recenzja Rebel Moon

Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany (2024) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Lepiej, ale czy dobrze?

Roger Żochowski | 19.04, 09:00

„Gdy spokojnej kolonii na skraju galaktyki zagrażają potężne armie, największą nadzieją na przetrwanie mieszkańców staje się tajemnicza nieznajoma" - brzmiał slogan zachęcający do zapoznania się z pierwszą odsłoną „Rebel Moon” Zacka Snydera. I w sumie niewiele się zmieniło.

Po serii spektakularnych migawek i slajdów, zwiedzeniu tuzina planet i poznania całej zgrai średnio interesujących bohaterów, film wrócił do punktu wyjścia - do spokojnej kolonii na skraju galaktyki. Veldt, bo o tej zabitej dechami wiosce mowa, znów będzie musiało się bronić przez najazdem złego Imperium, wojskami ponownie dowodził będzie niezrównoważony emocjonalnie admirał Atticus Noble (Ed Skrein), a czoła spróbuje stawić mu urocza, choć częściej spychana z pierwszego planu, Kora (Sofia Boutella).

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie da się ukryć, że pierwsze minuty filmu to istne déjà vu. Różnica polega na tym, że tym razem dziewczyna nie będzie sama, bo przez cały poprzedni film zdążyła zebrać paczkę mniej lub bardziej osobliwych postaci, które mają jej pomóc w obronie tego cennego skrawka ziemi.

Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany (2024) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Niech na całym świecie wojna, byle wieś zaciszna, byle wieś spokojna 

recenzja Rebel Moon 2

O ile jedynka bardzo szybko rozpoczynała pogoń po kolejnych miejscówkach, nie dając postaciom szans na żaden rozwój, a historii na oddech, dwójka obiera nieco inną drogę. Przez pierwszą godzinę tego ponad 120 minutowego spektaklu praktycznie nic się nie dzieje. Bohaterowie prowadzą sielskie życie, zbierają plony na polu, biesiadują wieczorami przy ognisku, tańczą, śpiewają ludowe pieśni, mówią niezrozumiałym językiem wznosząc modły do nieba i przygotowują się do obrony wioski na pełną skalę.

Oczywiście jak to u Snydera - plony zbierać trzeba w slow-motion, abyś mógł zobaczyć każdy kłos zboża kołyszący się na wietrze, koniecznie o zachodzie słońca. I tak sobie bohaterowie żyją w tej krainie mlekiem i miodem płynącej, próbując budować jakieś relacje. Nie przeczę, dzięki temu, że dano więcej miejsca na dialogi można nawet polubić tę specyficzną wersję Strażników Galaktyki dla ubogich. Choćby twardego generała Titusa (Djimon Hounsou) czy małomówną Nemesis (Doona Bae), bo to postacie najlepiej widoczne na drugim planie. Wciąż brakuje tu jednak chemii. Ba, część bohaterów, których Kora żmudnie zbierała niczym Pokemony w poprzedniej części praktycznie w żaden sposób nie próbuje zaciekawić widza swoją osobowością. Jak choćby Tarak (Staz Nair), wannabe Conan Barbarzyńca, będący w filmie statystą.

Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany (2024) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Każdy ma swoją Gwiazdę Śmierci

recenzja Rebel Moon

Co gorsza, mimo zwiększenia czasu antenowego dla każdej z postaci czasami wszystko jest rysowane jak od linijki. Potrzebujemy jakieś backstory dla ekipy? Usadźmy ich do stołu i niech każdy po kolei wspomina, co złego zrobiło mu imperium. Jak w szkole przed tablicą, tylko nie ma facetki, która chciałaby to słuchać. Boli też, że Snyder dalej nie potrafi poluzować gumy w majtach i rozładować atmosfery jakimś żartem. Tutaj zazwyczaj wszyscy są piekielnie poważni, przez co film zbyt często i zbyt mocno popada w karykaturę. Fabuła traktuje widza dosłownie i nawet jak ktoś ginie to na myśl przychodzi słynny mem z Jeremym Clarksonem – „Oh no! Anyway....”.

Na pewno jedność miejsca, czasu i akcji, poza obowiązkowymi retrospekcjami, pozwoliła opanować narracyjny chaos. Z racji tego, że cała historia rozgrywa się teraz na Veldt twórcy mieli więcej czasu by popracować nad drobiazgami. Dodać wątek miłosny, dłuższe sekwencje dialogowe, podkręcić podniosłe przemówienia i wprowadzić nieco szachów miedzy rebeliantami a imperium. Bo druga część filmu to trochę taka gra w kotka i myszkę - kto kogo przechytrzy. Szkoda, że zabrakło tu większej finezji i mniejszej przewidywalności, bo momentami naprawdę dobrze się to ogląda.

A ogląda się dobrze dlatego, że co by nie mówić, ale sceny batalistyczne są w większości dobrze nakręcone. Wiadomo, nadmiar slow-motion bierzemy u Snydera z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale sekwencje wysadzania kosmicznych pojazdów, wymian ognia czy pojedynki na orbicie naprawdę mogą się podobać. A wszystko jest do tego naprawdę dobrze udźwiękowione. Nie trzeba tu dużo myśleć, bo fabuła niespecjalnie do tego zachęca, ale cały film jest bardziej spójny i przemyślany od części pierwszej.

Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany (2024) - recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu

recenzja Rebel Moon 2

Pochwalić muszę też ponownie naprawdę udany wątek androida paradującego po wiosce. Przemawiająca głosem Anthony'ego Hopkinsa maszyna została dobrze napisana, jej zachowanie jest nie do końca jasne, przemyślenia intrygujące i wielka szkoda, że w filmie tak mało się pojawia. Obserwowanie wydarzeń z pespektywy Jimmy'ego mogłoby przynieść opowiadanej historii naprawdę wymierne korzyści, a nawet wyjść nieco poza czarno-białą kalkę rebeliantów walczących ze złym imperium.

O ile po skończeniu pierwszej części Rebel Moon byłem umiarkowanie zainteresowany tym jak potoczą się dalsze losy bohaterów, tak w przypadku sequela pojawiła się iskra zainteresowania uniwersum, zwłaszcza wątek Balisariusa i Księżniczki Issy wydaje się dobrze rezonować z motywem zemsty, jaką kierują się bohaterowie. Zdaję sobie sprawę, że film przez wielu recenzentów dla zasady zostanie zrównany z ziemią, a dla innych będzie to strata czasu, ale jako niespecjalnie ambitny popcorniak na niezobowiązujący wieczór Rebel Moon 2 sprawdza się nawet lepiej niż jedynka. Otwartym pozostaje pytanie czy trzecia część w ogóle powstanie.

Atuty

  • Sceny akcji i efektowne eksplozje
  • Postać androida Jimmy'ego
  • Spójność miejsca i czasu
  • Scenografia oraz projekty statków

Wady

  • Postacie drugoplanowe to w większości statyści
  • Patos i banał
  • Brak poczucia humoru
  • Słabo zbudowane relacje między bohaterami
  • Przewidywalny scenariusz

Rebel Moon 2 jest bardziej spójne i po prostu lepiej się ogląda niż jedynkę, ale w wielu elementach wciąż niedomaga.

6,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper