Gniazdo pająka (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Ma ktoś arachnofobię?
Pewnej nocy, niewielki meteoryt spada z nieba prosto do budynku, w którym mieszka mała Charlotte. Wychodzi z niego niewielki, ale za to bardzo inteligentny pająk...
Sto lat nie widziałem już faktycznie dobrego filmu o pająkach - jeśli o niczym nie zapomniałem, to chyba od "Arachnofobii" z 1990 roku. Na wszelki wypadek nie mam jednak zamiaru jej sobie odświeżać, bo okaże się zaraz, że nie ma czegoś takiego, jak dobry horror o pająkach. Owszem, ten dzisiejszy też absolutnie nim nie jest. Trochę szkoda, bo jak patrzę na filmową Sting, to trudno nie przyznać, że był potencjał.
Tymczasem po jakichś 60 z 90 minut seansu nosiło mnie już tak w fotelu, że napisałem do kolegi, który miał ze mną iść do kina, ale w ostatniej chwili coś mu wyskoczyło, że dobrze zrobił, bo w tym filmie nic się nie dzieje. A jeśli jest coś gorszego od bezsensownego horroru, to jest to nudny horror.
Gniazdo pająka (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Nie ma o czym opowiadać
A zaczyna się całkiem obiecująco. Jakaś starsza pani ogląda sobie telewizję. Jest noc, względna cisza. Nagle przeszkadzają jej jakieś dziwne piski i skrobania. Dzwoni więc po speca od robactwa i innych szkodników, żeby przyjechał i się tym zajął. Przekonujemy się, że babcia ma problemy z pamięcią i nie kojarzy nawet własnego adresu, który musi mieć zapisany na karteczce. Chwilę później przekonujemy się, że sytuacja, którą oglądamy, ewidentnie nie dzieje się pierwszy raz, co jak najbardziej ma sens, biorąc pod uwagę stan zdrowia starszej pani. Reżyser i scenarzysta, Kiah Roache-Turner sprytnie buduje ten zwrot akcji pod naszymi nosami, sympatycznie zaskakując widza i jednocześnie usprawiedliwiając niebanalny rozmiar stawonoga. A po tym... Cofamy się w czasie.
Wiesz dlaczego reżyser pokazuje widowni fragment finału w ramach otwarcia? Bo doskonale wie, że wcześniej nic się nie dzieje i ludzie pośpią się w kinowych fotelach, jeśli nie da im czegoś na dobry początek. Aż do samego finału, Sting ma dosłownie jedną akcję z jakimś człowiekiem. Poza tym cały film spędzamy na poznawaniu naszych bohaterów. Tak więc mamy małą Charlotte (Alyla Browne), która znajduje kosmicznego pająka. Jej tata, Ethan (Ryan Corr) rysuje komiksy, mama ((Penelope Mitchell)... Istnieje, babcia od strony ojca (Robyn Nevin) na co dzień najbardziej lubi być wredną jędzą, mającej problem z tym, że wnuczka chciałaby pobawić się u niej w domu, z kolei babcia od strony mamy to ta urocza pani z alzheimerem, którą poznaliśmy na początku filmu (Noni Hazlehurst). Poznamy jeszcze paru sąsiadów i pana eksterminatora, ale są tu oni głównie po to, żeby pająk miał co robić bliżej końca filmu. Przez pierwszą godzinę krążymy tylko z Charlotte, obserwując jej realcje z rodziną, zabawę ze Sting, dopytywanie jajogłowego sąsiada o związane z nią detale i tym podobne rzeczy. Naprawdę nie będzie przesada, kiedy powiem, że nic się w tym filmie nie dzieje.
Gniazdo pająka (2024) - recenzja, opinia o filmie [Kino świat]. Ale wygląda solidnie
Tym, co do jakiegoś tam stopnia ratuje film jest jego warstwa wizualna. Nie wiem dlaczego budynek, w którym mieszka Charlotte i jej rodzina wygląda aż tak mrocznie - bo, że Brooklyn jest obskurny, to wiadomo - ale pomaga to budować mroczny klimat filmu. Mrok i długie cienie są tu wszechobecne. Słabe oświetlenie, w połączeniu z tu jakąś burzą, tu wiecznie zasłoniętymi firankami, sprawiają, że dosyć bogato udekorowane wnętrza robią się przytłaczające, pełne zakamarków i kształtów, potencjalnie mogących schować przerośniętego pająka. Powiedziałbym wręcz, że jest tu trochę zbyt mrocznie, jak na zwykły budynek mieszkalny, w którym mieszkają normalni (choć nie najlepiej sytuowani) ludzie.
No i jest i sam pająk, Sting (mimo że nie ma żądła, ale co tam). Uważam, że dobrą decyzją było zrobienie z niego czegoś w stylu przerośniętej czarnej wdowy - z lśniącym, gładkim, chitynowym pancerzem pokrywającym całe ciało, dzięki czemu pięknie odbija światło, sprawiając wrażenie jakby był wilgotny. Oczywiście wielkie pająki zazwyczaj nie są przesadnie szybkie, ale twórcy nie celują tu w realizm, więc Sting znika z oczu w ułamku sekundy, jeśli tylko chce - chyba że zbliża się koniec filmu i nagle stoi praktycznie w miejscu, czekając aż ktoś coś z nią zrobi. Jeśli ktoś boi się pająków to ten tutaj absolutnie zrobi na nim wrażenie. Dzięki kombinacji mocno ograniczonego oświetlenia i błyszczącej fakturze cielska naszego pajęczaka, spece od CGI nie musieli się nawet specjalnie wysilać żeby efekt i tak był przekonujący.
Problem "Gniazda pająka" polega na tym, że ma ładnie wykonane elementy składowe - zdjęcia, pająk, niezgorsza obsada - ale nie potrafi zrobić z nimi niczego ciekawego. Najpierw nie dzieje się nic ciekawego, a później nawet finał jest jakoś taki... Mało wyrazisty. Nie wiem czy zabrakło budżetu czy pomysłów, ale dzisiejszy film to jedna z tych produkcji, które spokojnie można ominąć, jeśli nie jest się na totalnym głodzie creature feature'owym.
Atuty
- Pająk;
- Ładne zdjęcia i set design;
- Kilka ciekawie stworzonych mini-zagadek.
Wady
- Okropne tempo;
- Nuda;
- Mało akcji z pająkiem w filmie o pająkach;
- Taki sobie finał, nie wykorzystujący w żaden sposób pierwszych dwóch aktów filmu.
"Gniazdo pająka" zbiera się cały film, żeby finalnie dostarczyć średniej jakości finał. Sam pająk jest uroczy, że hej, ale ledwo na wieczornym seansie powstrzymywałem sen.
Przeczytaj również
Komentarze (39)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych