Red Dead Redemption

Red Dead Redemption (2023) - recenzja i opinia o grze [PS4, Switch]. John Marston zasłużył na więcej

Krzysztof Grabarczyk | 26.08.2023, 11:00

Nie przepadałem za Dzikim Zachodem. Nie wielbiłem ani kina westernu, ani gier. Nie przekonało mnie do siebie nawet względnie utytułowane Red Dead Revolver ani rodzime Call of Juarez. Co się nagle zmieniło? To wszystko przez Rockstar San Diego (wiąże się z nimi ciekawa historyjka, o której Wam za chwilę opowiem). Trzynaście lat temu wydali Red Dead Redemption. Historię banity próbującego odkupić swoje winy w nowej rzeczywistości. To już ostatnie dni Dzikiego Zachodu. Wydawca zachęca do ponownej wyprawy w ramach odświeżonej edycji. Zapraszam do recenzji.

Red Dead Redemption (2023) - to wciąż piękna historia

Dalsza część tekstu pod wideo

undefined

Recenzowana, odświeżona wersja Red Dead Redemption nadal się broni niczym wprawny rewolwerowiec. Opowieść rozpoczyna się wraz z przybyciem Johna Marstona (w tej roli genialny Rob Wiethoff) do Austin. Pod eskortą agentów rządowych rozpoczyna on samotną misję pojmania Billa Williamsona, dawnego towarzysza broni. Marston już z niejednego pieca chleb jadł, podobnie jak oryginalni twórcy. Musicie wiedzieć, że Rockstar San Diego to efekt ciekawej transformacji. Dawniej zespół działał pod nazwą Angel Studio i jest odpowiedzialny za jeden z najlepszych i najtrudniejszych do zrealizowania portów w historii. Ekipa na zlecenie japońskiego Capcomu przygotowała Resident Evil 2 w wersji dla Nintendo 64. Dlatego smuci mnie fakt, że odświeżona wersja Red Dead Redemption już tak nie błyszczy. Choć za port odpowiada inny deweloper, Double Eleven Studios.

Red Dead Redemption broni się jako niesamowita opowieść, w której tkwi mnóstwo zapadających w pamięci dialogów i postaci. Marston porywa się z motyką na słońce i już pierwszego dnia udaje się do Fortu Mercer, gdzie dawni kompani nie cieszą się już tak na jego widok. Obdarzony opieką medyczną na ranczu McFarlane'ów John zaczyna budować reputację od zera. W Red Dead Redemption sami decydujemy, jak będziemy postrzegani przez społeczeństwo. Albo zostaniemy bandytą do końca, albo ludzie będą się kłaniać na nasz widok. Tak dla jasności, polecam ten tytuł dosłownie każdemu. Gra w 2010 roku sklasyfikowała pojęcie narracji w grach z otwartym światem w niezawodnym stylu Rockstara. Po dziś dzień jest bardzo angażującym doświadczeniem. Aha, jest jeszcze jedno. Prawdopodobnie drugi najlepszy dodatek w historii branży (bo pierwszym jest dla mnie Krew i Wino), Undead Nightmare również będzie obecny. Zapomniałem dodać, że całość kosztują pełną cenę, jaką płacimy za współczesne nowości wydawnicze.

Red Dead Redemption (2023) - za jakość się płaci?

undefined

W niniejszej recenzji docieramy do najważniejszego aspektu, czyli jakości odświeżenia. Tutaj jest niestety słabo, po prostu słabo. Nie ujmując warstwie narracyjnej Red Dead Redemption, ponieważ był to dla mnie najważniejszy tytuł 7. generacji (no właśnie, a mamy już dziewiątą), liczyłem na większy wkład ze strony deweloperów. Pierwszym i bardzo nieprzyjemnym odczuciem jest zablokowanie animacji na poziomie 30 klatek na sekundę. W trzynastoletniej produkcji wydanej ponownie na mocniejsze (choć leciwe) platformy trąci pójściem na łatwiznę. Szkoda, ponieważ w Red Dead Redemption jazda konno to czysta przyjemność, nawet dzisiaj. Galop do Armadillo i dalej w 60 klatkach na sekundę wciąż pozostaje marzeniem dla posiadaczy platform z rodziny PlayStation, a teraz również Nintendo. Dla mnie to duży minus i jednoczesny argument przemawiający za rezygnacją z zakupu. Wydawca życzy sobie ponad 200 zł za cały pakiet. Zapomnijcie o trybie multiplayer, który został usunięty z nowego wydania.

W ustawieniach mamy kilka suwaków, możemy wybrać pomiędzy FXAA a FSR2, lecz aż prosi się o ustawienia wydajności. Dziwną decyzją jest wydanie gry tylko na PS4 i Switcha z pominięciem PS5 i XSX, gdzie powinien być wybór do nawet 120 klatek na sekundę. Nie przekonują mnie żadne argumenty i ten port Red Dead Redemption nie powinien zostać wydany bez opcji zmiany klatek na sekundę. Dzisiaj to już praktycznie standard. To nie koniec niedociągnięć. W trakcie rozgrywki postać czasem dosłownie „sunęła” o kilka metrów dalej, zwłaszcza w trakcie przechodzenia między osłonami. Na szczęście strzelanie w trybie Dead Eye wciąż smakuje miodnie. Dodano również polskie napisy, co sprzyja w chłonięciu historii. Raz byłem świadkiem kuriozalnej sytuacji. John w trakcie jazdy konnej dosłownie stanął na baczność, lecz z konia nie spadł. Takich kwiatków miałem kilka w pierwszych trzech godzinach rozgrywki. Cóż, wymagana aktualizacja. Mapa jest generowana w niższej rozdzielczości, podobnie jak interfejs użytkownika. Naprawdę nie dało się zrobić nic więcej? Wielka szkoda, że niespecjalnie pokuszono się o wzbogacenie modeli postaci, na czele z mimiką twarzy. Zdarzyło się bowiem, że postacie stawały się brzuchomówcami, bo ustami nie poruszał nikt.

Recenzowane Red Dead Redemption wyraźnie się postarzało, a odświeżona wersja nie odmłodziła tej pięknej historii jak trzeba. To już kolejny raz, gdy wydawca ceni się za sam logotyp. John Marston zasłużył na więcej, ponieważ to jeden z najciekawszych bohaterów w całej historii gier. Na koniec takie małe info dla kolekcjonerów. Dokładnie 13 października do sprzedaży trafi pudełkowe wydanie. Jak zawsze, głosujecie portfelami. Red Dead Redemption to wspaniała gra, lecz marny remaster.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Red Dead Redemption (2023).

Ocena - recenzja gry Red Dead Redemption (2023)

Atuty

  • Piękna historia
  • Świat
  • Gra aktorska
  • Gunplay
  • Eksploracja
  • Lepsza rozdzielczość w stosunku do oryginalnego wydania

Wady

  • Brak opcji wydajności
  • Błędy techniczne
  • Problemy z synchronizacją
  • Zbyt wysoka cena

Odświeżone Red Dead Redemption nadal zachwyca opowieścią i światem przedstawionym. Skoro dzięki jednej grze pokochałem Dziki Zachód, to wiedz, że coś się dzieje. Remaster zaniedbuje kluczowe aspekty w zakresie technologii traktując całość bardzo powierzchownie. Błędów nie jest tutaj nazbyt wiele, ale nie powinno być ich wcale. Szczerze polecam każdemu tę grę, lecz chyba lepiej sięgnąć oryginalnej wersji.
Graliśmy na: PS5

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper