1670 (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Polska szlachta podlana sosem z "Biura", na nowocześnie
Jan Paweł Adamczewski zarządza wsią Adamczycha, z czego jest, oczywiście, bardzo dumny. A przynajmniej byłby, gdyby nie to, że musi dzielić ziemię ze swoim krnąbrnym sąsiadem... Andrzejem.
Każdy z ośmiu zaprezentowanych w pierwszym sezonie odcinków opowiada jakąś swoją własną, lekką historyjkę związaną z życiem wioski, w paru tylko miejscach przeciągając wątki na kolejne odcinki. To bardzo klasyczny styl pisania serialu - podobny możemy zresztą oglądać w "Biurze", a więc serialu, który ewidentnie był niemałą inspiracją dla twórców "1670". Czyli zasadniczo z odcinka na odcinek przechodzą niemal wyłącznie romanse poszczególnych postaci, a reszta to każdorazowo swoja własna, zbudowana na prostej koncepcji, ale również każdorazowo dobrze wykorzystana historia.
Zobaczymy więc jak Jan Paweł (Bartłomiej Topa) i jego żona, Zofia (świetna Katarzyna Herman) próbują ożenić najstarszego syna (Michał Balicki) z panną z miasta - trochę wstyd, ale skoro ją kocha, to czemu nie. Gdzie indziej Zofia odkryje w sobie stronę, której do tej pory nie znała, do wsi przyjedzie wędrowny cyrk, brata Jana Pawła, Bogdana (Dobromir Dymecki) porwą tatarzy, a jeszcze kiedy indziej na kreseczkę tabaki wpadnie lalusiowaty, rozpieszczony magnat, za którego nasz Adamczewski bardzo chętnie wydałby swoją wyzwoloną córkę, Anielę (Martyna Byczkowska), zanim ta wymyśli jakieś kolejne dziwactwo, którym mogłaby pana magnata odstraszyć. Łaziła na przykład po wsi instruując chłopów aby ograniczali emisję gazów cieplarnianych, bo za jakichś 360 lat może być już za późno, aby ratować planetę...
1670 (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Stare z nowym połączenie
To połączenie dawnych czasów i zwyczajów oraz zupełnie nowożytnego słownictwa i wiedzy, do kompletu z podkreślającym je co chwila gadaniem do nieistniejącej" (z tego co nam wiadomo) kamery, stanowi największą siłę serialu. Część z zaproponowanych przez Jakuba Rużyłło gagów to absolutne suchary, które nierzadko widać z kilometra przed nadejściem puenty, ale w tym settingu mimo wszystko działają i potrafią szczerze rozbawić. Może ma to jakiś związek z tym, z jak oryginalnym settingiem mamy do czynienia albo, że łatwiej się wczuwamy, bo tak jak dla nas te gagi mają kilometrową brodę, tak dla postaci w serialu są często czymś kompletnie nowym. Jest jakiś urok w widoku Jana Pawła cieszącego się jak małe dziecko, bo udało mu się powiedzieć coś fajnego albo zabawnego.
Oczywiście cała obsada nie może mieć tak samo zabawnej, wesołej energii, jak Topa, co czasami potrafi wybić lekko z seansu, zwłaszcza, że twórcy serialu nie boją się stawać okoniem do naszych oczekiwań. Najbardziej ubodło mnie to w przypadku Martyny Byczkowskiej - choć absolutnie nie mówię, że mam jakieś zastrzeżenia do jej aktorstwa. Nie tak dawno temu oglądaliśmy ją w odważnie zrealizowanym "Absolutni Debiutanci", gdzie bez problemów podporządkowywała sobie każdą scenę, w której występowała. Dziewczyna bez dwóch zdań ma talent. To sama postać Anieli potrafi robić raz lepsze, a raz gorsze wrażenie, lecz to bardziej ze względu na to, jak została napisana, a nie odegrana. Również brat Anieli, Ojciec Jakub (Michał Sikorski) w moim odczuciu jest trochę zbyt jednowymiarowy. Jasne, religijny beton bawi mnie zawsze i wszędzie, ale odrobina niuansu mogłaby tylko pomóc w zaokrągleniu jego postaci, bo bez tego wypada on zazwyczaj raczej karykaturalnie - coś, co można powiedzieć o większości bohaterów serialu.
1670 (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Jeden z lepszych pomysłów ostatnich lat
Fabuły kolejnych odcinków nie porywają raczej oryginalnością samych zastosowanych mechanizmów budowania historii. Szybko idzie się domyślić jak potoczy się akcja, co może odrobinę osłabić entuzjazm widza, jasne, ale twórcy i tak bezproblemowo wygrywają go z powrotem dzięki skutecznym gagom i dobremu aktorstwu. To ciekawy ewenement na naszym podwórku, gdzie pomysły które w każdej innej sytuacji uznane byłyby za czerstwe ścierają się z szalenie oryginalnym podejściem do tematu, dzięki czemu całość robi dobre wrażenie (powtarzam się, wiem, przepraszam, potrzebowałem wstępu). Jan Paweł przerażony, że ma dżumę na tle obwoźnego cyrku - potencjalnie zagrażającego ludzi czarną śmiercią po to tylko, aby później próbować ich wyleczyć (it could happen!) dosłownie sam się pisze, a również inne pomysły, jak próby połączenia rodziny ze wsi z rodziną z miasta, czy nadskakiwanie wysoko urodzonemu bucowi, to koncepty, które dosłownie same się piszą i oczywiście nie chodzi o to, że studnia jest tak głęboka, że można z niej czerpać do śmierci, ale ponieważ każdy po kolei wyciąga to samo wiadro, myję w nim dupę i wlewa z powrotem do dziury. Mówiąc prościej, znasz sporą część gagów, którymi zarzuca cię serialem. Istotnym rozróżnieniem jest fakt, że część puent jest kompletnie nowatorska i, że ilość żartów na minutę potrafi naprawdę zrobić wrażenie.
Żaden z tych żartów nie udałby się jednak, gdyby nie doskonała obsada. Zwłaszcza Topa i Herman są absolutnie bezbłędni w swoich rolach. On czaruje podobnie do Steve'a Carella ze wspomnianego już "Biura" - bardzo delikatnie przesuwając się po linii między skończonym głupkiem, a kochającym rodzicem o prawdziwie dobrym sercu (trochę jak wczesny Homer Simpson). Tam jednak, gdzie Bartek wciąż jest do rozpoznania, przywodzący miejscami na myśl swoje wczesne dokonania, jak ikoniczny listonosz Zenek ze "Złotopolskich", tam Katarzyna Herman dosłownie ginie w swojej roli, w pełni uosabiając uformowaną żelazem, stalową dziewicę, jaką jest Zofia. Nie jestem pewien, na ile jej sukces był zależny od niej, a na ile od materiału, który przyszło jej grać, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z lepszych, jeśli nie w ogóle najlepszym elementem całego serialu. Reszta obsady, nawet jeśli ostatecznie niezła, a miejscami wręcz dobra, nie ma do niej żadnego startu. To aż nieuczciwe, jak mocno winduje ona wszystkie swoje sceny, bo przez to otaczające je siano wygląda jeszcze słabiej, niż powinno. Nie chcę absolutnie a tym miejscu mówić, że ktoś robi w serialu gorszą robotę, ponieważ dosłownie cała obsada spisuje się na medal, ale po prostu pani Kasia stoi tak wysoko ponad całą resztą, że różnica poziomów zaczyna się nieprzyjemnie rzucać w oczy.
"1670" to serial, który nie powinien był się udać. Chamska zrzynka z "Biura", przepuszczona przez pryzmat zupełnie nieodpowiedniego dla tego formatu Baroku - w którym coś takiego jak kamera nie istniało - powinna była być gotowa recepta na katastrofę, lecz nowo-staromodne podejście Rużyłło do scenopisarstwa sprawia, że ten mezalians jakoś wypala. Nie wiem, czy zagraniczna publiczność zrozumie ogrom bardzo chermetycznych żartów, pisanych pod polską widownię, ale dla "naszych" (...i Litwinów) serial powinien robić robotę. Byle nie traktować go jako dokument, którym niegdy nie próbował nawet być. Jeśli guma w majtkach pije za mocno, sugeruję wzorować się na naszej szlachcie - oni zwyczajnie nie mieli gumy w majtkach. I problem z głowy.
Atuty
- Topa i Herman mogliby dźwignąć cały serial tylko na swoich barach;
- Ogromne ilości orzeźwiająco świeżego (paradoksalnie) humoru;
- Bardzo dobre kostiumy i dekoracje;
- Kolejne historię, choć raczej proste, zawsze imponują skupieniem materiału.
Wady
- Od czasu do czasu figle zbyt figlarskie;
- Miejscami zbyt powtarzalne gagi;
- Jakim cudem ta prostota ostatecznie działa tak skutecznie (tak chciałem coś wpisać)?!
"1670" to jest dokładnie ten mix "Biura" z podręcznikiem do historii, którego nigdy nie podejrzewałeś nawet, że brakuje ci w życiu. Bezpretensjonalna, a przy tym zwyczajnie zabawna komedia w słowiańskim stylu.
Przeczytaj również
Komentarze (27)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych