Żądło (1973)

Żądło (1973) - retro recenzja, opinia o filmie [SkyShowtime]. Wielki Szu gra Vabank

Piotrek Kamiński | 04.01, 21:00

Kiedy dwóch drobnych cwaniaczków przypadkiem okrada niewłaściwą osobę, zemsta pokrzywdzonego wprawia w ruch koła przekrętu tak wielkiego, że nikt nie może być pewien niczego. Kolejny, po "Butach Cassidy and the Sundance Kid" wspólny hit Paula Newmana i Roberta Redforda.

Oglądając klasyk George'a Roya Hilla, ciężko nie mieć skojarzeń z klasykami polskiej kinematografii - "Wielkim Szu" z 1982 i "Vabank" z 1981. W jednym filmie mamy historię legendarnego szulera, który przekazuje swoją wiedzę młodzikowi, w drugim robiony dla zemsty przekręt na wielką skalę. Do tej pory nigdy nie oglądałem "Żądła", więc zdziwiłem się, kiedy okazało się, że dwa z moich ulubionych filmów tak wiele mu zawdzięczają. No i jest to też dobra wiadomość dla dzisiejszego filmu, bo w końcu, jak się inspirować, to najlepszymi. I klasyk Hilla rzeczywiście się w tej kategorii mieści.

Dalsza część tekstu pod wideo

Scenariusz bardzo wyraźnie romantyzuje wielki kryzys lat trzydziestych i operujących w nim cwanych facetów w eleganckich garniturach, schowanych pod prochowcami. W tym celu twórcy filmu nie tylko odpowiednio wystroili swoich aktorów - za co zresztą zgarnęli Oskara - ale sięgnęli i znacznie głębiej. Specyficzne kadrowanie, efekty przejść między scenami, z których później George Lucas zrobił wizytówkę "Gwiezdnych wojen", plansze zapowiadające kolejne akty opowieści, charakterystyczna muzyka, nawet takie detale jak celowe pozostawienie ulic pustymi, praktycznie wolnymi od statystów. Wszystko to zostało zrobione, aby jak najlepiej oddać ducha tamtej epoki. I faktycznie, człowiek w trakcie seansu łatwo zapomina, że "Żądło" nie jest aż tak starym filmem (to znaczy generalnie to jest, ale nie AŻ tak) i Robert Redford jeszcze nie tak dawno temu był złolem w MCU, a Paulowi Newmanowi zadedykowano "Auta 3", w których pośmiertnie wrócił do roli Doca Hudsona za sprawą archiwalnych nagrań do części pierwszej.

Żądło (1973) - retro recenzja, opinia o filmie [SkyShowtime]. Fabularnie robi wrażenie nawet dzisiaj 

Henry i Johnny

Fabularnie mamy do czynienia niemal z kwintesencją "heist movie", czyli po ustawiającym kto, kogo i dlaczego będzie kroił wstępie dostajemy środek filmu, w którym cała akcja jest pieczołowicie przygotowywana przez naszych bohaterów, Henry'ego (Newman) i Johnny'ego (Redford) - oczywiście z paroma dodatkowymi wątkami, które, choć nie mają większego znaczenia dla szerszej opowieści, jak choćby krótki romans Johnny'ego z Lorettą (Dimitria Arliss), to jednak spełniają ważne zadanie mieszania widzowi w głowie, aby nie połapał się zbyt łatwo w tym, co tak naprawdę się dzieje i na czym dokładnie będzie polegał przekręt. Powiedziałbym, że finałowy zwrot akcji nawet bez tego jest raczej nieoczywisty (ja zupełnie nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, pół wieku temu to była wolna Amerykanka!), ale kto wie, może stałby się taki, gdyby wyciąć wszystkie ozdobniki? W każdym razie na koniec dostajemy wielki finał, który zgrabnie klaruje wszelkie wcześniejsze niejasności. W dzisiejszym kinie zapewne główny bohater stanąłby przed kimś i wyjaśnił komuś (choć tak naprawdę głupiemu widzowi) co się właściwie stało. Tutaj nie ma takiej potrzeby. Fabuła nie jest aż tak zawiła, a reżyser, wierząc w inteligencję widza, pozwala mu wyciągnąć swoje własne wnioski. 
 
Kolejną rzeczą, która odróżnia "Żądło" od bardziej dzisiejszych filmów kryminalnych, ale tym razem raczej negatywnie, jest sposób pisania postaci. Dzisiaj głównych graczy byłoby zapewne więcej, a każdy z nich byłby charalterystyczny, posiadał jakieś unikalne, nierzadko humorystyczne cechy. Postać Redforda to taki niemalże klasyczny everyman, bez większego wyrazu. Jasne, naturalny urok aktora sprawia, że i tak z nim sympatyzujemy, ale jest to postać raczej mało interesująca sama w sobie. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Henry'ego Gondorffa, choć tutaj mamy tę dodatkową wartość, że zanim poznaje on Johnny'ego, jego życie zdaje się być już skończone – pije tylko, snuje się, nie zainteresowany nikim ani niczym. Kiedy zaczynają wspólnie przygotowywać robotę, ewoluuje w coś w stylu bardziej doświadczonej wersji postaci Redforda - szelmowski uśmieszek i bystry wzrok sprawiają, że natychmiast rozumiemy jego inteligencję, ale jako postać, jako charakter nie ma już zbyt wiele do zaoferowania. Rozumiem, że to również był celowy zabieg – chęć skupienia się na fabule, w myśl starych czasów - ale sprawiało to, że w paru momentach chciałem, aby akcja szła naprzód odrobinę szybciej.

Żądło (1973) - retro recenzja, opinia o filmie [SkyShowtime]. Chociaż na upartego do paru rzeczy można się przyczepić 

Szybka gra w pociągu

Trzeba jednak przyznać, że sama fabuła przygotowana została całkiem zmyślnie i chce się w trakcie wiedzieć, co będzie dalej. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to do jakichś pojedynczych pierdół, jak to, że gangster, na którym mści się Johnny, niejaki pan Doyle Lonnegan (Robert Shaw), zostaje blisko początku całego planu wykiwany z 15 tysięcy dolarów - zawrotna kwota, jak na tamte lata. Rzecz dzieje się w jadącym pociągu i Lonnegan wie, że został oszukany, bo sam też oszukiwał. Dlaczego więc wkrótce po tym nie podszedł "rozliczyć się" z Henrym do jego wagonu? Bo nie mielibyśmy filmu - oto i odpowiedź. Albo jak to możliwe, że wynajęci mordercy nigdy nie zakomunikowali swojemu szefowi, że ten drobny cwaniaczek, któremu mocno dał on w kość, prysnął z miasta i jest teraz tutaj, kręci się po tej samej okolicy co szef? Mogłoby to solidnie skomplikować cały plan głównych bohaterów, lecz nic takiego nigdy się nie dzieje. Nie są to stricte dziury w fabule i każdy jeden z takich drobiazgów da się logicznie wyjaśnić. Powiedziałbym raczej, że są to po prostu rozwiązania mało prawdopodobne, a przez to ciężej się z nimi pogodzić. To jednak nic w porównaniu z mrużeniem oka, o które proszą nas twórcy jutrzejszej produkcji. Serio.

"Żądło" nie bez kozery jest pięćdziesięcioletnim filmem, który nawet na Filmwebie ma przeszło 76 tysięcy ocen (a więc jakoś 12 razy więcej, niż niedawne "The Marvels" od MCU), w tym od 21 oznaczonych krytyków. To absolutny klasyk kina kryminalnego, łącznik między latami trzydziestymi, z których sam czerpał i dzisiejszym kinem, które z kolei wciąż czerpie od niego. Nie jest to może film idealny, ale absolutnie warty nadrobienia, jeśli ktoś jeszcze nie widział. Jak ja. 

Atuty

  • Wciągająca fabuła; 
  • Satysfakcjonujący finał; 
  • Kilka interesujących zwrotów akcji; 
  • Redforda i Newmana nie da się nie lubić; 
  • Masa stylistycznych odniesień do lat trzydziestych, w których dzieje się film; 
  • Chwytliwa ścieżka dźwiękowa. 

Wady

  • Johnny i Henry sami w sobie są raczej mało ciekawymi postaciami; 
  • Środek filmu mógłby być odrobinę krótszy. 

Klasyczna produkcja z Robertem Redfordem i Paulem Newmanem, z której filmowcy potrafią czerpać do dziś. Bohaterowie mogliby być bardziej wyraziści, ale fabularnie trzyma widza od początku do końca. Nic tylko oglądać. 

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper