozwiązań i ostatecznie Atlas Fallen potrafi zaskoczyć, ale... negatywnie. Efektowne walki to główny atut produkcji, który może przyciągnąć do pozycji, jednak ostatecznie przy serii The Surge bawiłem się lepiej.
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper