Marcel Muszelka w różowych bucikach (2021) - recenzja i opinia o filmie [SkyShowtime]. Spójrz inaczej na świat
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to jest być muszlą? Jak to jest żyć w świecie, w którym wszystko jest ogromne, niebezpieczne i niezrozumiałe? Jak to jest mieć buty na nogach, ledwo widoczne włosy na głowie i głos, który brzmi jak najmilszy szept? Jeśli tak, to zapewne znacie Marcela - bohatera serii krótkometrażowych filmów animowanych stworzonych przez Jenny Slate i Deana Fleischer-Campa.
Jeśli nie, to koniecznie musicie nadrobić zaległości i obejrzeć „Marcel Muszelka w różowych bucikach” (ang. Marcel the Shell with Shoes On) - pełnometrażowy film, który przenosi nas do świata tej uroczej i niezwykłej postaci. Jest zarówno kontynuacją, jak i prequelem serii krótkich filmów o tym samym tytule. Pierwszy z nich ukazał się w 2010 roku i od razu zdobył uznani wśród widzów i krytyków.
Marcel Muszelka w różowych bucikach (2021) - recenzja filmu [SkyShowtime]. Fantastyczna opowieść
W ciągu kilku minut poznajemy Marcela - małą muszlę z butami na nogach, która opowiada o swoim życiu, marzeniach i problemach. Jego głosu użycza mu Jenny Slate - amerykańska aktorka i komik, znana m.in. z serialu Parks and Recreation. Marcel jest uroczy, zabawny i wzruszający. Jego opowieści są pełne niewinności, ciekawości i humoru. Jego świat jest pełen przygód, niebezpieczeństw i niespodzianek. Jego przyjaciele to m.in. Alan - kłębek kurzu, Connie - babcia Marcela i była gwiazda operowa, czy Mario - włoski robak z wąsem.
W pełnometrażowym filmie poznajemy dalsze losy Marcela i jego rodziny, ponieważ film to niejako wywiad, tudzież dokument, w którym nasz uroczy bohater, jak malutkie dziecko ciągle pyta, ale też i na większość rzeczy zna odpowiedź. Powoli dowiadujemy się tego, co Marcel chce nam wyjawić. A robi to często. Poznajemy też Deana - dokumentalistę, który odkrywa naszą małą a muszelkę w swoim domu i postanawia nakręcić o nim film. Dean jest grany przez Deana Fleischer-Campa - reżysera i scenarzystę filmu oraz byłego męża Jenny Slate. Ich współpraca nad projektem była dla nich zarówno wyzwaniem, jak i terapią po rozwodzie. Film jest więc także swoistym portretem ich związku i rozstania. Wyszło to dość ciekawie i zaskakująco jak dużo o sobie wiemy, kiedy na poziomie osobistym przestajemy być ze sobą. W sensie razem, kiedy to zwykle łapiemy się za ręce i cieszymy każdą chwilą, łapiąc oddech na kolejny dzień.
„Marcel the Shell with Shoes On” jest nie tylko opowieścią o muszli, ale także o ludziach. O tym, jak ważna jest rodzina, przyjaźń i miłość. O tym, jak trudno jest poradzić sobie z samotnością, stratą i żalem. O tym, jak łatwo jest zapomnieć o tym, co naprawdę się liczy w życiu. O tym, jak piękny i fascynujący jest świat, jeśli tylko potrafimy na niego spojrzeć z odpowiedniej perspektywy.
Marcel Muszelka w różowych bucikach (2021) - recenzja filmu [SkyShowtime]. Wizualna uczta dla oczu
Film zachwyca nie tylko treścią, ale także formą. Jest to połączenie filmu aktorskiego i animowanego. Animacja została wykonana techniką stop-motion, czyli poklatkową. Każdy ruch Marcela i innych postaci został uchwycony klatka po klatce za pomocą specjalnych lalkowych modeli. Efekt jest niesamowity - postacie wyglądają bardzo realistycznie i żywo. Ich mimika i gesty są bardzo wyraziste i emocjonalne. Scenografia filmu jest również imponująca - każdy detal został dopracowany z dbałością o szczegóły. Świat Marcela jest pełen kolorów, faktur i kontrastów. Zwykłe przedmioty codziennego użytku stają się dla niego wielkimi atrakcjami lub zagrożeniem. Film jest więc także wizualną ucztą dla oczu.
„Marcel Muszelka w różowych bucikach" jest filmem wyjątkowym i niepowtarzalnym. Nie ma drugiego takiego filmu, który by tak trafnie i wzruszająco opowiadał o życiu z perspektywy muszli. Nie ma też drugiego takiego filmu, który by tak pięknie i kreatywnie łączył film aktorski i animowany. To film, który tuż po seansie robi coś magicznego, bo być może tylko na chwilę, ale zmienia sposób patrzenia na świat - ten obecny tu i teraz. Ale to trzeba zobaczyć, aby się o tym przekonać. Zapada w pamięć i serce.
Marcel Muszelka w różowych bucikach (2021) - recenzja filmu [SkyShowtime]. To coś wyjątkowego, pięknego, ale i niezwykle poruszającego
Do czego posunie się dziecko, aby się chronić, gdy nie czuje się bezpiecznie we własnym domu? Intrygująca narracja, poruszane tematy, scenografia i krystalicznie czysta precyzja w animacji poklatkowej, łączącej się przecież z materiałem na żywo. I to jest fascynujące. Czasami więc aż łzy cisną się do oczu, ale spokojnie. To tylko dokument. Jutro będzie znacznie ciszej, jakby to powiedział sam Marcel. Oglądajcie. A przynajmniej ja gorąco Was do tego zachęcam, ponieważ każdy może wynieść z tego jakże prywatnego seansu coś dla siebie.
Atuty
- Oryginalna i ciekawa postać Marcela, użyczająca mu głosu Jenny Slate,
- Świetna animacja i scenografia, wykonana techniką stop-motion,
- Humor, emocje i nastroje, podkreślane przez muzykę i dźwięk,
- Porusza ważne, a jednak uniwersalne tematy,
- Piękny i fascynujący świat, pokazujący zwykłe przedmioty w niezwykły sposób.
Wady
- Niektóre sceny mogą wydawać się (szczególnie dla młodszej widowni) dość przygnębiające,
- Czasem niejasna fabuła (głównie dla młodego odbiorcy),
- Niektóre postacie mogłyby być bardziej rozwinięte.
Pełna niespodziewanego. To sztuka, animacja i film. Daje serce, ale i tez zabiera je. Uczy, jak być dobrym, porządnym, jak nie wszystko wychodzi i na wszystko ma się wpływ. Bo ludzie to społeczność i nie mogą być samotni. Muszą być ciekawi samych siebie i dbać o innych nawzajem. Alegoria goni alegorie, choć konstruktu jest w nas brak. Polecam wszystkim kinomaniakom, zwłaszcza tym o szerokim polu widzenia!
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych