Pentiment – recenzja i opinia o grze [PS5]. Teraz to już grzech nie zagrać
Jest z nami nie od dziś, a większość z nas i tak nie wie, co z nim zrobić. W spokoju dojrzewa, jednych onieśmielając nietypową prezencją, a innych samą ideą. Chciałoby się jeszcze dorzucić, że warto go wypróbować, bo tę przygodę zapamiętacie na długo. I nie, nie chodzi tu o ser pleśniowy. Mowa o Pentiment od Obsidian Entertainment.
Nigdy nie byłam zagorzałą fanką konkretnej platformy – do żadnego z „wielkich stronnictw” nie przekonały mnie ani produkcje ekskluzywne, ani korzystne bardziej lub mniej (ostatnimi czasy raczej mniej) abonamenty. Pentiment gości na PC i Xboksie od ponad roku. Choć lubię tego typu klimaty, do tej pory nie miałam okazji sięgnąć po tę grę. W natłoku hitów, jakie wychodziły w ostatnich miesiącach, można było utonąć.
Teraz Microsoft przypomina światu o istnieniu „drukowanej” przygodówki, wydając ją na kolejnych platformach. Dzięki temu Pentiment trafia do szerszego grona osób. Phil Spencer powiedział kiedyś, że gdy gra każdy, zwyciężamy wszyscy. Być może w końcu doczekaliśmy się jakiejś mądrości w marketingowym sloganie.
Pentiment na PS5 – świat, fabuła i czas gry
Dzięki premierze na konsolach Sony i Nintendo nietuzinkowa produkcja o rysowniku na chudych nóżkach wpadła również i w moje ręce. Fakty i ploteczki na temat mieszkańców fikcyjnego XVI-wiecznego Tassing zgłębiałam na PS5. Nie wiem, czy ostatecznie sięgnęłabym po ten tytuł, gdyby nie jego powtórny debiut. Teraz widzę, że niewiele brakowało, a ominęłaby mnie okazja do obcowania z małym dziełem sztuki.
No, w sumie to nie takim małym. Niektórzy śmiałkowie określają Pentiment mianem indyka. Często przejście produkcji niezależnej to robota na jeden wieczór. W niektórych przypadkach nietrudno o wrażenie, że już samo zapoznanie się z napisami końcowymi – gdyby na przykład komuś przyszło do głowy czytać je od deski do deski – trwałoby dłużej niż dotarcie do nich. Z przygodówką od Obsidian nie pójdzie nam już tak gładko. Ukończenie tego tytułu zajmuje około 20 godzin.
W tym czasie dzieje się dużo – i są to na tyle ciekawe rzeczy, że nawet podczas przerw w graniu trudno przestać rozmyślać na temat fabuły. Artysta pierwszego planu to rysownik Andreas Maler, który przyjeżdża do opactwa w Tassing, by sfinalizować prace nad swoim dziełem. W międzyczasie ktoś za mocno uderza w głowę wizytującego barona, a winą za to obarcza się nauczyciela i przyjaciela Andreasa. Rysownik napina nóżki, by uratować mentora przed surową karą. To jedynie wątek główny Pentiment – w międzyczasie poznajemy mnóstwo pobocznych historii, w których twórcy portretują nowożytne społeczeństwo, z największymi nadziejami i bolączkami różnych jego warstw. Poza tym głaszczemy kotki i pieski. Występują tu one w słusznej liczbie – a jednego mruczka możemy nawet nakarmić kiełbasą.
Nie wieje
20 godzin rozgrywki to niemało – a jednak ani przez chwilę nie zawiało mi tu nudą. Owszem, akcja spowalnia w niektórych momentach, ale tylko po to, by za chwilę znowu wciągnąć nas bez reszty. Do tego zadbano o liczne nawiązania do historii, filozofii i nauki. Co natomiast podoba mi się w tej grze najbardziej, to małe i duże inteligentne żarciki – Pentiment dosłownie tonie w humorze słownym i sytuacyjnym. Wielkie brawa dla autorów dialogów i scenariusza. A skoro już w tym temacie jesteśmy – naszym głównym zadaniem w tej przygodówce jest prowadzenie długich rozmów z mieszkańcami miasta. Rozmowy te wyświetlają się w formie tekstu podzielonego na sekwencje. Każda z postaci „wypowiada się” za pomocą nieco innego kroju i charakteru pisma, co pomaga nam wnioskować między innymi o poziomie jej wykształcenia i temperamencie.
Dyskusje z NPC-ami są zawsze ciekawe i mnie osobiście nie przeszkadzało, że miałam tony tekstu do czytania. Od czasu do czasu trzeba również podjąć jakąś decyzję, której skutki mogą odbić się Andreasowi czkawką nawet po długim czasie. Dlatego ważne jest, by dokonywać przemyślanych wyborów – one naprawdę mają tu znaczenie. Jednak podstawą rozgrywki pozostaje prowadzenie zawiłych rozmów. Z tego względu kluczowym przyciskiem, jakiego przychodzi nam tu nadużywać, jest X, bo to nim przyspieszamy dialogi. Przycisk ten nieustannie mordujemy, aż w końcu samowolnie odpada. A tak na serio, sterowanie padem w Pentiment na PS5 jest bardzo proste i intuicyjne, a przyzwyczajenie się do niego nie zajmuje wiele czasu.
Pentiment korzysta z haptyki DualSense, ale robi to moim zdaniem trochę za bardzo oszczędnie. Czasem – na przykład wtedy, gdy podczas burzy grzmi lub gdy ktoś nadeptuje Andreasowi na stopę – czujemy drganie pada. I tyle. Szkoda, że nie zdecydowano się na więcej.
Pokuta w 120 FPS
Styl graficzny Pentiment robi wrażenie. Jest oryginalnie i kolorowo. Oszczędne animacje dają nam odczuć, że mamy do czynienia z postaciami i sytuacjami wyjętymi z papierowych kart. Jednocześnie zadbano o takie detale, jak emocje na twarzach bohaterów. Jeśli chcemy je (emocje – i w sumie twarze też) widzieć wyraźniej, to w opcjach znajduje się możliwość powiększania głów postaci. Tak jest, nie zmyślam. Warto też przypomnieć, że Pentiment w wydaniu na PS5 oferuje płynność 120 FPS. Rozumiem, że w produkcjach tego typu takie usprawnienie nie zdaje się na wiele, niemniej faktem jest, że zostało ono wprowadzone. Na Xboksach również wylądowała niedawno stosowna aktualizacja.
Jedynym, co trochę zawodzi w aspekcie wizualnym, jest niezbyt czytelna mapa. W niektórych momentach wydawało mi się, że to, co widzę na miniaturkach, nie do końca odzwierciedla rzeczywiste rozmieszczenie miejsc w grze. Oczywiście z czasem po prostu zapamiętujemy, w którą stronę iść, żeby dojść do konkretnego domu, ale raczej nie tak to powinno działać. Nie jest to wina wyłącznie jednego portu, ale dla zasady odnotowuję tę kwestię.
Mnichów szept, ptaków śpiew
Od zeszłorocznej premiery Pentiment wiele osób narzeka, że Obsidian Entertainment nie zdecydowało się na użycie voice actingu w grze. Moim zdaniem deweloperzy doskonale wiedzieli, co robią. Gra niejednokrotnie daje nam znać, że problem wypierania piśmiennictwa przez druk na początku epoki nowożytnej nie jest jej obojętny. Odgłosy skrobania pióra i odciskania prasy drukarskiej nie zastępują więc lektorów bez powodu. Księgi mówią, ale nie usłyszymy od nich nic więcej: słowa w nich zawarte trzeba sobie przeczytać samemu.
Zresztą, podobnie jak ma to miejsce w przypadku kroju pisma, także i odgłos gryzmolenia piórem odzwierciedla stany mentalne postaci. Jeśli na przykład nasz rozmówca jest wzburzony, słyszymy to w sposobie jego pisania. Maestria! Voice acting jest w tym przypadku zbyteczny. Całość uzupełniają – w zależności od sytuacji – odgłosy natury lub muzyka.
Pentiment na PS5 – czy warto zagrać?
Pentiment to dzieło kompletne. Do największych jego zalet należą mocna, wielowątkowa fabuła i oryginalna oprawa wideo. Tej ostatniej nie nadgryzie ząb czasu, bo już z założenia jest przeterminowana (sprytne posunięcie autorów). Do tego gra ma dużo do powiedzenia w kwestiach przemian społecznych i kulturowych w XVI wieku, choć paradoksalnie nie słyszymy tu ani jednego słowa.
Wersja na PS5 działa płynnie (co specjalnie nie dziwi) i ogarnięcie sterowania nie nastręcza trudności. Oczywiście wybór platformy należy do was. Ale teraz już po prostu trzeba w to zagrać.
AUTOR: Dagmara
Ocena - recenzja gry Pentiment
Atuty
- Wielowątkowa fabuła
- Liczne odniesienia do filozofii, sztuki i nauki
- Inteligentny humor
- Oprawa wizualna i dźwiękowa
- Czas gry
- Tłumy mruczków do głaskania
Wady
- Niewykorzystany potencjał DualSense
- Niezbyt czytelna mapa
„Pentimento” oznacza żal lub skruchę i odnosi się do poprawek wprowadzanych na obrazie w procesie jego tworzenia. Tym sposobem dzieło sztuki ma niejako parę wersji. Niech więc żałują wszyscy, którzy dotąd nie grali w tę produkcję. I czym prędzej nadrobią zaległości – obojętnie w której wersji.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (111)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych